Na ubiegłotygodniowej konwencji Suwerennej Polski pojawiło się ok. 2 tys. uczestników. Wśród mówców, oprócz Zbigniewa Ziobry, lidera ugrupowania i ministra sprawiedliwości, był również europoseł Patryk Jaki. Sporą część swojego wystąpienia poświęcił historii Polski. Okazuje się, że w ciągu pierwszych ok. 5 minut przemówienia polityk odczytywał niemal słowo w słowo fragmenty pracy prof. Andrzeja Piskozuba, opublikowanej przed laty na portalu Geopolityka.net.
Postanowiliśmy porównać wypowiedzi Patryka Jakiego z tym, co znalazło się w artykule zmarłego w 2021 r. profesora.
Fragment nr 1:
Patryk Jaki: "Rzeczpospolita w najlepszych czasach zasięgiem terytorialnym była niemal tak duża, jak przed wiekami cesarstwo Karola Wielkiego na Zachodzie Europy"
Prof. Andrzej Piskozub: "W tym jej największym zasięgu terytorialnym była niemal tak duża, jak przed wiekami cesarstwo Karola Wielkiego na Zachodzie Europy".
Fragment nr 2
Patryk Jaki: "Jako jedyna powiększała się nie na zasadzie podboju ościennych ośrodków, ale na zasadzie ich dobrowolnego dołączania się. Ruś Kijowska wolała księstwo litewskie od jarzma mongolskiego, niemiecka ludność państwa krzyżackiego oddała się pod opiekę króla polskiego ze względu na prawa i wolności, które panowały w Rzeczpospolitej. Na krótko przed powstaniem Rzeczpospolitej Obojga Narodów z własnej inicjatywy dołączył do państwa polsko-litewskiego region Bałtów – Inflanty. Zaatakowane przez cara Iwana Groźnego postanowiły przyłączyć się do Rzeczpospolitej. Przyjęto je pod wspólny zarząd Polski i Litwy, przyznając im wolności i rozległy samorząd, i tak dalej, i tak dalej".
Prof. Andrzej Piskozub: "Państwo polsko-litewskie powiększało się nie na zasadzie podboju ościennych obszarów, ale na zasadzie ich dobrowolnego dołączania się. Ruś Kijowska wolała Litwę od jarzma mongolskiego i w ten sposób Olgierd w tak krótkim czasie dołączył do niej tak olbrzymie terytorium. Niemiecka ludność państwa krzyżackiego zbuntowała się przeciwko jej ciemiężcom i oddała pod opiekę króla polskiego. Na krótko przed powstaniem Rzeczpospolitej Obojga Narodów z własnej inicjatywy dołączył do państwa polsko-litewskiego ostatni region Bałtów – Inflanty. Zaatakowane przez cara Iwana Groźnego postanowiły przyłączyć się do państwa polsko-litewskiego. W 1561 roku przyjęto je pod wspólny zarząd Polski i Litwy, przyznając im wolność wyznania augsburskiego i rozległy samorząd".
Nazwisko prof. Andrzeja Piskozuba pojawia się dopiero w trzeciej minucie wystąpienia Patryka Jakiego. Polityk nie wymienia jednak tytułu ("Andrzej Piskozub: Rzeczpospolita Obojga Narodów polską unijną przeszłością"), nie wskazuje też portalu, na którym został opublikowany tekst.
Fragment nr 3
Patryk Jaki: "Do tego Polska nie włączała się w wielkie wojny europejskie, chyba że stawała się przedmiotem agresji. Jak pisał prof. Piskozub, tego nie rozumiano w ówczesnej Europie, uznając, że taka neutralna postawa nie przystoi wielkiemu mocarstwu. Ale dla Polaków "mocarstwowości" nie mierzyło się wielkością terytorium, ale wartościami, które wyznają"
Prof. Andrzej Piskozub: "Dlatego nie włączała się ona w wielkie wojny europejskie, chyba że stawała się w nich przedmiotem obcej agresji. Tego nie rozumiano w ówczesnej Europie, uznając że taka neutralna postawa nie przystoi wielkiemu mocarstwu. Ale "mocarstwowości" nie mierzy się wielkością terytorium państwa, czy też liczbą jego ludności".
Fragment nr 4
Patryk Jaki: "Do tego wolność osobista była ogromnym osiągnięciem Królestwa Polskiego. Jak pisał dalej prof. Piskozub, fundamentem jej stał się, wydany przez Władysława Jagiełłę w 1433 roku przywilej krakowski. Potem co prawda podobne gwarancje przyznawano szlachcie angielskiej i węgierskiej, jednak w wiekach późniejszych w tamtych krajach rządy absolutne tamte przywileje ograniczały, lub zniosły. A w Rzeczypospolitej przywilej ten obowiązywał do końca jej istnienia, a Konstytucja Trzeciego Maja rozszerzyła jeszcze ten przywilej na mieszczaństwo i duchowieństwo i szlachtę".
