W połowie czerwca prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział zorganizowanie referendum ws. migrantów. Wtedy temat był na topie, bo ministrowie spraw wewnętrznych państw Unii Europejskiej zgodzili się na tzw. pakt migracyjny wprowadzający „obowiązkową solidarność" przy relokowaniu migrantów lub konieczność zapłacenia 22 tys. euro za każdą osobę. Później na szczycie UE przeciwko paktowi protestowały Polska i Węgry, ale to zbyt mało do zablokowania decyzji. Politycy PiS zapowiadali, że referendum miałoby się odbyć razem z wyborami do Sejmu (najprawdopodobniej 15 października).
Ale to nie jest jeszcze postanowione. W obozie rządzącym trwa bowiem ostry spór, o to czy warto to referendum organizować, a jeśli tak, to czy dodać kolejne pytania.
Wedle informacji Gazeta.pl, na środowym spotkaniu sztabu PiS doszło do ostrej dyskusji o sensie i treści tego referendum. Oprócz pytania o politykę migracyjną UE rozważanych jest pula około pięciu dodatkowych pytań.
- Dodawanie nowych pytań to otwieranie puszki Pandory - słyszymy od sceptyka wobec pomysłu na rozbudowanie referendum. Zwolennicy uznają, że nowe pytania bardziej zmobilizują wyborców PiS.
Jeśli rozszerzać pytania, to - słyszymy w obozie rządzącym - kilka pytań miałoby być prostych i zakładać równie proste odpowiedzi jak np. "trzy razy tak".
Możliwość rozbudowania referendum zasugerował publicznie sam Jarosław Kaczyński. - Tam może się pojawią jeszcze jakieś inne pytania, a może tylko to jedno, ale potrzebne jest wsparcie narodu, bo musimy zabezpieczyć się przed jakimiś niespodziankami - mówił kilka dni temu Kaczyński na wiecu.
Wśród rozważanych nowych pytań referendalnych jest to o reparacje za straty zadane w II wojnie światowej. Onet sugerował, że wśród rozważanych pytań jest też takie o zachowanie prawa weta w Unii Europejskiej.
Jak pisaliśmy w Gazeta.pl, szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk ma świadomość, że referendum ws. migrantów to śmiertelne zagrożenie dla opozycji. Zatem po ogłoszeniu w czerwcu przez Jarosława Kaczyńskiego pomysłu na takie referendum Tusk obrał sobie za cel rozładować to ryzyko. Nawet kosztem krytyki, która na niego spadła. Tusk sięgnął po wręcz pobrzmiewającą linią Konfederacji narracją o wielkim zagrożeniu ze strony migrantów, a cała PO deklaruje, że też jest przeciw przymusowym relokacjom. - Ten mechanizm się nie sprawdził i nie ma zgody na powrót do niego - mówi nam jeden z ważniejszych polityków Platformy. Opozycja generalnie torpeduje pomysł referendum, uznając go za bezsensowny, bo wszyscy są przeciwko przymusowej relokacji migrantów, a ponadto pakt migracyjny Unii Europejskiej przewiduje „przymusową solidarność", a nie obowiązek przyjmowania relokowanych imigrantów.
PiS ma jeszcze czas na decyzję. - Wszystko może się zdecydować w ostatnich 15 minutach - mówi polityk PiS znający kulisy rozmów.
Ostateczna decyzja nie będzie należeć do samego sztabu, ale do szefostwa PiS, a w praktyce prezesa tej partii. W środę wieczorem tematem referendum miał się zająć "PKP" (Prezydium Komitetu Politycznego) PiS, czyli najściślejsze władze PiS.
Wedle naszych informacji PiS celuje w to, aby - jeśli zapadnie polityczna decyzja o zorganizowaniu referendum - to formalnie przeforsowana miałaby być na zaplanowanym na 28 lipca posiedzeniu Sejmu. Możliwe jest jednak też zwołanie dodatkowego posiedzenia Sejmu w sierpniu, jeśli decyzja ws. referendum się przeciągnie. Zdaniem naszych rozmówców decyzja Nowogrodzkiej zapaść ma powinna w przyszłym tygodniu. Teraz trwa gorączkowe analizowanie sondaży zamawianych przez sztabowców. Póki co temat migrantów przygasł, bo nie ma też okoliczności, które by generowały społeczne emocje wokół niego.