W niedzielę 4 czerwca ulicami Warszawy przeszedł marsz zorganizowany przez Platformę Obywatelską. W stolicy maszerowały osoby z całej Polski, które - mimo różnych sympatii politycznych - sprzeciwiają się rządom Prawa i Sprawiedliwości. Początkowo organizatorzy zakładali, że trasą z placu Na Rozdrożu na Plac Zamkowy pójdzie 50 tys. osób. Jednak jeszcze w niedzielę prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski poinformował, iż w marszu wzięło udział około 500 tys. osób. Taką informację podawano też podczas samego wydarzenia. Jednak według nieoficjalnych ustaleń Polskiej Agencji Prasowej policja miała oszacować frekwencję na 100-150 tys. osób.
Podczas demonstracji przemawiali między innymi lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, był prezydent Lech Wałęsa, przewodniczący Koalicji Obywatelskiej Borys Budka czy prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. O to, czemu nie przemawiali liderzy Trzeciej Drogi - Władysław Kosniak-Kamysz (PSL) i Szymon-Hołownia (Polska 2050), zapytano w środę Donalda Tuska. Były premier odparł, że zaprosił ich do zabrania głosu, ale Szymon Hołownia miał nie odpowiedzieć na zaproszenie, a Władysław Kosiniak-Kamysz miał odpisać: "dziękuję, dobrze, będę". - Byli na marszu, nie chcieli zabrać głosu, nie ma przymusu. Nic na to nie poradzę - mówił Tusk.
Jak podkreślił, podobne zaproszenie wystosował do polityków Lewicy. Ostatecznie na marszu przemawiali między innymi Robert Biedroń i Włodzimierz Czarzasty. - Syćkim pasowało... - zażartował lider PO, posługując się gwarą góralską. - 60 osób przemawiało, każdy się dostał - stwierdził, dodając, że "nie chce tego komentować, bo wyjdzie, że się wyzłośliwia".
Hołownia w poniedziałek tłumaczył, że zarówno jego, jak i Kosiniaka-Kamysza "pokonał tłum", który uniemożliwił im zabranie głosu. - Na scenę nie zdążyliśmy dojść, tym bardziej, że tam już ludzie krzyczeli, żeby iść. Prezydent Lech Wałęsa nawet "dostał rykoszetem", ludzie już byli zmęczeni. Próbowaliśmy się przebić do tego autobusu, ale się nie przebiliśmy - mówił lider Polski 2050 w rozmowie z PAP. - Byliśmy umówieni, że będziemy przemawiać. Natomiast pokonała nas najpiękniejsza rzecz w demokracji, tzn. mnóstwo fajnych, rozentuzjazmowanych ludzi. Nie żałuję, że nie przemawialiśmy. Uważam, że to jest taki dzień, taki marsz, że to powinno być o ludziach, a nie o politykach. Politycy mają cały rok na gadanie. A tutaj najważniejsze było to, co mają do powiedzenia, do pokazania ludzie. Więc, czy żałuję? Nie, absolutnie nie, uważam, że dobrze się stało, że było o te dwa przemówienia mniej, i że ludzie mieli dla siebie więcej miejsca. To było ich święto - stwierdził Szymon Hołownia, cytowany przez Onet.