Tematem wtorkowej Porannej Rozmowy Gazeta.pl była m.in. ustawa dotycząca powołania komisji ds. wpływów rosyjskich, nazywana także "lex Tusk", którą w poniedziałek podpisał prezydent Andrzej Duda.
- Na razie nikt nic nie stwierdził, mówimy o projekcie, który wchodzi w życie. Konkluzje takiej komisji nie są i nie będą zrealizowane przecież w trakcie najbliższych miesięcy w czasie kampanii wyborczej, to nie jest komisja powołana na kilka miesięcy. Ma perspektywę co najmniej roczną i dwuletnią, będzie przedkładała raporty Sejmowi - mówił w Porannej Rozmowie Gazeta.pl poseł PiS Jerzy Polaczek, wiceszef sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, były minister transportu w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego.
Prowadząca Karolina Hytrek-Prosiecka zwróciła uwagę na fakt, że komisja ma przedstawić sprawozdanie 17 września, a więc na kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi. - To jest dobra data, ma i swój ciężar gatunkowy, ma ogromną wartość symboliczną. Ten pierwszy raport, jeśli został zaproponowany na 17 września, to wynika z kalendarza bieżącego roku. Zobaczymy, jakie będą efekty. Patrzę na to dość chłodno, spokojnie, poczekamy na efekty ustaleń. (...) Zakres prac będzie kontynuowany w następnej kadencji - zaznaczył Jerzy Polaczek.
Zapytany o to, czy przed komisją powinien stanąć premier Mateusz Morawiecki, poseł PiS stwierdził, że "nic mu nie wiadomo, żeby były jakiekolwiek powody powoływania pana premiera jako osoby, która przed taką komisją mogłaby się stawić". Przypomnijmy, że komisja ma badać docelowo okres od 2007 do 2022 r. Mateusz Morawiecki jest szefem rządu od grudnia 2017 r., wcześniej był wicepremierem.
W piątek Sejm przegłosował ustawę dotyczącą powołania komisji weryfikacyjnej, której celem ma być badanie wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo Polski. Prawnicy z Biura Legislacyjnego Sejmu powiedzieli zgodnie, że ich zdaniem komisja miałaby być "tworem" łączącym funkcje sądu, prokuratury i służb specjalnych. Byłaby to sytuacja nieznana w praworządnym systemie demokratycznym oraz całkowicie niemieszcząca się w ramach polskiego prawa. Natomiast w poniedziałek Andrzej Duda podpisał się pod ustawą.
Członkowie komisji mają mieć prawo m.in. do zarządzania przesłuchań, przeszukań i inwigilacji, a także do (w ramach "środków zaradczych") pozbawienia danej osoby prawa do pełnienia funkcji publicznych przez nawet 10 lat czy zakazania dostępu do informacji niejawnych - w praktyce oznacza to niemożność sprawowania żadnej funkcji rządowej czy kandydowania w wyborach. Będą mogli oni również wydać opinię, że dana osoba "nie daje rękojmi należytego wykonywania czynności w interesie publicznym", co oznacza, że w opinii komisji nie wykazuje się "nieposzlakowaną opinią" i "nieskazitelnym charakterem", co jest wymagane m.in. wobec sędziów.
Co więcej, członkowie komisji nie będą ponosić żadnej odpowiedzialności za swoją działalność, o ile będzie wchodziła w zakres sprawowania funkcji w komisji - jeśli więc komisja kogoś bezpodstawnie oskarży i przedstawi nieprawdziwe hipotezy, nie będzie mogła być pociągnięta do odpowiedzialności karnej czy odszkodowawczej. Z kolei od nałożonych przez komisję "środków zaradczych" nie będzie przysługiwało prawo do odwołania się. Przeciwnicy komisji uważają, że jest to prawo szyte pod eliminację Donalda Tuska ze sceny politycznej przed wyborami lub upokorzenie go w oczach wyborców - z tego powodu nieoficjalnie ustawa nazywana jest jako "lex Tusk".