Posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus wraz z mężem Piotrem Wielgusem pojawili się w kościele św. Jakuba w Toruniu podczas mszy świętej 22 października 2020 r. W pewnym momencie para stanęła przed ołtarzem z transparentami: "Kobieto! Sama umiesz decydować" oraz "Kobiety powinny mieć prawo decydowania, czy urodzić, czy nie, a nie państwo w oparciu o ideologię katolicką". Do Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum-Zachód wpłynęły zawiadomienia m.in. od Centrum Ochrony Praw Chrześcijan, Kurii Diecezjalnej i Odro Iuris, a także od kilku osób prywatnych.
Prokuratura zdecydowała się wszcząć śledztwo. Sprawa Piotra Wielgusa potoczyła się szybciej, bo w przypadku Joanny Scheuring-Wielgus konieczne było jeszcze wszczęcie procedury dotyczącej uchylenia immunitetu. - Czekaliśmy na odpowiedni moment, tj. moment, który nie zakłóci aktu religijnego. Powiedziałem żonie, że ma się na mnie zdać i gdy będzie odpowiedni moment, to ja dam sygnał. Był taki moment, gdy już było po Ewangelii, wierni wówczas siadają, jest rozgardiasz, trochę szum, widziałem, że również ksiądz odprawiający Mszę siada i do ambony podchodzi ksiądz, który tej Mszy nie odprawiał. Zanim ten ksiądz zaczął mówić, powiedziałem żonie, "teraz chodźmy" i wówczas wyciągnęliśmy transparenty i stanęliśmy przed ołtarzem - tak mówił podczas przesłuchania Piotr Wielgus. Jak podkreślał, cała akcja trwała ok. 30 sekund.
Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Wielgusowi już kilka miesięcy po zdarzeniu, w czerwcu 2021 r. Zarzucała mężczyźnie "złośliwe przeszkadzanie publicznemu wykonywaniu aktu religijnego" i obrazę uczuć religijnych. We wrześniu 2021 r. Sąd Rejonowy w Toruniu umorzył sprawę. Sędzia wskazywał w uzasadnieniu, że Piotr Wielgus "czekał na odpowiedni moment, by ukazać najpierw uczestnikom liturgii, potem księżom transparent", a "prezentacja transparentu trwała mniej niż minutę". Podkreślał także, że "możliwość ingerencji w sam przebieg trwającej liturgii została przez oskarżonego wyraźnie, celowo (jak wynika z jego wyjaśnień) ograniczona".
Prokuratura złożyła zażalenie od tej decyzji, ale Sąd Okręgowy w Toruniu podtrzymał ją miesiąc później. Mogło się wydawać, że to koniec całej sprawy. Tymczasem, jak ustalił portal Gazeta.pl, we wrześniu ubiegłego roku kasację w imieniu prokuratura generalnego Zbigniewa Ziobry złożył jego zastępca, Robert Hernand. W skardze domaga się ponownego przekazania sprawy do Sądu Rejonowego.
Według prok. Roberta Hernanda toruński Sąd Rejonowy ograniczył się do wyjaśnień Piotra Wielgusa, a nie wziął pod uwagę zeznań niektórych wiernych, którzy czuli się urażeni. Do tego zdaniem prokuratora Sąd Okręgowy "nie uczynił zadość regułom rzetelnej kontroli odwoławczej". W odpowiedzi na kasację mecenas Artur Nowak, pełnomocnik Piotra Wielgusa, stwierdził krótko, że jego klient "nie miał na celu, by złośliwie przeszkadzać publicznemu aktowi religijnemu ani nikomu nie chciał swoim zachowaniem ubliżyć".
Termin przed Sądem Najwyższym nie został jeszcze wyznaczony.
W kwietniu tego roku Sąd Okręgowy w Toruniu ostatecznie podtrzymał decyzję o umorzeniu sprawy dotyczącej posłanki Joanny Scheuring-Wielgus, której postępowanie toczyło się osobno. 24 kwietnia zwróciliśmy się z pytaniem do Prokuratury Krajowej, czy prokurator Zbigniew Ziobro ma zamiar zaskarżać wyrok również dotyczący samej posłanki posłanki. Pytanie ponowiliśmy 5 maja, do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Rzecznik PK Łukasz Łapczyński poinformował nas 12 maja, że "po otrzymaniu materiałów z sądu, sprawa zostanie przeanalizowana pod kątem przesłanek do skierowania kasacji".
- Minister Marcin Warchoł w ubiegłym roku w wywiadzie dla TVN24 wyraźnie powiedział, że to skandal, że mój mąż nie został skazany, że w związku z tym trzeba zmienić prawo. Dlatego powstał projekt ich ustawy, którą nazywają "W obronie Chrześcijan". Minister Ziobro razem ze swoimi kolegami współpracują aktywnie z Ordo Iuris i Kościołem. To nie jest tak, że Kościół przyciska ich do muru, tylko to jest symbioza - komentuje w rozmowie z Gazeta.pl posłanka Joanna Scheuring-Wielgus.
Parlamentarzystka jest przekonana, że i jej sprawa znajdzie swój finał w Sądzie Najwyższym. - Uważam, że ja i mój mąż jesteśmy tak naprawdę pionkami. Chodzi w rzeczywistości o efekt mrożący, o to, by pokazać ludziom, że jeśli będą "podskakiwać", to mogą stanąć przed sądem. Chodzi o zastraszenie - ocenia posłanka Lewicy.
- Niczego nie żałuję. Zrobiłabym dokładnie to samo. Nie wymyśliłam tej akcji ad hoc, nie podjęłam decyzji spontanicznie, to wszystko było przemyślane. Mieliśmy oboje z mężem świadomość tego, co się wydarzy, wzięliśmy pod uwagę wszystkie zagrożenia - zaznacza.
***
Porannej Rozmowy i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: