Przypomnijmy, PiS opublikował w mediach społecznościowych spot, w którym wykorzystał kadry z byłego niemieckiego nazistowskiego obozu śmierci Auschwitz. W filmie pojawił się także wpis "Znajdzie się komora dla Dudy i Kaczora", który Tomasz Lis opublikował kilka dni na Twitterze. Dziennikarz usunął wpis po kilku godzinach, tłumacząc, że chodziło mu rzekomo o celę, a nie o komorę gazową, choć takie skojarzenie się nasuwało. W spocie PiS nawiązano także do marszu organizowanego przez Donalda Tuska, który zapowiedziano na 4 czerwca.
Trwający zaledwie kilkanaście sekund spot PiS wywołał w mediach ogromne poruszenie. Ustalenia mediów wskazują na to, że publikacja takiego materiału była zaskoczeniem nawet dla osób należących do partii. - W ogóle nie wiedzieliśmy, że to nagranie trafiło do internetu. Nikt go wcześniej nie widział - tłumaczył rozmówca Interii z ul. Nowogrodzkiej. Z kolei według ustaleń Jacka Gądka z Gazeta.pl, "decyzję o jego zmontowaniu i publikacji podjął sztab wyborczy" PiS. "Ze spotu mieli być bardzo zadowoleni zwłaszcza PR-owiec Piotr Matczuk i rzecznik PiS Rafał Bochenek" - pisał w poniedziałek nasz dziennikarz, przypominając jeszcze kilka innych osób należących do sztabu: Annę Plakwicz, Piotra Agatowskiego, Andrzeja Śliwkę i, co istotne dla tego tekstu, Krzysztofa Sobolewskiego. Źródło Interii wskazało także na jeszcze jedną osobą, która była wtajemniczona w ten plan. - Michał Moskal jest odpowiedzialny za internet. Wszystkie spoty PiS, które trafiają do sieci, wychodzą od niego - mówił informator Interii ze sztabu wyborczego PiS.
Jak twierdzą broniący wideo politycy PiS, film jest po prostu odpowiedzią na kontrowersyjny wpis Tomasza Lisa. Gdy zapytaliśmy wcześniej wspomnianego Krzysztofa Sobolewskiego o to, "czy to, że ktoś robi coś skandalicznego, złego, coś, co jest ogólnie potępiane, jest wystarczającym usprawiedliwieniem do sięgania po równie złe metody", zdziwił się. - A jakie złe metody? - dopytywał. - Wykorzystywanie Auschwitz do walki politycznej - wyjaśniliśmy. - To nie wykorzystywanie Auschwitz. To tylko przypomnienie historii, bo niektórym się ta historia zapomniała, właśnie panu Lisowi - stwierdził proszony przez Gazeta.pl o komentarz. Problemu nie widzi również Michał Moskal. W rozmowie z Interią, przypominając o słowach Lisa, szef gabinetu politycznego wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, stwierdził: "Obnażyliśmy hipokryzję i to ich straszliwie boli". "Jak przekazał nam, spot odnosi się jedynie do faktów dotyczących liczby ofiar obozów czy liczby ofiar II wojny światowej. Podkreślał również, że chodzi o ‘język nienawiści nawiązujący do tych tragicznych wydarzeń, stosowany od wielu lat przez opozycyjnych polityków i ich otoczenie’" - piszą dziennikarze Interii. Z takim przedstawianiem sprawy nie zgadzają się politycy opozycji i część mediów, o czym pisaliśmy tutaj.
Nie stawiając w tym tekście pytań o granice w walce politycznej, skupmy się na fakcie, że prawdopodobnie obaj autorzy ujęć, które pojawiły się w spocie PiS, nie mieli pojęcia, że partia polityczna zamierza sięgnąć po ich materiały. W kilkunastosekundowym wideo pojawiły się kadry nagrane przez twórcę z Polski oraz materiał stworzony dla BBC. - Dwa długie ujęcia są moje. Zmieniono tylko kolory. (...) Nikt nie zapytał mnie o zgodę na ich wykorzystanie - powiedział w rozmowie z Onetem Wiktor Woźniak, tłumacząc, że nagrania stworzył za zgodą Muzeum Auschwitz. Opublikował je 4 lata temu na YouTube. Autorem drugiego film źródłowego jest Ashley Kingsley, który przygotował materiał dla BBC News i do którego zwróciliśmy się z prośbą o komentarz.
Gdy było już pewne, że jeden z autorów nagrań był zaskoczony sytuacją, naturalnie pojawiły się pytania o to, czy PiS miał prawo wykorzystać te ujęcia. Michał Moskal zapewniał w rozmowie z Interią, że jak najbardziej: "Fragmenty ujęć dronowych Muzeum Auschwitz-Birkenau (...) zostały wykorzystane w ramach krytycznej analizy skandalicznego i nawołującego do nienawiści wpisu pana Tomasza Lisa". Gdy my zapytaliśmy Krzysztofa Sobolewskiego, czy wykorzystanie tych nagrań na potrzeby spotu było konsultowane z ich autorami, polityk stwierdził, że wszystko jest zgodnie z prawem. Czy rzeczywiście tak jest? O skomentowanie sprawy Gazeta.pl poprosiła adwokatka, rzeczniczkę patentową Klaudię Błach-Morysińską, która specjalizuje się w prawie własności intelektualnej i przemysłowej, prawie autorskim, prawie reklamy oraz prawie zwalczania nieuczciwej konkurencji.
Jak tłumaczy adwokatka, "zgodnie z polskim prawem, wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów, a drobne utwory nawet w całości, w zakresie uzasadnionym celami cytatu, takimi jak wyjaśnianie, polemika, analiza krytyczna lub naukowa, nauczanie lub prawami gatunku twórczości". - Omawiany spot polityczny w znakomitej większości składa się z fragmentów filmu Auschwitz, German Nazi Concentration Camp and Extermination - Drone footage 4k, na który nałożono informacje o liczbie osób zamordowanych w Auschwitz, wycinek z Twittera z postem Tomasza Lisa i informacje o planowanym na 4 czerwca marszu. W prawie cytatu nie chodzi o rozmiar przytaczanego we własnym dziele utworu, lecz o ich wzajemne relacje i cel cytatu. Za uzasadnione można nawet uznać przytoczenie cudzego utworu w całości, jeżeli następuje to w celu wyjaśniania, analizy krytycznej, nauczania lub uzasadnione jest prawami gatunku twórczości. W każdym razie jednak cytowany urywek lub nawet cały drobny utwór musi pozostawać w takiej proporcji do wkładu własnej twórczości, aby nie było wątpliwości co do tego, że powstało własne, samoistne dzieło. Pamiętać należy, że cytat powinien pełnić rolę podrzędną w stosunku do dzieła głównego - wskazuje adwokatka.
- Główny trzon spotu to fragmenty filmu z Auschwitz, które dominują przekaz, nie pozostawiając pozostałym elementom zbytniej przestrzeni. Wydaje się, że to one stanowią rolę nadrzędną i dominują przekaz. Stąd proporcje w jakich użyto zapożyczonego utworu w stosunku do całości, mogą budzić wątpliwości. Co do uzasadnionych celów, to nie mamy tu do czynienia ani z wyjaśnianiem, polemiką, analizą naukową, czy nauczaniem. Wydaje się, że nie ma tu też miejsca analiza krytyczna, która polega na zacytowaniu cudzego utworu celem krytycznego odniesienia się do niego. W analizowanym przypadku autor spotu nie odnosi się krytycznie w żaden sposób do jakichkolwiek kwestii dotyczących obozu Auschwitz. Wydaje się również, że prawa gatunku twórczości, jakim jest spot reklamowy, nie uzasadnia wykorzystania i oparcia reklamowego spotu politycznego na cudzym utworze - tłumaczy w rozmowie z Gazeta.pl Klaudia Błach-Morysińska.
Spot PiS skomentowało Muzeum Auschwitz. "Instrumentalizacja tragedii ludzi, którzy cierpieli i ginęli w niemieckim nazistowskim obozie Auschwitz - po jakiejkolwiek stronie politycznego sporu - uwłacza pamięci ofiar. To smutny, bolesny i niedopuszczalny przejaw moralnego i intelektualnego zepsucia debaty publicznej" - głosi oświadczenie muzeum.