PiS idzie na frontalne zderzenie z Tuskiem. Rezygnuje z "wielkiej imprezy na rozpoczęcie wakacji"

Jacek Gądek
Wiec Prawa i Sprawiedliwości ma być frontalnym zderzeniem z Donaldem Tuskiem, a nie imprezą na rozpoczęcie wakacji - tak szef sztabu wyborczego PiS, europoseł Joachim Brudziński, chce wyprowadzić obóz rządzący z kampanijnego dołka.

- Brudziński chce walczyć, a nie robić wielką imprezę na rozpoczęcie wakacji. Przecież pomysł na konwencję w Łodzi od początku był bez sensu - słyszymy od ważnej osoby z obozu rządzącego.

PiS zrezygnowało z poprzedniego pomysłu na "reset" swojej kampanii wyborczej. Pierwotnie konwencja PiS miała się odbyć w Łodzi - logistycznie wyglądałoby to bardzo profesjonalne. Ogromna, nowoczesna hala z wizualnymi fajerwerkami. Miasto w środku Polski - dobrze skomunikowane i stosunkowo nie jest zbyt daleko z każdego miejsca, żeby zwieźć ludzi autokarami. Nawet poparcie dla PiS w mieście nie najgorsze, bo w 2019 r. formacja ta uzyskała tam 30 proc., choć już władze miasta są mocno antyPiSowskie. Poprzednia konwencja PiS była na obrzeżach Warszawy w studiach telewizji Polsat - na zamkniętym terenie.

Niemniej jest tak, że organizując wielkie wydarzenia w Warszawie i Łódź, PiS grało i to z własnej woli mecze na wyjeździe. Choć przecież mogłoby u siebie.

Zobacz wideo Jarosław Kaczyński powrócił do rządu jako jedyny wicepremier. "Przysięgam"

Ale to się zmieniło. Najpierw w sztabie PiS doszło do przewrotu. Szefem nie jest już europoseł Tomasz Poręba, na którym zemściły się błędy sztabu i nerwowe reakcje na krytykę. Zastąpił go europoseł Joachim Brudziński. Sztab jednocześnie się rozrósł o szefa CIR Tomasza Matynię, rzecznika rządu Piotra Mullera, europosłów Adama Bielana i Patryka Jakiego. W sztabie udziela się także szef gabinetu prezydenta Paweł Szrot. De facto jest to nowy sztab i nowe otwarcie kampanii.

- Joachim zrobił to, czego nie potrafił Poręba: zebrał wszystkich i zagonił ich do roboty - słyszymy w PiS. Nie tyle sam ma gryźć trawę, ile zmusić wszystkich innych do tego. Inny rozmówca dodaje: - Brudziński wziął kampanię za gębę.

Brudziński jest teraz de facto nietykalny w całym obozie PiS. Bo ma silną pozycję w partii, zaufanie prezesa, a kolejna zmiana szefa sztabu to już by był totalny blamaż grożący utratą nadziei na walkę o trzecią kadencję u władzy.

Nie jest jednak tak, że "Achim" ma w PiS samych piewców. Poseł PiS: - Mało inteligentnie trzyma za tę mordę. Twardy chłop. Jak dostaje rozkaz albo się uprze, to już idzie jak taran, nawet jeśli to nie jest mądre.

Akurat decyzja o zmianie konwencji w Łodzi na wiec w Bogatyni jest w obozie PiS uznawana za racjonalną. PiS pojedzie na miejsce tuż obok kopalni Turów, z której PiS czyni symbol swojego oporu przed Unią Europejską i presją opozycji. - Jedziemy się konfrontować z Tuskiem - mówi jeden z ważnych polityków tego obozu. I dodaje: - A jeśli konfrontować się z Donaldem Tuskiem, to najlepiej to robić na tym samym terenie. Stąd Dolny Śląsk.

Dlaczego Bogatynia? W odpowiedzi słyszymy z PiS, od osoby z kręgu sztabu tej partii, tak: - By się zderzać z UE. By mówić o obronie Turowa i przypominać, co Tusk mówił o podporządkowywaniu się UE. Chcemy pokazać, że gdyby rządziła Platforma, to Polacy mogliby siedzieć w domach przy świecach, bo prądu z Turowa by nie było. Chcemy zderzenia.

Notabene, problem z kopalnią odkrywkową węgla brunatnego w Turowie - tuż przy granicy z Czechami i Niemcami - w dużej mierze wynikł z ignorowania przez polskie władze Czechów, którzy od kilku lat podnosili zarzuty. A po drugie: decyzja zabezpieczająca Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie nie oznacza zamknięcia kopalni, bo dotyczy koncesji na wydobycie węgla po 2026 r.

Na sobotę swój wiec we Wrocławiu zwołał szef Platformy Obywatelskiej. - Do dnia wyborów będziemy szli do przodu. Platforma się nie zatrzymuje. Platforma jedzie dalej. Będę prosił o mocne wsparcie i pokazanie tym wszystkim, którzy chcieli przekonać Polskę, że 4 czerwca nic się nie zdarzyło - nawoływał Tusk.

Politycy PiS też zapowiadają, że z nową energią jadą do przodu i się nie zatrzymują. Jadą na czołowe zderzenie. Chociaż Bogatynia i Wrocław są na Dolnym Śląsku, to przejechać trzeba prawie 200 km, by się dostać do drugiego miasta. Jednak w mediach i tak zleje się to w jedną wielką konfrontację.

- Ruch jest odważny, ale trzeba robić rzeczy nie wedle schematów, bo one, jak się okazuje, nie sprawdzają się - słyszymy od polityka PiS.

Wiec PiS w Bogatyni jest przygotowywany w pośpiechu, ale dla PiS to żadna nowość. Przygotowywanie dużych wydarzeń przez Nowogrodzką na kilka dni przed, partia ma już opanowane. A to nawet lepiej, bo - jak słyszymy - jest mniej czasu na to, by coś wyciekło.

W kuluarach krążą pogłoski, że była lipa ze zwiezieniem kilkunastu tysięcy ludzi do Łodzi. Dla partii liczącej ok. 45 tys. ludzi to powinna być pestka. Zresztą na niedawnym posiedzeniu klubu PiS Jarosław Kaczyński groził posłom, że jeżeli jest tak, że ktoś nie jest w stanie zorganizować autokaru działaczy i sympatyków, to znaczy: nie nadaje się na posła i nie znajdzie się na liście. Gdyby każdy parlamentarzysta PiS zorganizował - płacąc z własnej kieszeni - jeden autokar ludzi, to już by było ok. 10 tys. uczestników. Start wakacji to z drugiej strony czas, kiedy ludzie mogą mieć inne priorytety niż całodniowy wypad na partyjne wydarzenie.

Jak słyszymy w PiS, do Bogatyni autokary pełne ludzi mają zapewnić posłowie z bliższych województw, a nie z całej Polski, jak to planowano na konwencję w Łodzi.

Więcej o: