We wtorek gościem Porannej rozmowy Gazeta.pl był Maciej Lasek z Koalicji Obywatelskiej. Karolina Hytrek - Prosiecka pytała o ostatnie incydenty z udziałem dronów na polskich lotniskach, a także o dokumenty, które otrzymała Gazeta.pl. Wynika z nich, że miesiąc przed atakiem Rosji na Ukrainę dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych "ze względów bezpieczeństwa" poprosił Polską Agencję Żeglugi Powietrznej o stworzenie systemu zarządzania ruchem dronów. Szczegółowo dokumenty, które wyciekły do mediów, związane z udaremnianiem zakupu systemu radarów opisuje dziś stacja TVN24.
- Czy ktoś poniesie odpowiedzialność polityczną za to, że nie było właściwego nadzoru nad przestrzenią powietrzną?
- Nadzór nad całym lotnictwem oprócz prezesa lotnictwa cywilnego sprawuje minister infrastruktury. Pracowałem przez 14 lat w ministerstwie infrastruktury w Komisji Badania Wypadków Lotniczych i nie pamiętam tak nonszalanckiej wypowiedzi, jak ostatnia wypowiedź pani dyrektor, która próbowała nam wmówić (na piątkowej podkomisji - przyp. red), że w zasadzie nie ma żadnego problemu i że oni się nie powinni tym zajmować. To nie ten kierunek, jeżeli ktoś się decyduje, żeby być ministrem infrastruktury to jest to wyzwanie. Problem jest ewidentnie bagatelizowany, moje wrażenie z tamtej podkomisji to była taka nonszalancja z ich strony pt.: "Ale o co wam chodzi, przecież nic się nie stało''.
- Czy w pana ocenie gen. Piotrowski po incydencie związanym z pociskiem pod Bydgoszczą straci stanowisko?
- Mamy ewidentnie do czynienia z sytuacją kryzysową. Z jednej strony mamy ministra Błaszczaka, który twierdzi, że nie był poinformowany i generał nie podjął właściwych działań z drugiej strony mamy wiele informacji, że jednak te działania zostały podjęte, a minister został poinformowany. Mamy słowo przeciwko słowu. Gdyby to nas spotkało w sytuacji, kiedy możemy mieć zaufanie do takich służb jak prokuratura, to byłoby to do wykazania, bo są rejestry rozmów i rejestry meldunków. Natomiast w tej chwili jest to wszystko upolitycznione - ocenił.
W ocenie posła Laska, jeśli zwołana zostanie Komisja Obrony Narodowej w celu wyjaśnienia rozbieżności informacyjnych, to też się nie za wiele dowiemy. - Moje doświadczenie z udziałem w takich komisjach pokazuje, że niczego nie jesteśmy się w stanie dowiedzieć - stwierdził.
Jak dodał, rakieta była poszukiwana tak, jakby policja poszukiwała starego skradzionego roweru. - Spadło, nie wybuchło, nikogo nie zabiło. Kilka dni szukali, nie znaleźli. Pomyśleli, że może nikt nie znajdzie i będzie cisza. Dla mnie największym skandalem jest to, że jak już służby przyjechały na miejsce. Nie dopuściły Wojskowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, a jak zabrano szczątki pocisku, to potem można było wygrzebać z ziemi jeszcze karton części. To pokazuje całkowitą niefrasobliwość działań polskich służb. Głowicę znaleziono po trzech tygodniach. Kolejna kompromitacja - uznał.
Prokuratura Krajowa poinformowała w piątek, że przejęła od prokuratury wojskowej śledztwo w sprawie szczątków rosyjskiej rakiety znalezionych w lesie pod Bydgoszczą. Jak informuje Onet, decyzja miała zapaść po osobistej interwencji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Prokurator generalny miał polecić śledczym zbadanie w sprawie przede wszystkim roli szefa MON Mariusza Błaszczaka.
Jak dowiedział się Onet, to Zbigniew Ziobro z szefem Prokuratury Krajowej Dariuszem Barskim osobiście mieli zdecydować o przekazaniu śledztwa z Gdańska do stolicy. - Był telefon z Warszawy i to z samej góry - usłyszeli dziennikarze portalu od swoich rozmówców z gdańskiej prokuratury.
Portal, powołując się na swoje źródła, informuje, że decyzja o przeniesieniu śledztwa wywołała spory niepokój w samej partii rządzącej.
Niektórzy politycy PiS twierdzą wręcz, że Ziobro miał polecić śledczym, aby przyjrzeli się przede wszystkim roli szefa MON Mariusza Błaszczaka w tym w całym incydencie. W sprawie chodzić ma o ''szukanie dowodów przeciwko Błaszczakowi, potwierdzających wersję zdarzeń przedstawioną przez generałów: Rajmunda Andrzejczaka oraz Tomasza Piotrowskiego''.
Portal w ubiegłym tygodniu opisał obieg meldunków w sprawie rakiety, z którego wynikało, że wojsko działało zgodnie z procedurami. Te informacje potwierdził szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak, który przekonywał, że stosowne informacje przekazał przełożonym oraz że "nie ma sobie nic do zarzucenia". Następnego dnia minister Błaszczak oświadczył jednak, że nie wiedział o incydencie, a informacje przed nim miał zataić gen. Piotrowski, który "zaniedbał swoich instrukcyjnych obowiązków". W ocenie Onetu przed wyborami sprawa rakiety może więc stać się elementem przetargowym Suwerennej Polski w negocjacjach z PiS-em na temat układania list wyborczych.