Marcin Duma: Jest przełom. Kampania zmienia formułę. Dla PiS to wręcz szansa

Jacek Gądek
- Jeśli ktokolwiek się łudził, że nagle PiS-owi zacznie spadać, bo w Warszawie odbył się wielki marsz, to jest w błędzie. Dla PiS mobilizacja wyborców opozycji, którzy poszli na marsz, jest pewnym problemem, ale dominacja Donalda Tuska na opozycji już takim problemem wcale nie jest - jest wręcz szansą - ocenia Marcin Duma, szef IBRiS-u, w rozmowie z Gazeta.pl.

Jacek Gądek: Jest przełom czy nie? 

Marcin Duma: I jest, i go nie ma. 

Dlaczego tak? 

Przełom dotyczy Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. Do tej pory mieli nad sobą szklany sufit, a teraz go mogą próbować rozbić. Problem Tuska polegał na tym, że spętany rywalizacją na zbyt wielu frontach, nie mógł odpuścić żadnego, ale też na żadnym nie sposób było wygrać. A teraz widać, że właśnie Tusk, na przekór krytycznym komentatorom widzącym nadzieję już tylko w Rafale Trzaskowskim, pokazał: ja, Tusk, mogę i potrafię. To on w imieniu swojej partii wezwał ludzi na marsz i ci ludzie przyszli tak tłumnie, jak nigdy w wolnej Polsce. 

Zobacz wideo Marsz 4 czerwca na nagraniu z drona

Na odcinku ulicznym frontu wygrał...

... ale ten uliczny front pokrywa się z szerszym. Wyborcy opozycji psioczyli: "no znowu ten Tusk, znowu on", a dziś widzą - nawet jeśli sami nie przepadają za Tuskiem - że to właśnie on dysponuje taką siłą, jakiej nie ma nikt inny po stronie opozycyjnej.  

Wydaje się również - mówię to na podstawie danych tuż sprzed marszu - że PO była w stanie odrobić w sondażach parę punktów procentowych. Na pewno także dzięki sprzeciwowi wobec "lex Tusk" i narastającej przed marszem atmosferze. 

Psychologicznie ważna bariera 30 proc. wciąż nie została złamana. 

Problemem PO było to, że osiągała już wynik 28-29 proc., ale potem spadła do 25-26 proc. Powstała koalicja PSL i Polski 2050, Konfederacja zaczęła rosnąć, a Platforma miotała się ze swoimi postulatami między socjalnym a liberalnym elektoratem - w efekcie klapnęła w sondażach. 

Ten marsz doskonale odciąga uwagę od konkretnych postulatów PO takich jak kredyty 0 proc., 800+ od czerwca czy "babciowego". Jest za to bardzo prosty postulat: odsunąć PiS od władzy, bo "PiS to kłamstwo, złodziejstwo i drożyzna". Z kampanii o politykach publicznych - takiej racjonalnej, na postulaty ws. świadczeń społecznych, edukacji, służby zdrowia czy bezpieczeństwa - wracamy do kampanii czysto emocjonalnej, a w takiej Tusk radzi sobie bardzo dobrze. 

I to jest ten przełom? 

Tak - pokazanie ogromnej siły i dominacji Tuska, a zarazem zmiana formuły kampanii na emocjonalną. 

Musimy poczekać, jak będą wyglądać sondaże zrobione już po marszu, gdy opowieść o nim się rozejdzie wśród ludzi i ugruntuje. Nie ma jednak wątpliwości, że był on sukcesem, więc tak się zapisze w świadomości wyborców opozycji. Sądzę, że będziemy zaraz obserwować przepływy wyborców między poszczególnymi formacjami opozycyjnymi. 

Bo one będą tylko w ramach i tak już wyborców głosujących na opozycję? 

Jeśli ktokolwiek się łudził, że nagle PiS-owi zacznie spadać, bo w Warszawie odbył się wielki marsz, jest w błędzie. Dla PiS mobilizacja wyborców opozycji, którzy poszli na marsz, jest pewnym problemem, ale dominacja Donalda Tuska na opozycji już takim problemem wcale nie jest - jest wręcz szansą. 

Dlaczego? 

Gdy na opozycji dominatorem jest Tusk, to PiS ma tylko jednego przeciwnika, którego zna bardzo dobrze. Szef Platformy przy całej swojej sile i politycznej inteligencji emocjonalnej ma też potężny bagaż negatywnych elementów swojego wizerunku. Ludzie pamiętają podwyższenie wieku emerytalnego i standard życia w latach 2007-15. 

Jaki potencjał ma ten marsz i dominacja Tuska wobec ludzi niezdecydowanych, na kogo głosować? 

Ludzie ci to często są wyborcy PiS z 2019 r., ale dziś już nie deklarują chęci głosowania na tę partię. Dla nich przejście kampanii na tory emocjonalne może oznaczać większą motywację do ponownego interesowania się polityką. Jest w tym pułapka dla Platformy. 

Jaka? 

W oczach byłych wyborców PiS Donald Tusk bardzo silnie kojarzy się z niższymi dochodami, z brakiem "piniędzy" na 500+, z podwyższaniem wieku emerytalnego. Ci ludzie widzą złe rzeczy, które zrobiło PiS przez osiem lat, ale Tuskowi również przypisują zło, choć zupełnie inne. Będą więc ważyć: czy bardziej wkurza ich status quo, gdy rządzi PiS, czy bardziej obawiają się powrotu Polski sprzed PiS-u. Dla sztabowców PiS-u jest to dość komfortowa sytuacja, bo muszą tych ludzi porządnie nastraszyć powrotem Tuska. 

Paradoksalnie im większy byłby marsz 4 czerwca, tym większy potencjał do straszenia przez PiS powrotem Tuska do władzy? 

Tak, ale jest też kolejna rzecz: zmęczenie walką PO i PiS. W sondażach ponad 60 proc. ludzi mówi, że życzyliby sobie końca dominacji tych dwóch partii w polityce. Wydaje się, że któraś z innych formacji może stać się beneficjentem tego oczekiwania: ludzie będą szukać alternatywy w Konfederacji - to ta formacja może także być nieoczekiwanym beneficjentem marszu, choć na nim Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena nie było. 

Z kolei Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz snuli się na marszu. Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń przemawiali, ale z autobusu, a nie sceny. Donald Tusk był tu jedyną gwiazdą... 

... i miał do tego prawo: wezwał na marsz, jego partia go organizowała i sfinansowała. Trudno, aby reszta liderów opozycji brylowała - oni przyszli, ale jak na proszony obiad. 

Co przytłaczający sukces marszu oznacza dla Trzeciej Drogi PSL i Polski 2050? 

Problem Trzeciej Drogi nie bierze się z samego marszu. Zaczęło się wcześniej przez ustawę o komisji ds. rosyjskich wpływów - ustawa nazywana "lex Tusk" przyczyniła się do sukcesu frekwencyjnego marszu, ale też bardziej spolaryzowała scenę polityczną, co wypycha mniejsze formacje poza nawias: Lewicę, PSL, Polskę 2050. Polaryzacja dla nich jest nieubłagana.

Więcej o: