Jaki jest Sławomir Mentzen? - pytamy polityków, działaczy prawicy, sympatyków. Większość z nich nie chce mówić pod nazwiskiem.
- Chłodny i nieprzystępny. W prywatnych rozmowach ze mną unikał kontaktu wzrokowego.
- Sztywny. Wiecznie w tym garniturze.
- Pracowity, cały czas pogłębia wiedzę. Cholernie dużo czyta.
- "Antykruchy".
- Czuły na punkcie swojego wizerunku.
- W głębi serca trochę braunista.
Podobno jedną z postaci, która inspiruje Sławomira Mentzena, jest Roger Stone, do cna cyniczny doradca Trumpa.
- Trzeba przyznać, że jak robimy otwarcie pubu, to nie ma wiecie czego we wsi - mówi. Podnosi kufel z piwem i opróżnia na raz. Na sali słychać doping: "Pij do dna!". Po chwili na stoliku obok ląduje kolejne. - Ostatnio zupełnie odwykłem od mówienia na trzeźwo - przyznaje z rozbrajającą szczerością. Nie wiadomo, czy żartuje.
Jest kwiecień 2022 roku, Sławomir Mentzen, doktor nauk ekonomicznych, przedsiębiorca, wtedy jeszcze wiceprezes partii KORWiN otwiera knajpę w miejscu popularnego U Szwejka na Rynku Staromiejskim w Toruniu. Mentzen opowiada słuchaczom, że na pomysł z pubem wpadł, gdy wracał samochodem z Warszawy (wyjaśnia: - Byłem głodny i miałem ochotę na burgera). To był czas lockdownu i zamkniętych restauracji, część z nich nie udźwignęło obostrzeń i zamknęło się na stałe. Spośród zasiadających w Sejmie ugrupowań to właśnie Konfederacja najzajadlej krytykowała lockdownową politykę rządu, o czym w swoim pubie przypomina Mentzen: - Te obostrzenia były nielegalne, w związku z czym pomyślałem, że jak otworzę ten pub, to będzie to lepiej wyglądało, bo takie namawianie ludzi - "otwierajcie się, otwierajcie" - i nieryzykowanie samemu… No nie jest to w porządku. Pomyślałem, że jak otworzę ten pub, to będę mógł dawać przykład, że sam również ryzykuję.
Sens jest więc taki, żeby pokazać wiarygodność i sprawczość ("U mnie jest bardzo szybko od słów do czynów"), ale przede wszystkim promować siebie. Wszak pub to kolejne przedsięwzięcie firmowane jego nazwiskiem. Istnieje już Kancelaria Mentzen, Browar Mentzen, klub Start Mentzen Toruń (kancelaria jest sponsorem tytularnym).
Mówi polityk z Torunia, przedstawiciel dużego ugrupowania: - Ci, którzy go znają, mówią, że jedyny projekt mający dla niego znaczenie nazywa się "projekt Mentzen". Żadna Konfederacja, Nowa Nadzieja. To tylko środki do celu. Tak samo jak Ruch Narodowy, którego potrzebuje ze względu na struktury, żeby skuteczniej działać w kampanii wyborczej. Wszystko jest podporządkowane realizacji własnych celów, czy politycznych, czy biznesowych. Przy tym lubi szum wokół siebie, ma straszne parcie, żeby być w centrum. Stąd wszystko, za co się bierze, musi mieć w nazwie jego nazwisko.
Dawny sympatyk Konfederacji (dzisiaj odcina się od środowiska), który Mentzena poznał prywatnie: - Gra bezkompromisowego i niepokornego, ale w rzeczywistości jest wyczulony na punkcie swojego wizerunku.
"Projekt Mentzen" działa, co pokazują słupki poparcia. Gdy otwiera pub, jest już znanym politykiem i komentatorem, choć nadal kojarzonym głównie z mediami społecznościowymi. W tamtym czasie sondaże dają Konfederacji grubo poniżej 10 procent poparcia. W październiku 2022 roku młody polityk zastępuje Janusza Korwin-Mikkego na stanowisku szefa KORWiN-a. Niedługo potem partia zostaje przemianowana na Nową Nadzieję. Zmiana pokoleniowa była nieunikniona. Prawybory ugrupowania w 2020 roku, w których Korwin-Mikke zajął dopiero trzecie miejsce, pokazały, że mają go już dosyć w szeregach własnej partii. Po odsunięciu na bok skandalizującego nestora turboliberalizmu słupki partii szybko rosną. Dzisiaj współrządzona przez Mentzena i Krzysztofa Bosaka Konfederacja jest w sondażach trzecią siłą. - Konfederacja jest wreszcie na fali wznoszącej. Kiedy spotykaliśmy się w lutym [...] niewielu dawało nam szansę na to, o czym mówił w swoim przemówieniu Sławomir Mentzen - że idziemy po kilkunastoprocentowy wynik. Dziś widzimy, że coś się w Polsce zaczyna zmieniać - mówił na czerwcowej konwencji w Warszawie Bosak. Ale na kilka miesięcy przed wyborami widać, że zmieniła się przede wszystkim twarz "Konfy". Dryf w stronę centrum na boczny tor kupili działacze z niższych szczebli. Z kilkoma rozmawialiśmy przy okazji czerwcowej konwencji - żaden nie upominał się o Korwin-Mikkego. - Mentzen używa lepszego języka, ale jeśli chodzi o przekaz, dalej opowiada się za wolnym rynkiem - mówił nam jeden z sympatyków.
Czerwcowa konwencja Konfederacji Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Inny wystąpienia prezesa NN zestawia z zachowawczymi wystąpieniami pozostałych liderów i pustymi hasłami. - W moim przypadku decydująca była wyrazistość Mentzena. Przekaz jest jednoznaczny, łatwo się go zapamiętuje. Można sobie bez trudu wyobrazić pozytywne skutki proponowanych przez niego zmian - mówi Jarosław, od kilku miesięcy członek Nowej Nadziei. Nigdy nie pasowała mu antyunijna retoryka Korwin-Mikkego. Był nawet moment, że Jarosław rozważał przystąpienie do Hołowni. - Korwin i Braun zeszli na dalszy plan. To zapewne efekt pewnych przemyśleń. I dobrze, bo zmiękczenie przekazu już ma wpływ na słupki wyborcze - zauważa. Tłumaczy, że ludzie są zmęczeni odwieczną wojną między Kaczyńskim i Tuskiem. - Od tej nienawiści, która wylewa się z PiS-u i PO, należy być jak najdalej, dlatego my jako Konfederacja powinniśmy unikać haseł typu "precz z tym", "precz z tamtym" - mówi, nawiązując do niektórych starszych wypowiedzi Mentzena i tych całkiem nowych Brauna.
Mówi człowiek z najbliższego otoczenia Mentzena: - Ma pomysł na siebie i go realizuje. Jest zdeterminowany, pracowity, dużo czyta, bo chce zrozumieć świat. Nie jest i raczej nie będzie politykiem od nudnych konferencji w Sejmie, nie będzie w kampanii chodził po ulicy i witał się z ludźmi, bo takich rzeczy nie czuje. Zresztą to jest nieefektywne, skoro może wrzucić tiktoka i mieć milion wyświetleń.
W sieci popularność Mentzena rośnie od 2016 roku. Początkowo publikował na Facebooku minifelietony dla wąskiego grona czytelników. Pisał głównie o prowadzeniu działalności, podatkach, gospodarce. Krytykował politykę socjalną rządu, od czasu do czasu upominał się o liberalizację prawa posiadania broni. Z roku na rok zyskiwał kolejnych odbiorców i sympatyków. W 2018 roku reakcji były już setki, jeszcze później tysiące. To oczywiście nic w porównaniu do chwytliwych filmików na TikToku - te mają miliony odtworzeń i setki tysięcy klikniętych serduszek.
W biznesie zaczynał od kantoru wymiany walut, który w 2011 roku otworzył na toruńskiej starówce i zamknął po trzech latach. W tym samym mieście założył biuro rachunkowe i sklep z bronią. Należał do Rady Fundacji Ad Arma, która działa na rzecz powszechnego dostępu do broni. O swojej działalności Mentzen opowiadał dwa lata temu w rozmowie z Jackiem Hogą, szefem Ad Arma. - Miałem kiedyś nieszczęście spróbować uzyskać koncesję na handel bronią i amunicją. Mało kto wie, ile wysiłku wymaga uzyskanie koncesji na handel bronią w małym sklepie myśliwskim. To nie był wielki sklep, jakaś hurtownia, nie handlowałem czołgami czy jakąś bronią wojskową. To był sklep dla myśliwych i strzelców sportowych - wspominał i wyliczał liczne pozwolenia przeróżnych instytucji, które musiał zdobyć, by otworzyć "mały sklepik, gdzie można było kupić amunicję na królika". W tej samej rozmowie Mentzen przyznaje, że jego zdaniem dozwolone powinno być też kupowanie "czołgu, karabinu maszynowego, granatnika" na własny użytek. Nie ma w tym nic groźnego, bo: - Na ile znam osoby o znacznym majątku, które stać byłoby na kupienie czołgu, to są to osoby rozsądne, które głupich rzeczy by z tym czołgiem nie robiły. Wydaje mi się, że taka osoba jest daleko bardziej rozsądna niż ewentualny urzędnik, który miałby decydować, czy on ma prawo nabyć ten czołg czy nie.
Dzisiaj Kancelaria Mentzen ma biura w Toruniu, Gdańsku i Warszawie. Byli pracownicy nie chcą z nami rozmawiać. Jedna z osób odpisuje na Facebooku, że praca była w porządku i odsyła do komentarzy na portalu GoWork. Inna do nas dzwoni i sugeruje, że chętnie porozmawia, ale za pieniądze. Negatywne komentarze o Kancelarii z GoWorka poznikały. Serwis pytany przez nas o powody usunięcia pisze między innymi, że "swoboda wypowiedzi nie oznacza wolności do świadomego kłamstwa, do obrażania kogokolwiek, czy naruszania czyjejś godności". Dzisiaj te opinie można znaleźć w tekście OKO.press z ubiegłego roku i trudno uznać, że ich autorzy kogokolwiek obrażali. We wpisach punktowano głównie "zwalnianie z dnia na dzień" i pracę ponad normę. Już w trakcie pracy nad tym artykułem na GoWork opublikowano obszerną opinię użytkowniczki (przedstawia się jako Patrycja Lewandowska) w formie wywiadu. Twierdzi, że jej współpraca z pracodawcą zakończyła się nagle i "nie została poprzedzona żadnym ostrzeżeniem". Czytamy: "Wręcz odradziłabym pracę w tym miejscu. Po pierwsze, niska kultura komunikacyjna. Po drugie, niepłacone, częste nadgodziny. Po trzecie, brak wsparcia od osób zarządzających - szefa zespołu czy innych pracowników kancelarii. Po czwarte, zdarzyło się, że miałam rozmowę z pracodawcą, ponieważ jednej dziewczynie nie odpowiadała moja mimika twarzy. Po piąte, brak awansu finansowego, pomimo awansu stanowiskowego i wiążącego się z tym wzrostu obowiązków. Po szóste, brak rozwoju umiejętności i niejasny system awansowania".
- Zatrudnia studentów, młode osoby do 26. roku życia, bo ze względu na ulgi można im płacić mniej. Jak kończą te 26 lat to natychmiast się z nimi rozstaje, bo podwyżki im nie da - mówi nam zorientowana osoba. - Ale przecież nie jest jedynym przedsiębiorcą, który tak robi - dodaje.
W 2022 roku Mentzen odsłonił w swojej kancelarii złotą figurę Mateusza Morawieckiego, jego "dobrodzieja". Zapowiadał to podczas otwarcia knajpy w Toruniu. - Żeby otworzyć taki pub, w tym miejscu, to jednak trochę kasy wymaga. Skąd jest ta kasa? Z optymalizacji podatkowej, którą robimy, dlatego że pan Morawiecki urządził nam Nowy Ład. Okazało się, że wszyscy przedsiębiorcy w Polsce muszą korzystać z doradców podatkowych, w związku z czym było trochę pracy i trochę na tym zarobiliśmy - mówił.
Niektórzy się zastanawiają, czy rzeczywiście chce upraszczać podatki, skoro zarobił pieniądze dzięki temu, że są skomplikowane. Kilka lat temu w rozmowie z przedsiębiorcą i publicystą Kamilem Cebulskim Mentzen sam zresztą się do tego odnosił. - Gdyby skonstruować przepisy tak, ja bym chciał, to większość biur rachunkowych by upadła, bo mali przedsiębiorcy nie musieliby się zajmować takimi rzeczami. Moje doradztwo podatkowe też by całkowicie zginęło, bo nie byłoby przy czym doradzać - mówił. Dodawał, że jego biznes nie jest najważniejszy i wcale nie musi być doradcą podatkowym.
2018 rok i wybory samorządowe to kampanijny debiut Mentzena. - Wcześniej w ogóle nie był znany. Publikował już co prawda w mediach społecznościowych, ale te jego wpisy trafiały do garstki "kuców" - mówi Filip Sobczak, redaktor naczelny portalu ototorun.pl. Dziennikarz przyznaje, że Mentzen tchnął w kampanię samorządową nieco świeżości. - Politycy, dziennikarze, samorządowcy - wszyscy o kandydacie Mentzenie mówili wtedy bardzo pozytywnie, choć nie na głos. Zwracano uwagę, że w końcu trafił się ktoś młody i inteligentny - opowiada. - W kampanii skupił się między innymi na koncepcji smart city, dużo mówił o infrastrukturze miejskiej, zanieczyszczeniu powietrza czy jawności w urzędzie miasta. Hasła, które dzisiaj kojarzą się z Konfederacją, wtedy w ogóle się nie pojawiały. Dobrze wypadał w debatach i na konferencjach - mówi Sobczak.
Kampanijny debiut Mentzena wspomina znany polityk z Torunia: - Zwracał na siebie uwagę oryginalnością poglądów, młodym wiekiem, świeżością.
Inny mówi: - Wyskoczył trochę jak królik z kapelusza.
Efekt wytężonej pracy w kampanii to ponad 3 tysiące głosów w wyborach na prezydenta Torunia (3,9 proc.) i przedostatnie miejsce. Politycy i działacze, z którymi rozmawiamy o Mentzenie, nie bez podziwu opowiadają o jego pracowitości i uporze. Nawet ci, którzy go nie lubią. Mówi się, że zawsze precyzyjnie obmyśla plany i konsekwentnie je realizuje. Jako tytana pracy zapamiętał go Sobczak. - W kampanii miało się wrażenie, że każdą wolną chwilę poświęca polityce. To też go odróżniało od naszych lokalnych polityków, którym nie zawsze chce się angażować. Żeby się przygotować do startu w wyborach, pożyczył nawet moją pracę licencjacką na temat wpływu mediów na kolejne reelekcje prezydenta Michała Zaleskiego. Rozmawialiśmy kilka razy. Chciał mieć jak najlepszą orientację w toruńskiej polityce. Było widać, że wybory traktuje poważnie. Wiem też, że wtedy rozmawiał z politykami skrajnej prawicy, którym udało się wejść do rady miasta lub sejmiku. Chciał się dowiedzieć, jakie postulaty grzały w poprzednich kampaniach. Miewał celne pomysły. Pamiętam, jak w jednej z debat wytknął Zaleskiemu, że strona miejskiego Centrum Wsparcia Biznesu jest tylko w języku polskim. Chwilę po tym już była po angielsku. Na ogół jednak Zaleski go lekceważył. Gdy Tomasz Lenz, jego główny kontrkandydat, go atakował, sprawa trafiała do sądu. Jak robił to Mentzen, nie działo się nic. Wtedy był po prostu za mały - mówi.
- Zwróciłem na niego uwagę dopiero, gdy w pandemii pojawił się w TVP. Pamiętam, że startował w wyborach, ale wtedy jawił mi się jako jeden z licznych korwinistów, którzy walczą o solidne ósme miejsce - wspomina Arkadiusz Myrcha, poseł Platformy Obywatelskiej z Torunia. Obaj politycy są w podobnym wieku, kończyli tę samą uczelnię. - Z moich czasów studenckich w ogóle go nie kojarzę. Miałem wtedy orientację w środowisku młodych prawicowców w Toruniu - Forum Młodych PiS, Koliber, środowiska republikańskie itd. Nie pamiętam, żeby w tym okresie, mniej więcej od 2005 do 2010 roku, pojawiał się w tych kręgach. Już bardziej zaangażowany był jego brat, Tomasz - opowiada. Myrcha od 2009 roku jako radca prawny pracował w kancelarii. Później w tym samym budynku urządziła się kancelaria Mentzena. - Jako podatkowiec też nie był znany w mieście. To się zmieniło, gdy szerzej wypłynął w polityce i ta polityka, jak widać, służy jego biznesowi - mówi.
Sławomir Mentzen Fot. Maciej Wasilewski / Agencja Wyborcza.pl
- Poznaliśmy się, gdy wystartował w wyborach samorządowych. Rozmawialiśmy kilka razy, zadawał dużo pytań. Był ciekaw moich poglądów na różne sprawy, głównie z polityki lokalnej. Podczas jednej z rozmów zapytałem go, jaki on ma plan na siebie, co zamierza osiągnąć. A on na to: wystartuję w wyborach do Sejmu, zdobędę mandat, a potem wystartuję w wyborach prezydenckich. To było kilka lat temu. Jeśli jest zdeterminowany i konsekwentny, a na takiego wygląda, to nie zdziwię się, jak zawalczy o tę prezydenturę - mówi znany toruński polityk.
Rozmawiamy z kilkoma radnymi z Torunia. Ci też mówią, że nazwisko Mentzena pierwszy raz usłyszeli przy okazji wyborów samorządowych. - Kiedyś nawet coś kupowałem w tym jego sklepie z bronią i wymieniałem pieniądze w jego kantorze, ale dopiero później się dowiedziałem, że to jego firmy - wspomina jeden z radnych. - Jeśli chodzi o lokalną politykę, to dzisiaj w Toruniu w ogóle się o nim nie mówi - dodaje.
O Mentzena z dawnych lat pytamy parlamentarzystę dużego ugrupowania z dobrą orientacją w toruńskiej polityce. - To nieprawda, że był zupełnym no namem. Jak ktoś się interesował, to znał jego publiczne wypowiedzi na temat zadłużenia miasta, budżetu - mówi.
Gdy Mentzen startował na prezydenta Torunia miał już za sobą krótki epizod w tej mniejszej polityce. Wiele lat wcześniej na krótko związał się z Unią Polityki Realnej, ale dziś mało kto pamięta go z tamtego okresu. - W moim kilkuletnim pobycie w partii znałem absolutnie wszystkich młodych działaczy, czy z UPR, czy później WiP lub KNP. Jego nia pamiętam - mówi nam jeden z eksdziałaczy, dziś na uboczu, ale przez kilka lat bardzo blisko Korwin-Mikkego. To samo słyszymy od byłego posła kojarzonego ze skrajną prawicą, w przeszłości z dość ważną - jak na taką niedużą partię - funkcją w UPR. - O Mentzenie usłyszałem pierwszy raz w 2018 roku, wcześniej nie wiedziałem, że ktoś taki istnieje - mówi.
Mentzena z tamtych lat całkiem nieźle pamięta za to inny weteran UPR, działacz z kujawsko-pomorskiego, który, jak wielu innych, chce zachować anonimowość, żeby "w razie czego koledzy się nie poobrażali". - Wstępował do Unii razem z bratem (Tomasz Mentzen, dzisiaj "jedynka" Konfederacji w Toruniu - red.) albo w niewielkim odstępie czasu. To było jeszcze za prezesury Wojciecha Popieli. Od początku specjalizował się w ekonomii. Pamiętam go z jednej konferencji, na której reprezentował klub austriackiej myśli ekonomicznej czy coś takiego - wspomina. - Problem ze Sławkiem polegał na tym, że on zupełnie nie interesował się działalnością lokalną czy samorządową, a nam zależało, żeby właśnie w te rejony szli działacze. Namawiałem go, żeby może startował do rady miasta, ale on już wtedy mówił, że interesuje go tylko polityka krajowa. Lokalnie angażował się tylko w działalność korporacji akademickiej na UMK. Szybko został szefem oddziału toruńskiego naszej partii, ale powiedzmy sobie szczerze - wtedy nie trzeba było mieć jakichś wybitnych zasług, żeby kierować oddziałem. W pewnym momencie kontakt nam się urwał. Nie słyszałem, żeby później w jakiś sposób angażował się w politykę. Zrobił doktorat, otworzył sklep z bronią, skupił się na biznesie - opowiada. Dziś, mając już pewną perspektywę, przyznaje, że Mentzen jest diablo ambitny. - Umie łączyć biznes z polityką, za co czasami mu się dostaje, moim zdaniem niesłusznie. Niedawno mieliśmy tę awanturę o konferencję Everest, a przecież to inicjatywa w 100 procentach biznesowa, a nie polityczna. Inna sprawa, że udało mu się ją wypromować tylko dlatego, że został prezesem Nowej Nadziei - ocenia.
Mówi dr Bartosz Jóźwiak, obecny prezes UPR: - Nie pamiętam od kiedy dokładnie, ale Mentzen na pewno należał do UPR. W tamtych czasach niczym specjalnie się nie wyróżniał. W sekcji młodzieżowej prym wiódł Konrad Berkowicz, może jeszcze Dobromir Sośnierz. To oni najbardziej się udzielali publicznie, byli na pierwszej linii, występowali w popularnym programie "Młodzież kontra". W 2009 roku w UPR doszło do sporu, po którym odszedł Korwin-Mikke. Mentzen był po jego stronie.
Prezes UPR wspomina, że spotkał się z Mentzenem, gdy ten już był na fali. Działo się to na krótko przed przejęciem władzy w Nowej Nadziei. - Już wtedy miał to w planach. To była luźna, około godzinna rozmowa. Dużo pytał, mniej mówił od siebie, dało się odczuć, że ukrywa emocje. Interesowały go między innymi dawne sprawy UPR. Odniosłem wrażenie, że być może myśli o odbudowaniu dużej wolnorynkowej formacji w oparciu o zasoby różnych ugrupowań, które się zmarginalizowały po tych wszystkich rozłamach. Jak to zwykle bywa przy takich planach, na rozmowach się skończyło. Później już nie rozmawialiśmy - mówi.
Jak słyszmy, w 2015 roku Mentzen był rozważany jako jeden z kandydatów na "jedynkę" w Toruniu z list Kukiz'15. Ostatecznie postawiono na posła Pawła Szramkę. - To był jeden z większych błędów Kukiza. Nie miał chłop intuicji - ocenia polityk z otoczenia Mentzena.
Po rozstaniu z UPR poświęcił się pracy naukowej. W 2015 roku obronił doktorat. Zaraz po tym znowu wskoczył do polityki i niedługo później został prezesem KORWiN-a (dawna nazwa Nowej Nadziei) w okręgu toruńskim. Mimo epizodu w UPR dla większości działaczy był wtedy człowiekiem znikąd. - W czasie kampanii w 2015 roku pojawił się może raz na jakimś evencie. I nagle, kilka miesięcy po wyborach parlamentarnych, zrobił karierę w Toruniu. Popularny w partii stał się niemal z dnia na dzień. U nas nigdy tak nie było. To zawsze szło powoli, małymi krokami, zanim się dostało jakąś funkcję w strukturach, trzeba było odrobić jakąś pańszczyznę, zaczynało się od ulotek. W jego przypadku było inaczej - mówi osoba ze środowiska skupionego wokół Korwin-Mikkego. Inny działacz komentuje to krótko: - On tam przyszedł jako doktor ekonomii, a doktor ekonomii nie będzie latał z ulotkami i rozwieszał plakatów.
Kolejna osoba z korwinowskich kręgów zauważa, że szybki awans Mentzena w strukturach zbiegł się w czasie z przyznaniem KORWiN-owi dotacji budżetowej za przekroczenie progu 3 proc. w wyborach. - Jak łatwo się domyślić, wtedy ludzi, którzy chcieli się angażować, było najwięcej, a więc tym trudniej było piąć się do góry. Większa konkurencja. Może po prostu jest bardzo zdolny. A jeśli jest zdolny, to mogła też się pojawić jakaś dodatkowa sprężyna - mówi.
Tą sprężyną był Przemysław Wipler, były poseł PiS, dzisiaj prowadzący firmę PR. - Znam go dość dobrze i przyznam, że jak dzisiaj na TikToku mignie mi jakiś filmik Mentzena, to ja słyszę Przemka. Są tam całe frazy, które znam z prywatnych pogaduszek z Wiplerem - słyszymy od dawnego członka partii KORWiN. Niektórzy nazywają Wiplera szarą eminencją, inni twierdzą, że jego wpływ na polityczną karierę Mentzena i środowisko Nowej Nadziei jest przeceniany. Zwłaszcza przy obecnej popularności polityka z Torunia.
Poznali się około 2015 roku. Wipler był wtedy posłem dobiegającej końca kadencji i wiceprezesem KORWiN-a. Mentzen wybrał się do Wiplera razem z Jackiem Hogą, wspomnianym już szefem Fundacji Ad Arma. Spotkanie dotyczyło unijnej dyrektywy, która miała radykalnie ograniczyć możliwość posiadania broni. - Chciałem przekonać Wiplera i jego partię do obrony prawa do posiadania broni. Wyszło na, że to on przekonał mnie, bym zaangażował się w politykę - wspominał w "Rzeczpospolitej" Mentzen. Od 2016 roku Wipler już intensywnie promuje wpisy Mentzena w mediach społecznościowych.
Znany prawicowy polityk z kujawsko-pomorskiego Wiplera nazywa "opiekunem" i "przybocznym" Mentzena. - Na przestrzeni dwóch, trzech ostatnich lat spotkałem Sławka kilkakrotnie przy różnych okazjach. Zawsze był z Wiplerem. Na moje oko to dla niego taki starszy brat, mentor, którego trzeba się słuchać - mówi. Jak wspomina, "Przemka i Sławka" widywał wielokrotnie, choćby na forum gospodarczym w Karpaczu.
- Ale też przy mniej oficjalnych okazjach. Zawsze wydawał mi się sztywny. Młody człowiek, ale wiecznie w garniturze. Pewnego razu, trochę przez przypadek, spotkaliśmy się w zupełnie towarzyskich okolicznościach, była tam grupa kilkudziesięciu osób, wszyscy ubrani stosownie do okazji, czyli na luźno. Tylko jedna osoba wyróżniała się ubiorem - Mentzen w garniturze - mówi.
Jesienią 2022 roku Wipler wystąpił na kongresie, podczas którego Mentzena wybrano na szefa ugrupowania. Nowy lider KORWiN-a zapowiedział swojego mentora jako "prawdziwego Darth Vadera środowiska wolnościowego". Wipler szybko dostrzegł potencjał dzisiejszego prezesa Nowej Nadziei. To on miał wciągnąć Mentzena w struktury KORWiN-a, a później do władz partii.
W 2019 Mentzen startuje w wyborach parlamentarnych. Jest już wtedy wiceprezesem partii KORWiN, ale mimo rozpoznawalności nie dostaje się do Sejmu. Wynik uzyskuje bardzo dobry - głosuje na niego blisko 17 tys. osób. Mandaty uzyskują politycy dużych ugrupowań ze znacznie mniejszą liczbą głosów.
