Przemysław Czarnek 24 maja został ukarany naganą przez sejmową Komisję Etyki Poselskiej za wypowiedź ze stycznia 2023 roku. - Przez wiele lat jeździliście do Brukseli, do Strasburga. Kłamaliście na temat Polski, Polaków. Namawialiście brukselskich urzędników, żeby zabrali Polakom pieniądze - nie nam, Polakom. Wasi europosłowie - Biedroń, nie-Biedroń, Róża von Thun (europosłanka Róża Thun -r ed.) coś tam po niemiecku, codziennie namiętnie kłamali na temat Polski i Polaków - mówił wówczas. Wniosek o wyciągniecie konsekwencji wobec ministra złożyły posłanki Koalicji Obywatelskiej: Katarzynę Lubnauer, Kingę Gajewską, Barbarę Nowacką oraz Krystynę Szumilas.
Jak argumentowała Katarzyna Lubnauer, polityk powinien zostać ukarany, ponieważ "wiemy, jaka jest narracja mediów publicznych i Prawa i Sprawiedliwości, dotycząca tego, jaki jest stosunek do niemieckości, Niemiec i wszystkiego, co się z tym wiąże". Przemysław Czarnek do wypowiedzi posłanki odniósł się na Twitterze. "(...) jeśli coś jest niemieckie, to nie może być polskie, nie może reprezentować polskiego interesu. (...) Pani Katarzyna Lubnauer raczyła stwierdzić, że za taką tezę powinienem zostać ukarany. Otóż tak. Np. niemieckie lotnisko w Berlinie nie jest polskie. Proszę mnie znowu ukarać" - napisał.
Okazuje się, że Przemysław Czarnek nie stawił się na posiedzeniu Komisji Etyki Poselskiej, o czym poinformowała Monika Falej - posłanka Lewicy, która jest szefową wspomnianej komisji. Jak wyjaśnił 25 maja na antenie Polskiego Radia polityk, nie był tym posiedzeniem zainteresowany. - Tym bardziej że posłance Falej prokuratura nie może postawić zarzutu, zabrakło kilku głosów do uchylenia immunitetu za to, że wulgaryzmami obrzucała polską policję - stwierdził. - Taka kara, jak i komisja etyki - dodał.
Dzień później, 26 maja na wypowiedź szefa resortu edukacji zareagowała na Twitterze Monika Falej. "Ministrze Czarnek, kłamie Pan po raz kolejny. Tym razem na mój temat. Rzekomo 'obrzucałam wulgaryzmami policję'. Domagam się natychmiastowych przeprosin za Pana kłamstwa wobec mojej osoby. Dzisiaj robię to publicznie, daję Panu 48 godzin. Później sprawa trafi do sądu" - czytamy we wpisie.
Na odpowiedź Przemysława Czarnka nie trzeba było długo czekać. "Rozumiem, że w tych tzw. strajkach, razem z Martą Lempart, Pani różaniec odmawiała i nie krzyczała wulgaryzmów pod adresem m.in. policji... Ale ok. Immunitet miała Pani stracić akurat za inny przejaw 'kultury osobistej'. Dlatego za tę pomyłkę przepraszam" - napisał, publikując plakat z wulgaryzmem i podobizną posłanki.
Monice Falej faktycznie groziła odpowiedzialność karna. Wniosek do Sejmu w tej sprawie złożył 16 grudnia 2020 r. Komendant Główny Policji. W sprawie odbyło się głosowanie. Za uchyleniem immunitetu posłanki opowiedziało się 227 posłów (wymagana była większość ustawowa 231 głosów). Więcej na ten temat w artykule:
Wniosek dotyczył wydarzeń z 2020 r. Falej razem Martą Lempart i aktywistką Dominiką Kasprowicz w ramach protestów podczas Strajku Kobiet chciały zawiesić plakaty na drzwiach biura poselskiego PiS i Konfederacji. - Nie obawiam się sprawy w sądzie, stanę przed sądem i będę się tłumaczyć z tego, że trzymałam w ręku kartkę i taśmę klejącą. Sąd uniewinnił koleżankę, Dominikę Kasprowicz, która brała udział w tym samym zdarzeniu, a Marty Lempart nie spisano, więc wobec niej nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. Tym samym każda z trzech kobiet biorących udział w wydarzeniach w Iławie została inaczej potraktowana przez policję - cytowali jej słowa dziennikarze "Gazety Prawnej".