Pod koniec marca pojawiły się pogłoski o waloryzacji flagowego programu PiS - 500 plus. Członkowie Zjednoczonej Prawicy podkreślali jednak, że rząd nie ma w planach podwyższenia kwoty świadczenia. Ku zaskoczeniu większości polityków w ubiegłą niedzielę na konwencji PiS w Warszawie, prezes partii Jarosław Kaczyński zapowiedział waloryzację świadczenia z 500 zł do 800 zł. Według obietnic podwyżka miałaby nastąpić w styczniu 2024 roku.
W plany Kaczyńskiego nie był wtajemniczony m.in. europoseł Suwerennej Polski Patryk Jaki. - Byliśmy zaskoczeni, nie byliśmy uprzedzani, ale uważamy, że to są dobre propozycje - powiedział polityk w czwartkowym programie Gość Radia ZET prowadzonym przez Beatę Lubecką. Według europosła propozycja wpłynie pozytywnie na przyszłe sondaże. - Chcielibyśmy tylko, aby zwrócić uwagę, żeby promować poprzez dodatek lub ulgi osoby, które chciałyby mieć trójkę, czwórkę bądź więcej dzieci - podkreślił Patryk Jaki.
Zdaniem polityka "trudno jest powiedzieć" w jaki sposób program wpłynął na wzrost demograficzny, mimo że według danych Głównego Urzędu Statystycznego, 500 plus nie spowodowało zwiększenia liczby urodzeń dzieci w Polsce. Wręcz przeciwnie, wskaźnik dzietności od lat jest coraz niższy, a za główne przyczyny zmniejszenia liczby urodzeń, uważa się kwestie ekonomiczne. Patryk Jaki przekonywał jednak, że problem niskiej dzietności nie dotyczy wyłącznie Polski. Według polityka zmagają się z nim także inne kraje Europy Zachodniej. Na pytanie redaktorki Lubeckiej o Czechy, europoseł wyjaśnił, że u naszych sąsiadów "afirmuje się" matki posiadające więcej niż jedno dziecko. - W Czechach jest lepiej niż w Polsce pod względem demograficznym i jednym z powodów jest taka polityka afirmacyjna wobec matek. W Polsce to wygląda czasem karykaturalnie. Ostatnio promuje się takie kobiety "bez kid’ki". Uważam, że to nie jest dobry kierunek. W związku z tym względy zarówno kulturowe, jak i modowe mają ogromne znaczenie i powinniśmy je uwzględniać w myśleniu o tym, jakie są przyczyny (niskiej dzietności - red.). Są więc przyczyny ekonomiczne, ale nie tylko" - podsumował polityk.