Sędzia Rafał Wagner miał zająć stanowisko po dotychczasowej wiceprezes Małgorzacie Szymkiewicz-Trelce. Jak opisuje w środę "Rzeczpospolita", sędzia zdążył się już nawet pożegnać w swoim wydziale. Jego następcą miała zostać dotychczasowa wiceprzewodnicząca wydziału. Jednak już po kilku godzinach go odwołano.
Z nieoficjalnych ustaleń "Rz" wynika, że kierownictwo sądu długo negocjowało z Ministerstwem Sprawiedliwości, czy dla Wagnera jest zielone światło. Źródła gazety przekonują, że Ministerstwo Sprawiedliwości znało sędziego i jego historię, a finalnie zezwoliło na to powołanie.
Wątpliwości budził fakt, że sędzia Rafał Wagner zasiadał m.in. w składzie w procesie o ochronę dóbr osobistych, jaki ministrowi Ziobro wytoczyła sędzia Justyna Koska- Janusz i w składzie sądu (również o ochronę dóbr osobistych), jaki wytoczyła ministrowi sędzia Beata Morawiec, była prezes Sądu Okręgowego w Krakowie. Oba procesy zostały przez sędzie wygrane.
Z informacji "Rz" wynika, że obie decyzje o powołaniu i uchyleniu powołania podpisała Katarzyna Frydrych, wiceminister sprawiedliwości. Pytany, czy czuje rozczarowanie, Wagner odpowiada: "Nie. To znak czasu". I dodaje, że podjął rękawicę, przekonywany przez sędziów do objęcia tej funkcji. – Zrobiłem to dla dobra sądu, w którym orzekam – wyjaśnia.