Tak mieszkańcy Ursynowa umawiają się na marsz 4 czerwca. "O wartości znowu trzeba się upominać"

Słynna grafika z Garym Cooperem, napis "Wolność" i apel, aby znów upomnieć się o demokrację. W ten sposób mieszkańcy jednego z osiedli na Ursynowie mobilizują się do uczestnictwa w niedzielnym Marszu Wolności.
Zobacz wideo Szydło w Parlamencie Europejskim: Dlaczego bronicie ruskich wpływów?

"Szanowni Sąsiedzi! 34 lat temu, w 1989 roku podczas pierwszych prawie wolnych wyborów, spotkaliśmy się, by zagłosować za wolnością i demokracją. Po ówczesnym zwycięstwie uznaliśmy, że już nigdy nikt i nic im nie zagrozi. Dziś widzimy, że było to myślenie szlachetne lecz niestety naiwne. O wartości, które wtedy były nam bliskie, znowu trzeba się upominać" - odezwa o takiej treści pojawiła się na jednym z osiedli na warszawskim Ursynowie. Dalej grupa kilku mieszkańców apeluje do swoich sąsiadów, aby spotkać się w niedzielę przed zaplanowanym na południe marszem i wspólnie udać się na miejsce startu manifestacji.

Marsz 4 czerwca. 34 lata od pierwszych częściowo wolnych wyborów

"Zróbmy to - dla siebie, naszych dzieci i wnuków. Spotkajmy się 4 czerwca o godz. 11 na naszym Cudownym Podwórku i wybierzmy się razem na Plac na Rozdrożu, by wziąć udział w Marszu Wolności pokazać jak wielka jest nasza niezgoda na zło i głupotę" - czytamy. Pod tekstem apelu zamieszczono grafikę nawiązującą do plakatu "Solidarności" Tomasza Sarneckiego (z tą różnicą, że zamiast logo "Solidarności" mamy napis "Wolność"). Chodzi o słynną grafikę z Garym Cooperem, amerykańskim aktorem odgrywającym rolę szeryfa w westernie "W samo południe". Na grafice Cooper zamiast rewolweru trzyma kartkę do głosowania. Plakat był rozwieszany przed pierwszymi częściowo wolnymi wyborami 4 czerwca 1989 roku. W tę niedzielę przypada ich 34. rocznica. Tego dnia w Warszawie o godzinie 12 rozpocznie się Marsz Wolności organizowany Donalda Tuska i Platformę Obywatelską

Historia słynnego plakatu

Za samym plakatem Tomasza Sarneckiego kryje się bardzo ciekawa historia, którą kilka lat temu przypomniano na łamach "Polityki". Okazuję się, że praca 23-letniego wówczas grafika początkowo nie spotkała się z entuzjastycznym odbiorem osób z kręgów opozycji demokratycznej. "Powtarzał się zarzut, że jest zbyt konfrontacyjny, jednoznaczny, ryzykowny. Dopiero dziennikarka Polskiego Radia Janina Jankowska skierowała młodego twórcę do Henryka Wujca, który był wówczas sekretarzem warszawskiego komitetu 'Solidarności' przy ul. Fredry 6" - opisywał tygodnik. Wujec podpisał z Sarneckim umowę, ale ten zrzekł się wynagrodzenia. Plakat wydrukowano w drukarni we Włoszech. 10 tys. egzemplarzy przyleciało do Warszawy samolotem późnym wieczorem 3 czerwca. Zostały rozwieszone 4 czerwca rano, a więc już w dniu wyborów. Wtedy grafikę można było zobaczyć jedynie w stolicy i jej okolicach. Na szerszą skalę Polacy poznali plakat przed II turą wyborów 18 czerwca.

"Jedyną bronią społeczeństwa jest kartka wyborcza"

Dlaczego na plakat trafił akurat Gary Cooper? Sarnecki mówił o tym w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" w 2009 roku. - Chciałem by ten plakat był odczytywany na dwa sposoby. Pokazuje "jedynego sprawiedliwego", który idzie na czele i ma za sobą zbiorowość, czyli "Solidarność", pociąga tłumy. Ale jest to też obraz całej zbiorowości zjednoczonej wokół jednej sprawy. Sylwetka Coopera to znak graficzny opisujący jedno z zadań stojących przed zbiorowością: pójście do wyborów - pierwszy od dawna świadomy ruch obywatelski niesterowany przez komunistów. Odcięcie szeryfowi kolby z rewolwerem i wetknięcie w dłoń kartki z napisem "Wybory" oznacza, że jedyną bronią społeczeństwa jest właśnie kartka wyborcza. Reasumując, postać Coopera i napis "Solidarność" za jego plecami są na tym plakacie równie ważne - tłumaczył. 

W 1999 roku plakat Sarneckiego trafił na wystawę 100 plakatów XX wieku w londyńskim Victoria and Albert Museum. 

Więcej o: