Ustawa znosi opłaty za przejazd autostradą od pojazdów samochodowych o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 3,5 tony na odcinkach autostrad płatnych zarządzanych przez Generalnego Dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad. Wprowadzono także autopoprawkę, która zakazuje blokowania lewego pasa ruchu oraz przekraczania dopuszczalnej prędkości obowiązującej na autostradach i drogach ekspresowych przez kierujących pojazdami ciężarowymi (tzw. wyścigów słoni). Przepisy, za których przyjęciem głosowało 429 posłów, przeciw było 13, dziewięciu się wstrzymało, mają wejść w życie od 1 lipca. Projekt nowelizacji przygotował rząd. Teraz ustawa trafi do Senatu.
PiS przekonuje, że nowe przepisy zmniejszą wydatki dla kierowców, ale też zwiększą możliwości komunikacyjne. Opozycja twierdzi, że to nic innego jak element kampanii wyborczej. Na razie ustawa dotyczy zniesienia opłat na autostradach zarządzanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). To autostrada A2 Stryków - Konin oraz A4 Wrocław - Sośnica.
W ramach obietnicy wyborczej PiS obiecało jednak zniesienie opłaty na wszystkich autostradach w Polsce. Nie tylko na tych, którymi zarządza GDDKiA, ale też na autostradach koncesyjnych. Jarosław Kaczyński mówił podczas niedawnej konwencji PiS: - Tam, gdzie autostrady są prywatne albo są w jakiejś dzierżawie, obiecujemy, że w ciągu kolejnego roku to załatwimy.
W piątek w Sejmie było bardzo gorąco. Szczególnie wczesnym wieczorem, kiedy posłowie odrzucili sprzeciw Senatu w sprawie powołania komisji ds. badania wpływów rosyjskich w Polsce. Chodzi o ustawę, która nazywana jest "lex Tusk", bo uważa się, że jej zadaniem będzie pozbawienia przewodniczącego PO możliwości sprawowania funkcji publicznych.
Za odrzuceniem uchwały Senatu było 234 posłów (większość bezwzględna wynosiła 228), przeciw 219. Wstrzymała się tylko jedna posłanka - Anna Maria Siarkowska z Suwerennej Polski.
- Chciałbym zobaczyć twarze tych, którzy po raz kolejny złamali konstytucję. A przy tym złamali dobre obyczaje i fundamentalne zasady demokracji. Ze strachu przed utratą władzy, ze strachu przed ludźmi i ze strachu przed odpowiedzialnością po przegranych wyborach. Najlepszą odpowiedzią na to, co się tutaj dzisiaj stało, i co rzeczywiście jest jednym z najdramatyczniejszych momentów naszej polskiej demokracji po 1989 roku, będzie marsz 4 czerwca - powiedział Tusk, który tuż po głosowaniu został zaczepiony przez dziennikarzy na sejmowym korytarzu.
Przypomnijmy: 4 czerwca w samo południe w Warszawie odbędzie się ponadpartyjny marsz "przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską". Data nie jest przypadkowa, bo tego dnia w 1989 roku odbyły się w Polsce pierwsze po II wojnie światowej częściowo wolne wybory parlamentarne, które były sukcesem "Solidarności". - Było 100 powodów, żeby wyjść i protestować. To jest 101. powód. Równie poważny, jak poprzednie. Chciałbym, żeby cała Polska zobaczyła, że nie ma zgody Polaków na likwidację demokracji, o którą całe pokolenia walczyły z taką determinacją - powiedział w piątek Tusk.