Po którymś marszu niepodległości, kiedy znowu drzewka i sadzonki zaatakowały jego uczestników, miejskie rowery Veturilo znęcały się nad młodymi patriotami, nie wspominając o agresywnych płytach chodnikowych i barierkach pod kebabami, napisałem sympatyczny felieton o tym "święcie rodzin" i podzieliłem się delikatną niechęcią do hasła marszu - "Śmierć wrogom ojczyzny". Oprócz zwyczajowego nacjonalistyczno-faszystowskiego szamba, które wylało mi się na głowę, było też sporo spokojnych pytań co tak naprawdę mi się w tym haśle nie podoba? Bo dodawali niektórzy, z tego co piszę i mówię, wynika, że kocham mój kraj i jeżeli ktoś na niego podniesie rękę jak swego czasu Niemcy czy Rosjanie to walka i zadawanie śmierci agresorom jest naturalną reakcją.
W teorii wszystko się zgadza. Tak jak za oczywistą oczywistość uważam takie przesłanie na mundurach ukraińskich chłopców i dziewcząt. Problem jednak zaczyna się, i to starałem się wytłumaczyć spokojniejszym polemistom, kto ustala, kim jest wróg, czym jest wrogość, a nawet czym jest ojczyzna. Dla wielu pisowskich polityków, działaczy i propagandystów wrogiem ojczyzny czy po prostu zdrajcą jest każdy sympatyk opozycji.
Niezmiennie od lat, gdy napiszę coś, co nie spodoba się naszej prawicy (a nigdy nie wiadomo czym naszych patriotów można rozochocić) dostaję uprzejme prośby bym wy******lał do Izraela, a także sympatyczne obietnice, że już niebawem wreszcie wezmą się za takich jak ja.
Więc mamy niejaki problem z definicjami. Sowiecki prokurator Andriej Wyszyński ponoć mawiał: "Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie" zaś jego mentalny niemiecki kolega Hermann Göring miał powtarzać "To ja decyduję kto jest Żydem". I stąd między innymi brał się mój delikatny sceptycyzm wobec życzenia śmierci wrogom ojczyzny.
Z tym samym problemem mieliśmy do czynienia gdy Piotr Zaremba wymyślił genialny w swej prostocie greps – oskarżenie o "przemyśle pogardy" wobec Lecha Kaczyńskiego. W praktyce każdy, kto zgłosił jakąkolwiek wątpliwość wobec polityki prezydenta, a nawet wobec jego brata czy po prostu skrytykował PiS, dostawał pałą "przemysłu pogardy", co uniemożliwiało jakąkolwiek dyskusję. Pisowcy w ogóle byli i są nieźli w te hasłowe klocki i etykietki, ale i moja strona dała radę.
Oto Mariusz Janicki i Wiesław Władyka z "Polityki" wymyślili "symetryzm" i "symetrystów". Wspaniałe w swej prostocie. Oczywiście jak u Zaremby opakowane teoretycznymi i pompatycznymi opisami, a w praktyce pałą "symetryzmu" dostaje każdy, kto nie jest wyznawcą Donalda i nie powtarza, skądinąd zmieniających się przekazów dnia głównej partii opozycyjnej. Czyli każdy dziennikarz, który próbuje wykonywać swój zawód, a nie wchodzić w buty partyjnego działacza.
A o tym kto dopuścił się myślozbrodni symetryzmu decydują oczywiście politycy, sprzyjający im dziennikarze, propagandyści i kibice PO. Możesz tą pałką dostać nawet jak nie trawisz PiS-u i chcesz, żeby szlag trafił ich rządy, ale popierasz lewicę albo Hołownię. Możesz być nawet zwolennikiem PO, ale uważasz, że jej ultrasi, nazywający się #silnirazem to sekta w stylu smoleńskim tylko na odwrót, ale równie odjechana, a poziom nienawiści do wszystkich inaczej myślących jest nawet wyższy i za to również zostaniesz uznany za symetrystę.
Stracisz instynkt samozachowawczy i powiesz na przykład, że PiS i prezydent wobec wojny na wschodzie stanęli na wysokości zadania i już fruu, leci fanga symetryzmu. Jak każde szaleństwo bywa zabawne kiedy na przykład "Polityka" rozstała się z reporterem Grzegorzem Rzeczkowskim, szczególnie cenionym przez "silnych razem" i już mogliśmy poczytać, że matka "symetryzmu" przeszła na pozycje symetrystyczne, a kto wie, może już ją PiS przejął.
Przyzwyczaiłem się, że #silnirazem i im podobni nawiedzeni żądają jak leci wyrzucania z pracy z niepisowskich mediów wszystkich, których uznali za symetrystów. Sam dostąpiłem tego zaszczytu, kiedy pracowałem jeszcze w tvn24. Teraz pałkarze wygrażają, że jak zdobędą władzę, to przetrzepią moje konta, by udowodnić, że jestem opłacany przez PiS i poniosę stosowne konsekwencje. I mam wyp*******ć na Białoruś albo do Gruzji. Mam nadzieję, że jeśli czyta to jakiś zwolennik władzy, to nie popija akurat i nie je, bo mógłby zadławić się ze śmiechu. Cieszę się radością wszystkich pisowców, którzy na forach dyskusyjnych klepią się z radości po brzuszkach, widząc jaki poziom obłędu dotknął opozycyjny światek i jak wspaniale radykałowie odlatują, rozdając ciosy na ślepo. Jak przedwojenni komuniści, dla których socjaliści byli większym wrogiem niż prawica.
Pojawiła się jednak nowa jakość. Oto Grzegorz Sroczyński, dziennikarz chyba bardziej znienawidzony przez ultrasów niż Kaczyński, Ziobro, Czarnek razem wzięci, a napisał złośliwy i niestety celny felieton o stanie opozycji. Poza rytualną nagonką na autora pojawił się nowy akcent. Oto nieoceniony Roman Giertych, któremu chyba znudziło się udawanie demokraty, przypomniał sobie jurne czasy gdy odtwarzał faszyzującą Młodzież Wszechpolską oraz nawoływał do głosowania przeciwko wstąpieniu do Unii Europejskiej, publicznie zagroził Sroczyńskiemu, że ten powinien "zniknąć na zawsze z polskiej przestrzeni publicznej. I pewnie po wyborach tak będzie."
Pomińmy teraz szanse kolegów krzepkiego Romka na wygranie najbliższych wyborów. Robią wiele, żeby tak się nie stało, a myśl o tym, że Giertych będzie nowym Ziobrą, na pewno opozycji nie pomaga. Ciekawi mnie co innego: jak Giertych zamierza zniknąć rzeczonego Sroczyńskiego? Zakaz wykonywania zawodu, dzięki jakiejś napisanej na kolanku ustawce? Deportacja? Aresztowanie? Naciski finansowe na pracodawcę? Nieznani sprawcy na klatce schodowej? Czego by mecenas i wspierający go politycy nie wymyślili, to ja bardzo proszę o wciągnięcie mnie na listę proskrypcyjną. Dobrze się znaleźć w zacnym towarzystwie. I jako człowiek życzliwy od razu podam parę nazwisk, których posiadacze również w giertychowej Polsce powinni zostać zniknięci.
Szymon Jadczak - Niby jest fajny kiedy odsłania brudne sprawki władzy czy łajdactwa takich typków jak Mejza, ale dlaczego zajmuje się również politykami i działaczami po naszej stronie?
Witold Jurasz – Bardzo wysoki poziom szkodnictwa przejawiający się w krytyce pomysłów na politykę zagraniczną PO. To, ze krytykuje PiS, nikomu nie zamydli oczu. Człowiek odpowiedzialny nie może pisać, że ten rząd dokonał jakiegoś sensownego zakupu uzbrojenia, prowadzi dobrą politykę proukraińską, a politycy Platformy opowiadający o tym, że polski rząd myślał o rozbiorze Ukrainy, igrają z ogniem i wpisują się w narrację kremlowskiej propagandy.