- Zetknęliśmy się kilka razy. Sprawiał wrażenie oziębłego w kontaktach, mało empatycznego. Trochę jakby specjalnie dawał do zrozumienia, że swojego rozmówcę ma za idiotę, że sam wszystko wie lepiej. To dalece inny obraz od Mentzena żartującego na TikToku - wspomina polityk, który w 2019 roku startował z tego samego okręgu. Inny dodaje: - Ma charyzmę, ale to specyficzna charyzma. W prywatnych kontaktach niekoniecznie łatwo go polubić. Potrzebuje czasu, żeby do kogoś się przekonać. Traktuje nieufnie.
Jeden z polityków wspomina kilka rozmów, które przeprowadził z Mentzenem na przestrzeni ostatnich paru lat. - Prywatnie dziwnie się z nim rozmawia. Unika kontaktu wzrokowego, często wygląda jakby był trochę nieobecny. Nie mówię tego negatywnie, może po prostu facet tak ma, ale jakby nie chciał się zdradzić ze swoimi naturalnymi odruchami - mówi.
Sławomir Mentzen Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
2020 roku przyniósł pierwszy poważny zgrzyt w Konfederacji. Przed wyborami prezydenckimi rada liderów zorganizowała prawybory w formie głosowania elektorów. Plan był prosty: każdy człon "Konfy" wystawia swojego człowieka. Kandydatem narodowców został Krzysztof Bosak, a monarchistów Grzegorz Braun. W KORWiN-ie sytuacja była bardziej skomplikowana, bo już wtedy w ugrupowaniu było jasne, że sam Korwin-Mikke nie wygra z Braunem i Bosakiem. Korwiniści zdecydowali się na wystawienie czterech kandydatów - Jacka Wilka, Artura Dziambora, Korwin-Mikkego i Konrada Berkowicza. Środowisko spodziewało się, że to właśnie Berkowicz uzyska w tej grupie najwięcej głosów. Znacząco jednak prześcignął go Dziambor, a Korwin-Mikke był dopiero trzeci. Jak wskazuje jeden z naszych rozmówców, prawybory prezydenckie jednoznacznie pokazały, że ugrupowanie desperacko potrzebuje zmiany lidera.
Zgodnie z pierwotną umową korwinistów w ostatecznym głosowaniu głosy elektorskie miały zostać przekazane temu najsilniejszemu, ale na ostatniej prostej pojawiła się kalkulacja, żeby wesprzeć Brauna. W myśl zasady: zrobić wszystko, byle nie wygrał Bosak. Głosy Braunowi przekazali Berkowicz i Korwin-Mikke, ale nie Dziambor. Ostatecznie więc prawybory i tak wygrał obecny szef Ruchu Narodowego. Jak słyszymy od zorientowanych osób, za tym gambitem stał Mentzen, który sam wtedy nie mógł startować ze względu na młody wiek. Inni rozmówcy wskazują, że Korwin-Mikke nie mógł przeboleć dobrego wyniku Dziambora: - Już wtedy widział w Mentzenie swojego następcę, a Dziambora po prostu nie lubi.
Pęknięcia w szeregach po prawyborach prezydenckich już nie dało się zakleić. Było jasne, że jedno skrzydło wolnościowe zrobi wszystko, żeby wygryźć drugie, zwłaszcza światopoglądowo liberalnego na tle innych Dziambora, który z powodu rosnącej popularności stanowił dla Mentzena zagrożenie.
- Tamto mentzenowo-korwinowe skrzydło było liczniejsze i miało więcej lajków, więc byli górą. To jest polska partia internetowa, zasięgi w mediach społecznościowych są kluczowe - słyszymy.
Kolejny konflikt nastąpił w 2022 roku. Po wybuchu wojny w Ukrainie posłowie Dziambor, Kulesza i Dobromir Sośnierz opuścili partię i założyli Wolnościowców. Oficjalnym powodem były prorosyjskie wypowiedzi Korwin-Mikkego. Trójka rozłamowców, choć już z własnym szyldem, nadal pozostawała w Konfederacji. Na początku tego roku zorganizowano kolejne prawybory, tym razem na "jedynki" w 20 okręgach wyborczych przypadających Nowej Nadziei. Problem polegał na tym, że dużo wcześniej Rada Liderów przyjęła uchwałę, która już gwarantowała wszystkim posłom Konfederacji pierwsze miejsca na listach w ich okręgach. Zapewnienie biorących miejsc na dwa lata przed wyborami faktycznie wydaje się osobliwym pomysłem, ale Wolnościowcy stanęli twardo na stanowisku, że uchwała to uchwała i zbojkotowali prawybory. Wersja Wolnościowców jest mniej więcej taka: Mentzen chciał się zemścić na rozłamowcach i chwycić w garść całą wolnościową część Konfederacji, więc wykosił Dziambora, Kuleszę i Sośnierza. Swoją wersję prezes Nowej Nadziei przedstawił w liście otwartym do Wolnościowców. "Rada Liderów uchyliła uchwałę z 2021 roku, która rozdzielała miejsca na listach. Cały czas uważałem tę uchwałę za błąd. Na tych listach były osoby, które swoją późniejszą aktywnością publiczną dowiodły, że nigdy nie powinny startować z naszych list. Uchwała powstała przedwcześnie, na ponad dwa lata przed wyborami, uniemożliwiała Konfederacji rozwój, dołączanie nowych środowisk czy wartościowych osób. Betonowała Konfederację, która bardzo potrzebuje rozwoju, poszerzania formuły, a nie zamykania się na wszystkich" - pisał.
Mentzen podkreślał, że nie tylko trójka buntowników traci gwarancję jedynek, ale wszyscy posłowie. Na papierze mogło się to wydawać prawdą, ale co innego pokazał sam przebieg prawyborów. Teoretycznie głosowanie miało otwartą formułę, Mentzen do startu zaprosił inne środowiska i przedstawiciele kilku z nich zgłosili swój udział, ale z okręgów szybko zaczęły spływać doniesienia o szemranych praktykach. A to zwożono działaczy z całego kraju, a to zapełniano urny przed oficjalnym startem czy używano nieopieczętowanych kart do głosowania. Część sympatyków pisała w sieci o białoruskich standardach. W Legnicy uchybień było tak dużo, że głosowanie zostało unieważnione i do tej pory nie ma tam lidera listy. - Każdy wiedział i my jako Nowa Prawica też wiedzieliśmy, że zwycięzcy w głosowaniach zostali ustaleni już wcześniej - opowiada Stanisław Żółtek, prezes Nowej Prawicy i były kandydat na prezydenta, który wystartował w prawyborach w Krakowie. Jako kontrkandydata miał Konrada Berkowicza, odwieczną prawą rękę JKM. - Choć to wszystko był pic na wodę, pomyślałem, że mój start może być przyczynkiem do jakiejś formy współpracy, sposobem na zacieśnienie kontaktu w ramach konserwatywnego środowiska. Po tym, co zobaczyłem, było jasne, że z tym środowiskiem żadna współpraca nie jest możliwa - mówi i relacjonuje: - Partia zwiozła ludzi do Krakowa z całej Małopolski i innych województw, ale dalej nie mieli stuprocentowej pewności, że Berkowicz wygra, więc godzinę przed początkiem głosowania otworzyli urny i dorzucili wypełnione wcześniej karty. W liczeniu wyszło nam, że jest o 150 głosów więcej niż być powinno. Gdyby powiedzieli otwarcie, że bez względu na wynik i tak dają Berkowicza, to bym machnął ręką, ale wyszło dość żenująco. Zamiast przeprosić, szli w zaparte, że wszystko odbywało się uczciwie - opowiada. Żółtek jest przekonany, że za machinacjami w Krakowie nie stał bezpośrednio Mentzen. - Myślę, że to raczej inicjatywa lokalnych działaczy od Berkowicza. Ale patrząc całościowo - tymi prawyborami i wykoszeniem Wolnościowców Mentzen pokazał, że jest zręcznym politykiem. A właściwie bezwzględnym - dodaje prezes Nowej Prawicy. Jeden z uczestników prawyborów, wieloletni działacz ruchu wolnościowego, został usunięty z Nowej Nadziei po tym, jak opisał w mediach społecznościowych nieprawidłowości przy głosowaniu.
Koniec końców z tej trwającej dwa lata wojny wolnościowców to Mentzen wychodzi zwycięsko, z pozycją mocnego lidera, o której Korwin-Mikke i szefowie innych radykalnych ugrupowań mogli co najwyżej pomarzyć.
- Konfederacja w 2019 roku weszła do Sejmu jako formacja antystemowa, która będzie przeciwko wszystkim, rozgoni "bandę czworga" i zaprowadzi porządek. Takie było wtedy zapotrzebowanie. Dzisiaj jest inaczej. Mentzen to wie, dlatego ucieka od światopoglądowych tematów, a jak mu się wyciąga kontrowersyjne wypowiedzi z przeszłości, to mówi, że żartował. Chociaż myślę, że Konfederacja Gietrzwałdzka może mu ciążyć jeszcze długo - mówi znany polityk z kręgów liberalno-konserwatywnych. Dodaje:
- Pod obecnymi rządami zamiast mnogości różnych środowisk, które się nie kochały, ale musiały współpracować, mamy dyktaturę. To jest tolerowane, bo każdy wie, że Mentzen z taką popularnością mógłby od nowa założyć swoją partię i przykryć resztę Konfederacji czapką.
Fundacja Konfederacja Gietrzwałdzka powstała w 2018 roku. Jej celem statutowym jest gromadzenie i popularyzacja wiedzy na temat objawień w Gietrzwałdzie w 1877 roku. Prezesem jest Jacek Chrząszcz, do dwuosobowej Rady Fundatorów należą prezes i wiceprezes Konfederacji Korony Polskiej - Grzegorz Braun i Włodzimierz Skalik. Zresztą tekst aktu konfederacji jest usłany "braunizmami". Są tam mafie, służby, loże, marksizm kulturowy, pseudonaukowy genderyzm, upominanie się o prawo do noszenia broni i Wielka Polska Katolicka.
Sygnatariusze podpisanego w 2018 roku - także przez Mentzena - Aktu Konfederacji Gietrzwałdzkiej deklarują "poddanie życia prywatnego i publicznego panowaniu Chrystusa Króla Polski oraz opiece Jego Najświętszej Matki, Królowej Korony Polskiej". "Przy czym Ich władzę nad sobą pojmujemy całkowicie realnie, bynajmniej nie tylko symbolicznie" - czytamy. I dalej: "Jesteśmy kontrrewolucjonistami. Stoimy po stronie wiecznego, zdrowego porządku - przeciwko zarazie utopijnych ideologii. Stoimy na gruncie cywilizowanego prawa naturalnego - przeciwko rewolucyjnemu terrorowi (choćby był to bezkrwawy terror politycznej poprawności), przeciwko rewolucyjnym rabunkom, samosądom, uzurpacjom i gwałtom (choćby chodziło o gwałt li tylko symboliczny, polegający na szarganiu naszych katolickich i narodowych świętości).
Zdaje się, że akt prezesowi Nowej Nadziei niespecjalnie ciąży, być może dlatego że postanowił być politykiem "antykruchym". Chodzi o cenioną przez Mentzena książkę "Antykruchość. Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy" libańsko-amerykańskiego intelektualisty Nassima Nicholasa Taleba. W skrócie "antykruchość" oznacza zdolność obracania kryzysów na swoją korzyść. By to było możliwe, polityk nie może kreować się jako osoba pozbawiona wad, ponieważ wtedy każde potknięcie albo wyciągnięcie kontrowersyjnej wypowiedzi z przeszłości może oznaczać potężne wizerunkowe straty. - Czego by nie robił, będzie szedł dalej. Ludzie mogą mówić, że on ciągle z tym piwem, że chwieje się pijany na Nowym Świecie, a on ma to gdzieś. Wyborcy mają go chcieć takiego, jakim jest. Niczego sztucznie nie doszywa, bo jak się buduje wizerunek niezgodny ze stanem faktycznym, to jedna sprawa może go wywrócić - mówi polityk z kręgów prezesa Nowej Nadziei i dodaje: - Sławek czasem, trochę żartobliwie, opowiada, że on się nie zna na polityce. Nie ma czucia politycznego. On naprawdę nie przesadza, gdy mówi, że czuje się tiktokerem, a nie politykiem.
Jako "tiktokera" Mentzena przedstawiono też na czerwcowej konwencji w Warszawie.
- Jeśli chodzi o poglądy on zawsze był w głębi serca takim trochę braunistą. Zresztą to on Brauna wciągnął do Konfederacji - mówi nam osoba związana ze środowiskiem Konfederacji. Inna dodaje, że owszem, Grzegorza Brauna do koalicji zaprosili Mentzen z Bosakiem, ale nie ma w tym nic dziwnego. Działo się to w końcu przed pandemią i pełnoskalową agresją Rosji na Ukrainę. - Brauna traktowano wówczas jak zjawisko popkulturowe i ceniono za antykomunistyczne poglądy - słyszymy.
Ale czasy się zmieniają i coraz częściej mówi się o wyrzuceniu Brauna z Konfederacji, co najpewniej nastąpi po wyborach. Jeden z naszych rozmówców relacjonuje rozmowę z prezesem Nowej Nadziei sprzed kilku miesięcy. Już wtedy miał mówić o obciążeniu, jakie stanowią dla ugrupowania Braun i Korwin-Mikke.
Zmieniają się też zapotrzebowania, więc dzisiaj trudno wyobrazić sobie Mentzena mówiącego na otwartym spotkaniu, że nie chce "Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej" - to ze słynnej "piątki Konfederacji" przedstawionej przez Mentzena w 2019 roku. Dziś polityk broni się twierdząc, że słowa wyrwano z kontekstu. W rzeczywistości mówił o badaniach fokusowych, z których ma wynikać, że wyborcy Konfederacji oczekują właśnie takich postulatów. W ramach 100 ustaw Mentzen proponował instytucję "nierozerwalnego małżeństwa", w której rozwód możliwy jest tylko za zgodą biskupa oraz drakońskie kary za przeprowadzenie aborcji.
Kilka miesięcy temu w Radiu ZET - w trakcie serii pytań od słuchaczy - posłanka Polski 2050 Paulina Hennig-Kloska zapytała Mentzena, dlaczego chce "zrośnięcia państwa i Kościoła". Wypomniała mu akt i pytała, czy popiera całkowity zakaz aborcji oraz nierozerwalność małżeństwa. Mentzen odpowiedział z wyraźną irytacją: - Pani poseł pisze jakieś bzdury. Próbuje szydzić ze mnie i poniżać mnie, dlatego że jestem katolikiem. Ciekaw jestem, czy pozwoliłaby sobie na takie teksty, gdybym był żydem lub muzułmaninem.
W trwającej - wciąż nieoficjalnie - kampanii tematy światopoglądowe po stronie Konfederacji praktycznie nie istnieją (z wyjątkiem Brauna). Na czerwcowej konwencji i Bosak, i Mentzen skupili się na obietnicach zasobniejszych portfeli. Dużo zasobniejszych, skoro każdego pracującego Polaka będzie stać na "dom, dwa samochody i wakacje". Dzisiaj Mentzen nie mówi też o wychodzeniu z Unii Europejski, choć w 2016 roku pisał na Facebooku: "Wyjście z Unii Europejskiej dałoby kolejne dziesiątki miliardów oszczędności". Gdy w debacie na antenie RMF FM Ryszard Petru pytał, czy zagłosowałby za wyjściem Polski z UE, Mentzen kluczył. Gdzieś po drodze zgubiło się też zniesienie 500 plus, za którym opowiadał się jeszcze w marcu. Dzisiaj już tylko nie chce waloryzacji.
Ultrakonserwatywne wątki w życiorysie Mentzena w ogóle sondażowym wynikom jego formacji nie szkodzą. Część polityków, z którymi rozmawiamy, przyczyn tego stanu rzeczy upatruje między innymi w "tiktokowej polityce" lidera Konfederacji. Skupiając się na mediach społecznościowych nie musi się konfrontować - tak jak zrobił to - z nie najlepszym dla siebie skutkiem - w debacie z Petru. Być może w tej strefie względnego komfortu łatwiej jest być politykiem antykruchym.