Radosław Sikorski w rozmowie z Onetem mówi o powołaniu komisji badającej wpływy rosyjskie na bezpieczeństwo Polski w latach 2007-2022. Pytany, czy nie obawia się komisji, były szef MSZ stwierdza, że nie może się jej doczekać i żartuje, że z pewnością znajdą się jego powiązania z Rosją, bo "przecież rozmawiał z Ławrowem i to na balkonie". Szefowie polskiej i rosyjskiej dyplomacji w październiku 2010 roku spotkali się w warszawskim Pałacu na Wodzie, a na jego balkonie palili razem papierosy.
- Spodziewam się, że wyciągną jakieś wyrwane z kontekstu zdania z jakichś notatek koncepcyjnych. Od ponad siedmiu lat mają pełną kontrolę nad Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nad wywiadem, nad prokuraturą, no więc gdyby mieli coś prawdziwego, to wszyscy już byśmy siedzieli. A skoro nic nie znaleźli, no to chcą rozwinąć ten cyrk medialny, który prowadzą w zawłaszczonych mediach publicznych. Bo liczą, że mniej wyrobiona część elektoratu to łyka - mówi Sikorski.
Były minister stwierdza również, że nie obawia się tego, że komisja będzie próbowała wyeliminować go z życia publicznego - wie, że tak właśnie będzie. - Ale najpierw się trochę poznęcają. Podsłuch już pewnie mam, ale mogą kazać zrobić przeszukania, pognębić trochę rodzinę. Pegasusa pewnie już miałem, a jak nie, to teraz będzie. Albo żeby ściągnąć dane, albo żeby załadować. Będą chcieli się tym nacieszyć. No bo wie pan, przecież nie mogą puścić płazem tego, że Putin osobiście obwinia mnie za utratę Ukrainy - ocenia.
Sikorski ma nadzieję, że działania komisji, które nazywa "linczem medialnym", będą pokazywane w "goebbelsowskich mediach". - Uważam, że to będzie jednocześnie pułapka, ale też i szansa na dotarcie do tamtej bańki, na powiedzenie paru słów prawdy tamtemu elektoratowi - wyjaśnia.
Po co partii rządzącej komisja? - Wydaje mi się, że przy rekordowej inflacji, przy stagnacji gospodarczej, przy wściekłości polskich rolników, przy niespotykanym poziomie nepotyzmu i korupcji chcą oprzeć kampanię wyborczą na tematach, które są mniej niebezpieczne. A więc po pierwsze skierować słuszny gniew Polaków na Rosję w kierunku opozycji. Albo wywołać wojnę kulturową, że niby zagrożone w Polsce są tradycja i religia. I siebie przedstawiać jako jedynych ich obrońców - mówi polityk.
Sikorski zwrócił też uwagę, że zadania komisji powinny wykonywać kontrwywiad i prokuratura, a propozycja powstania komisji "jest potwierdzeniem tego, że zniszczyli te urzędy". Były szef MSZ dodał, że taka instytucja jest "skażona grzechem pierworodnym, bo autorzy nie zdefiniowali, na czym miałby polegać wpływ". - Oni definiują to słowo w zasadzie jako każdy kontakt z Rosjanami czy każde wspólne przedsięwzięcie - powiedział i zastanawiał się, czy za wpływ zostanie uznany zakup gazu z Rosji lub mały ruch graniczy między okręgiem królewieckim a Warmią i Mazurami.
- To jest skaza umysłu autorytarnego. Oni chcą kryminalizować różnice opinii. A ponieważ oni są pierwszymi i ostatnimi patriotami w historii Polski, to wszystko to, co oni uważają, jest dla Polski dobre. A wszystko, co kto inny uważa, jest zdradą. Ponadto nikt nie może mieć swojego zdania sam z siebie, bo po prostu tak uważa. Więc jeśli uważa inaczej niż oni, to musi być pod wpływem wrogich sił - komentuje.
Sikorski przypomina, że komisja ma badać sprawy od 2007 roku, kiedy był jeszcze ministrem obrony w rządzie Kaczyńskiego i dziwił się wówczas temu, że Antoni Macierewicz przygotowywał raport w weryfikacji WSI, "który doprowadza do dekonspiracji polskiej agentury na Wschodzie".
- Dlaczego tłumaczy go na rosyjski? Dlaczego ujawnia bieżące operacje wywiadowcze? I kto mu na to pozwala. Chętnie opowiem komisji o ówczesnych rozmowach w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego. Niestety, Macierewicz nadal nie poniósł odpowiedzialności za szkody, które wyrządził państwu polskiemu - stwierdza i podkreśla: - Są sprawy do zbadania w Polsce, ale to jest domena działania służb specjalnych. Póki co znaleźli takich, którzy byli w orbicie Macierewicza.