Rafał Kalukin – Mimo pracy po słusznej stronie, wysoce niebezpieczne niuansowanie rzeczywistości w poświęconych sprawom społeczno-politycznym tekstach.
Michał Kolanko – Obrzydliwy zwyczaj analizowania polityki jako gry bez świadomości, że jedni mają sto procent racji, a drudzy są pogrobowcami Adolfa.
Galopujący Major – lewacki symetryzm.
Robert Mazurek – Tego typa mecenas pewnie by zniknął za pisizm, ale równie dobrze można za tę żałosną definicję: "W gruncie rzeczy przyznawanie się do symetryzmu uznawałem przed laty – i nadal tak myślę – za nieco absurdalne. No bo czy ktokolwiek przyznaje, że jest ssakiem albo podlega grawitacji? O oczywistościach nie warto gadać. Psim obowiązkiem dziennikarza jest uparte przezwyciężanie własnych uprzedzeń, idiosynkrazji i dążenie do obiektywizmu. Dziennikarz winien być symetrystą służbowo".
Joanna Miziołek – Nie dość, że symetrystka to jeszcze kobieta, co ultrasów bardzo nakręca, że głupia baba etc.
Grzegorz Osiecki – pisanie tekstów o nieprzewidywalnej wymowie.
Zbigniew Parafianowicz – Wprowadził do polszczyzny termin "tupolewizm" i pisze świetne reportaże z walczącej Ukrainy, ale wykazuje się szczególnie szkodliwymi poglądami na temat sytuacji na granicy białoruskiej, uważając, że mamy do czynienia z hybrydowym atakiem na Polskę i państwo powinno granicy bronić.
Konrad Piasecki – Wyjątkowo szkodliwy przypadek. Posuwa się do zadawania pytań, które nie podobają się przepytywanym politykom opozycji. Od dawna nr 1 na silnorazemowej liście szkodników do wyrzucenia.
Dariusz Rosiak – wyjątkowo szkodliwe przekonanie, realizowane w dziennikarskiej praktyce, że problemowi należy przyjrzeć się z kilku stron i że nie należy brać prawd objawionych za dobrą monetę.
Grzegorz Sroczyński – oczywista oczywistość.
Michał Szułdrzyński – Sprawca poważnej myślozbrodni: "Symetryzm to przekonanie, że rzeczywistości nie jest czarno-biała, że nie ma w polityce czystego dobra, ani czystego zła. Że trzeba krytykować PiS za to, co robi, ale też wolno krytykować PO, za to co robiła. Symetryzm to wolność".
Dominika Wielowieyska - mimo pracy w najsłuszniejszej z gazet, regularnie odbiega od pożądanej przez ultrasów linii.
Jan Wróbel – Niesłuszne heheszkowanie. Należy mu przypomnieć, że w stalinowskiej Rosji kanały budowali żartownisie. Jeden brzeg ci, którzy dowcipy opowiadali, drugi, którzy słuchali.
Grzegorz Wysocki – autor absolutnie skandalicznego cyklu o pisowskich wujach, z którego wynikało, że zwolennicy PiS-u to też ludzie, o dziwo myślą i kierują się swoimi przekonaniami oraz interesami.
Tomasz Żółciak – pisanie tekstów o nieprzewidywalnej wymowie.
I Ty też możesz zostać symetrystą i trafić na listę Romka. Pamiętaj o tym, zanim bez sensu zaczniesz kłapać dziobem.
Marcin Meller- dziennikarz i felietonista, od stycznia 2023 roku gospodarz programu "Drugie śniadanie Mellera", wcześniej, przez lata, prowadził m.in. magazyn kulturalny "Drugie śniadanie mistrzów" na antenie TVN24. Autor książek. W maju ukazała się "Trzy puszki bobu" (W.A.B.).