Ostra wymiana zdań w "Kawie na ławę". Dera: Rewelacyjny poziom dziennikarstwa. Piasecki: Nie obrazi mnie pan

Aleksandra Boryń
Konrad Piasecki w programie "Kawa na ławę" w TVN24 zapytał o powołanie komisji do spraw wpływów rosyjskich, tzw. lex Tusk, i porównał je do historycznego procesu brzeskiego. Sekretarzowi stanu w kancelarii prezydenta Andrzejowi Derze nie spodobało się to zestawienie. Między politykiem a prowadzącym doszło do ostrej wymiany zdań, w której nie zabrakło złośliwości.

W niedzielnym programie "Kawa na ławę" w TVN24 gośćmi byli Andrzej Dera, Marek Sawicki, Joanna Scheuring-Wielgus, Stanisław Tyszka, Jan Grabiec oraz Anna Zalewska. Prowadzący program rozpoczął debatę od pytania dotyczącego komisji do spraw badania rosyjskich wpływów w Polsce i zaznaczył, że w związku z powołaniem wspomnianej komisji "trudno nie mieć skojarzeń historycznych" z procesem brzeskim, którego skazani zostali uniewinnieni po 90 latach. Konrad Piasecki podkreślił, że rząd po ośmiu latach rządzenia miał do dyspozycji wszelkie służby, wywiad czy prokuraturę, a powołuje komisję, która "po paru tygodniach działalności, na miesiąc przed wyborami, osądzi, kto okrył się infamią i wykluczy go de facto z dużej części z życia publicznego".

Zobacz wideo Ozdoba: Jeśli ktoś się boi komisji ds. rosyjskich wpływów, to znaczy, że ma coś na sumieniu

- Pytanie do ministra Dery: losy tej komisji są w rękach prezydenta. Czy prezydent zgodzi się na taką powtórkę z historii? - zapytał prowadzący. - Gdyby pan zapytał na końcu, co zrobi prezydent, to rozumiem. Wstęp, porównanie... Historycznie uważa pan, że dobrze zrobił, tak? Gratuluję wiedzy historycznej, nastawienia i pokazania, co tak strasznego się dzieje - ironizował w swojej odpowiedzi Dera.

Polityk zarzucił także dziennikarzowi, że jego wypowiedź miała "negatywne tło". - Pokazywanie społeczeństwu zupełnie czegoś, co nie miało miejsca. Gratuluję - mówił zdenerwowany Dera. Konrad Piasecki ze spokojem odpowiedział, że "spędził sześć lat na wydziale historycznym", ale polityk "może oceniać jego wiedzę historyczną, jak ma na to ochotę". - Tak, uważam, że porównanie do tego, co działo się w roku 1930, 1931 i 1932 do sytuacji, w której trzy miesiące przed wyborami powołuję się komisję, która jest de facto sądem i łamie wszelkie standardy demokracji, w takiej sytuacji jest uprawnione porównanie do tego, co działo się przed 90 laty - stwierdził Piasecki.

- Rozumiem, gdyby pan był politykiem i wypowiadał kwestie polityczne... - zaczął Dera, na co Piasecki się wtrącił i odpowiedział "jestem dziennikarzem, który ma prawo i obowiązek oceniać rzeczywistość". - Gratuluję podejścia z tezą, pytania z tezą. Gratuluje, rzeczywiście, rewelacyjny poziom dziennikarstwa, szacunek - mówił z przekąsem Dera. - Może mnie pan próbować obrażać, ale mnie pan nie obrazi, dlatego że jestem tu w imieniu widzów i zadaję pytania panu - powiedział Piasecki, czym skończył napiętą dyskusję.

O co chodzi z "lex Tusk"?

W piątek Sejm przegłosował ustawę dotyczącą powołania komisji weryfikacyjnej, której celem ma być badanie wpływów rosyjskich w Polsce. Prawnicy z Biura Legislacyjnego Sejmu powiedzieli zgodnie, że ich zdaniem komisja miałaby być tworem łączącym funkcje sądu, prokuratury i służb specjalnych. Byłaby to sytuacja nieznana w praworządnym systemie demokratycznym oraz całkowicie niemieszcząca się w ramach polskiego prawa.

Komisja mogłaby m.in. zarządzać przesłuchaniami, inwigilacją oraz przeszukaniami, ponadto mogłaby wymusić zwolnienie z tajemnicy zawodowej adwokatów, lekarzy, radców prawnych czy dziennikarzy, ale co ciekawe, nie mogłaby zwolnić duchownego z tajemnicy spowiedzi. Do tego mogłaby pozbawić daną osobę prawa do pełnienia funkcji publicznych przez nawet 10 lat, co w praktyce oznacza brak możliwości sprawowania funkcji rządowej czy kandydowania w wyborach

Przeciwnicy komisji uważają, że jest to prawo szyte pod eliminację Donalda Tuska ze sceny politycznej przed wyborami lub upokorzenie go w oczach wyborców - z tego powodu nieoficjalnie ustawa nazywana jest jako "lex Tusk".

Więcej o: