W środę 7 czerwca wiceszef Komisji Europejskiej poinformował o rozpoczęciu przeciwko Polsce procedury o naruszenie unijnego prawa w związku z uchwaloną ustawą o powołaniu komisji ds. badania rosyjskich wpływów, nazywaną przez opozycję "lex Tusk". - Omówiliśmy sytuację w Polsce, a Kolegium wyraziło zgodę na wszczęcie postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego poprzez skierowanie wezwania do usunięcia uchybienia w związku z nową ustawą o państwowej komisji ds. badania wpływów rosyjskich - przekazał Valdis Dombrovskis.
Jak poinformował dziennikarz TVN24, standardowa procedura w takim przypadku składa się z dwóch formalnych etapów. Pierwszy to zawiadomienie o naruszeniu. Następnie - po otrzymaniu wyjaśnień od Polski - nastąpi żądanie zmian w prawie. Jeśli to nie przyniesie efektu, KE może skierować skargę na przepisy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. "Formalnie zawiadomienie zostanie przesłane do Polski w czwartek. Wtedy pojawi się komunikat KE w tej sprawie" - przekazał Maciej Sokołowski.
Sprawę w swoich mediach społecznościowych skomentowała była premierka Polski Beata Szydło. "Komisja Europejska zawsze jest szybka w atakach na Polskę. Co innego, jeśli Komisja musi się zająć realnymi problemami Europy, wtedy tempo jej prac spada" - pisze polityczka PiS. Była szefowa rządu PiS dodaje, że KE swoim ruchem "wspiera absurdalne tezy totalnej opozycji". "To otwarta i pozbawiona podstaw ingerencja w wewnętrzne sprawy Polski. Tu nie ma już pola do dyskusji. Komisja Europejska sama dostarcza dowodów na to, że nie zależy jej na prawdzie - po prostu wykorzystuje każdą okazję, aby zaatakować Polskę" - stwierdza Szydło.
Przypomnijmy, że nie tylko Komisja Europejska wyraziła swoje zaniepokojenie ws. ustawy o powstaniu nowej komisji w Polsce, ale także Stany Zjednoczone, w tym Departament Stanu USA oraz ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski. "Rząd Stanów Zjednoczonych jest zaniepokojony przyjęciem przez polskie władze nowych przepisów, które mogą być niewłaściwie użyte do ingerowania w wolne i uczciwe wybory w Polsce" - napisał rzecznik Departamentu Stanu Matthew Miller w oświadczeniu resortu dyplomacji USA.
W piątek 26 maja Sejm przegłosował ustawę ws. powołania komisji weryfikacyjnej, której celem ma być badanie wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo Polski. W poniedziałek 29 maja swój podpis pod ustawą złożył prezydent Andrzej Duda, ale bardzo szybko, bo już w piątek 2 czerwca, zapowiedział jej nowelizację. Wcześniej prawnicy z Biura Legislacyjnego Sejmu orzekli zgodnie, że ich zdaniem komisja miałaby być "tworem" łączącym funkcje sądu, prokuratury i służb specjalnych. Byłaby to sytuacja nieznana w praworządnym systemie demokratycznym oraz całkowicie niemieszcząca się w ramach polskiego prawa.
Według ustawy członkowie takiej komisji mają mieć bowiem prawo m.in. do zarządzania przesłuchań, przeszukań i inwigilacji, a także do (w ramach "środków zaradczych") pozbawienia danej osoby prawa do pełnienia funkcji publicznych przez nawet 10 lat czy zakazu dostępu do informacji niejawnych - w praktyce oznacza to niemożność sprawowania niemal żadnej funkcji rządowej. Komisja będzie też mogła wydać opinię, że dana osoba "nie daje rękojmi należytego wykonywania czynności w interesie publicznym", co oznacza, że w opinii komisji nie wykazuje się "nieposzlakowaną opinią" i "nieskazitelnym charakterem", co jest wymagane m.in. wobec sędziów. Co więcej, zasiadający w posłowie nie będą ponosić odpowiedzialności za swoją działalność, o ile będzie wchodziła w zakres sprawowania funkcji w komisji - jeśli więc komisja kogoś bezpodstawnie oskarży i przedstawi nieprawdziwe hipotezy, jej członkowie nie będą mogli być pociągnięci do odpowiedzialności karnej czy odszkodowawczej. Z kolei od nałożonych przez mający powstać organ Sejmu "środków zaradczych" nie będzie przysługiwało prawo do odwołania się. Przeciwnicy komisji uważają, że jest to prawo szyte pod eliminację Donalda Tuska ze sceny politycznej przed wyborami - z tego powodu nieoficjalnie ustawa określana jest jako "lex Tusk".