Podczas niedzielnego marszu na niebie nad Warszawą pojawiła się awionetka z transparentem "Do Berlina!". To nawiązanie do narracji wykorzystywanej przez Prawo i Sprawiedliwość, a także media publiczne, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej ma działać na zlecenie Niemiec. Nagranie pokazujące maszynę udostępnił m.in. Marcel Bielecki, działacz Suwerennej Polski. "Panie Donaldzie, Warszawa przemówiła!" - napisał. Dariusz Matecki, szczeciński radny z partii Zbigniewa Ziobry podkreślił, że to "krótkie przesłanie Polaków do Tuska". Z kolei posłanka Joanna Lichocka skomentowała jednym słowem" "fajne".
"Politycy Zjednoczonej Prawicy wynajęli mały samolocik z malutkim banerkiem 'do Berlina'. No zaorane panowie. Marsz się rozchodzi po tym ciosie" - skomentowała sytuację na Twitterze Dominika Długosz. Przypomnijmy, że na demonstracji - według stołecznego ratusza - było 500 tys. osób, które sprzeciwiają się rządom PiS. Podczas marszu pojawili się również zwolennicy partii Jarosława Kaczyńskiego, którzy mieli baner "Folksdojcze do Berlina". Demonstranci odpowiadali im okrzykami: "PiS do piekła".
W niedzielę w Warszawie odbył się marsz przeciwników rządów Prawa i Sprawiedliwości. Wydarzenie zorganizowała Platforma Obywatelska, ale wzięli w niej udział również politycy i zwolennicy innych opozycyjnych partii. Uczestnicy manifestowali pod hasłem: "Przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską". Inicjatywa Marszu 4 czerwca od początku nie podobała się polskiej prawicy, a także mediom sprzyjających władzy.
W niedzielę Mateusz Morawiecki stwierdził, że to "rzeczywiste kuriozum", iż największa w Polsce partia opozycyjna zwołuje marsz w obronie wolności. - Ja oczywiście nie mam nic przeciwko swobodnej manifestacji poglądów, niezależnie od tego, jakie kto ma. Śmieszy mnie natomiast trochę, kiedy stare lisy, siedzące w polityce wiele, wiele lat, organizują marsz antyrządowy i przedstawiają go jako spontaniczny protest obywatelski - powiedział premier. W zeszłym tygodniu Prawo i Sprawiedliwość opublikowało skandaliczny spot, którym chciało zniechęcić do wzięcia udziału w Marszu 4 czerwca. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego posłużyło się w tym celu kadrami z obozu w Auschwitz i wpisem Tomasza Lisa. Na spot zareagowało muzeum w Auschwitz, podkreślając, że jest "to smutny, bolesny i niedopuszczalny przejaw moralnego i intelektualnego zepsucia debaty publicznej".
Z kolei w niedzielnych "Wiadomościach" TVP pokazano materiał o Marszu 4 czerwca pt. Z nienawiścią na sztandarach. Prowadząca program Edyta Lewandowska zapowiadała, że w Warszawie "zamiast ciepła, miłości i radości były złość, nienawiść i hejt". Materiał Adriana Boreckiego w dużej mierze był zbitką niecenzuralnych haseł, które można było usłyszeć od uczestników marszu. "Wypikane" przekleństwa autor materiału zestawił z wypowiedziami liderów PO - Tuska i Trzaskowskiego. - Inspiracją dla tłumu są politycy opozycji i patocelebryci - powiedział pracownik TVP. W materiale przytoczono wulgarne wypowiedzi Władysława Frasyniuka i Andrzeja Seweryna. - Miał być spokojny, kulturalny marsz, a wyszło jak zawsze w przypadku opozycji. Totalna agresja, nienawiść i hejt - spuentował materiał Borecki. Przypomnijmy, że podczas rozmów z demonstrantami pracownik telewizji publicznej nie miał na mikrofonie kostki, która informowałaby o tym, z której jest stacji. Zapytaliśmy o to TVP. Czekamy na odpowiedź.