Prof. Andrzej Piskozub: "Wolność osobista była osiągnięciem Królestwa Polskiego. Fundamentem jej stał się, wydany przez Władysława Jagiełłę w 1433 roku przywilej krakowski, którego najważniejszą częścią było sławne neminem captivabimus (nisi iure victum), czyli: "nikogo nie uwięzimy (bez wyroku sądowego)". W późnym średniowieczu podobne gwarancje przyznawano szlachcie angielskiej oraz węgierskiej. W wiekach późniejszych w tamtych krajach rządy absolutne tamte przywileje ograniczały, lub znosiły. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów przywilej ten obowiązywał do końca jej istnienia, w Konstytucji Trzeciego Maja rozszerzony ze szlachty i duchowieństwa także na mieszczaństwo".
Fragment nr 5
Patryk Jaki: "Szczytowym osiągnięciem była Unia Lubelska. W tamtych czasach było to niepowtarzalnym osiągnięciem. Gdzie indziej powtarzały się, z reguły krótkotrwałe, międzypaństwowe unie personalne. Natomiast przekształcenie takiej unii personalnej w jedno federalne państwo, będące wczesnym poprzednikiem dzisiejszej Unii Europejskiej, było unikatowe. Mieszkańcom wieloetnicznej Rzeczpospolitej Obojga Narodów nieznany był podział na "narodowości panujące"" oraz na "mniejszości narodowe". Wybitny malarz, Mikołaj Chodowiecki, mimo polsko brzmiącego nazwiska, etniczny Niemiec, piszący po niemiecku z dumą pisał w liście do przyjaciela: "Wiedz Pan, iżem Polak" – jako poddany króla polskiego".
Prof. Andrzej Piskozub: "Unia była w tamtych czasach niepowtarzalnym gdzie indziej w Europie osiągnięciem Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Gdzie indziej powtarzały się, z reguły krótkotrwałe, międzypaństwowe unie personalne (takie, jak za Jagiellonów w XV wieku na Międzymorzu bałtycko-czarnomorskim). Natomiast przekształcenie takiej unii personalnej w jedno państwo federalne, będące wczesnym poprzednikiem dzisiejszej Unii Europejskiej, zdarzyło się tylko tutaj, na Międzymorzu bałtycko-czarnomorskim. (...) Mieszkańcom wieloetnicznej Rzeczpospolitej Obojga Narodów nieznany był podział na "narodowości panujące" oraz "mniejszości narodowe": podział taki zaistniał dopiero w państwach narodowych, powstałych tutaj w XX wieku. (...) Dopiero w XIX wieku nacjonaliści wszczęli spór o to, czy Mikołaj Kopernik był Niemcem, czy Polakiem. Za jego życia sprawa była oczywista: jako urodzony w Królestwie Polskim, był poddanym króla polskiego, a więc Polakiem (w znaczeniu przynależności państwowej) a zarazem z rodu Niemcem, w prywatnej korespondencji posługującym się językiem niemieckim; podobnie jak urodzony w XVIII wieku w Gdańsku, malarz Mikołaj Chodowiecki, mimo polsko brzmiącego nazwiska, etniczny Niemiec, z dumą piszący po niemiecku w liście do przyjaciela: "Wiedz Pan, iżem Polak" – jako poddany króla polskiego".
Zwróciliśmy się do europosła z prośbą o komentarz. "Oczywiście korzystałem z wiedzy cenionego przeze mnie profesora, co przecież jest podkreślone w przemówieniu dwa razy. Fakty historyczne i informacje ogólnie znane nie są objęte prawami cytatu i autorskimi. Można je rozpowszechniać nawet bez podania źródła. A przecież w spornym fragmencie mówiłem tylko o takich, głównie datach i wydarzeniach historycznych. Pomimo to dochowałem większej niż to konieczne staranności" - twierdzi polityk w przesłanym Gazeta.pl oświadczeniu.
Europarlamentarzysta wysłał nam również zdjęcie tekstu, który miał na prompterze.
Jak podkreślił Patryk Jaki, "cytował z profesora cały akapit i kończył podpisem źródła - "jak pisał prof. Piskozub" (w przemówieniu jednak polityk wyraźnie postawił kropkę przed słowami "jak pisał profesor Piskozub, co sugerowało, że jest to początek, a nie koniec zdania - red.).
"Dokładnie tak samo wygląda to w przesłanym pisemnie tekście przed konwencją na prompter (co załączyłem Panu jako dowód). Cudzysłów na początku i na końcu cytatu, z podkreśleniem autora na końcu cytatu. Supozycja, że tekst jest za długi jak na wspomnienie tylko na końcu cytatu autora - jest absurdalna, ponieważ po pierwsze, zgodnie z art. 29 Prawa autorskiego każdy ma prawo cytowania, przy czym przepisy nie określają dozwolonej wielkości cytowanego tekstu, a po drugie, wskazuje na obowiązek wskazania autora cytatu, co nastąpiło dwukrotnie w przemówieniu" - czytamy w oświadczeniu europosła Suwerennej Polski.
"Więc prawo i wszystkie zasady zostały przez mnie dochowane. Zupełnie na marginesie warto podkreślić, że ogólna zasada prawa autorskiego to tzw. prawa gatunku twórczości. Zgodnie z nią mowa publiczna jest szczególna formą twórczą i zakłada prawo odwoływania się do innych poglądów, wypowiedzi i cytatów" - podsumowuje polityk.
O komentarz na temat granic prawa cytatu poprosiliśmy dr Igę Bałos, ekspertkę prawa własności intelektualnej. Prawniczka zwraca uwagę, że prawo cytatu jest zasadne tylko wtedy, gdy jego celem jest "wzbogacenie własnego utworu cudzą twórczością". Przepisy jasno określają, że jest to dozwolone, gdy celem jest wyjaśnianie, polemika, analiza krytyczna lub naukowa, nauczanie lub gdy jest to uzasadnione prawami gatunku twórczości.
"Zdarza się, że mając problem z uzasadnieniem wykorzystania cudzego utworu, niektórzy powołują się na przesłankę "praw gatunku twórczości". Jest ona niezwykle problematyczna. Jeśli stanowi jedyny argument klienta dla skorzystania z prawa cytatu, doradzam zawarcie umowy licencyjnej z uprawnionym w miejsce powoływania się na dozwolony użytek. Niektórzy uważają, że na prawa gatunku twórczości mogą powołać się ci autorzy, których ekspresja nie mogłaby w ogóle istnieć bez zapożyczeń. Dotyczy to kolażu plastycznego lub filmowego, kabaretu, form pastiszu czy parodii, a także uczynienia z cytatu motta dla własnego utworu"
- wskazuje ekspertka.
Jak podkreśla prawniczka, "prawo cytatu nie służy zaoszczędzeniu pracy cytującemu". "Cytat ma jedynie udoskonalić, wzmocnić lub uwiarygodnić przekaz. Cudzy utwór można cytować we fragmentach lub jeśli jest to utwór drobny, to nawet w całości. Ustawodawca nie dookreśla zatem granic objętościowych, kierować się jednak należy ogólną zasadą, iż dozwolony użytek nie może godzić w słuszne interesy twórcy. Oceniając legalność cytatu można zatem, przykładowo, porównać proporcję tekstu oryginalnego do objętości zapożyczonej treści" - tłumaczy.
Dr Iga Bałos zaznacza, że "warunkiem koniecznym jest podanie autora i źródła cytatu". "Z przepisów nie wynika, jak należy to robić. Z literatury przedmiotu i orzecznictwa wiadomo natomiast, że dla odbiorcy utworu z zapożyczeniami ma być jasne, który fragment pochodzi od którego autora" - wskazuje.
Prawniczka przywołuje wyjątek w kwestii oznaczania autorstwa: mamy z nim do czynienia wtedy, gdy przemówienie politykowi pisze na jego zlecenie inna osoba i zwykle jej autorstwo jest zatajane. "Warto jednak podkreślić, że autorzy przemówień nie zawsze są anonimowi. Powszechnie wiadomo, że najbardziej popularne mowy Baracka Obamy pisali Jon Favreau, Ben Rhodes i Cody Keenan. Paolo Luca Braida wspierał natomiast Papieża Franciszka. Ten powszechnie akceptowany ghost writing nie ma nic wspólnego z przywłaszczeniem cudzej twórczości bez wiedzy i zezwolenia uprawnionego" - przypomina dr Iga Bałos.
Ekspertka przyznaje, że fakty, w tym wydarzenia historyczne, nie są chronione prawem autorskim. Oznacza to, że nie można komuś zakazać rozpowszechniania informacji, z którymi ktoś zetknął się np. w książce lub filmie. Nie dotyczy to jednak samej formy, czyli określonych słów i wyrażeń do przedstawiania tych faktów (o ile nie są to proste stwierdzenia, np. "Druga wojna światowa wybuchła w 1939 roku").
"Chroniona przez prawo autorskie indywidualna postać wytworu intelektualnego przejawia się w utworach literackich także poprzez składnię, wykorzystane metafory czy wybór określonego wyrazu spośród wielu, oznaczających to samo pojęcie. Istotna może być także selekcja faktów, decyzja o sposobie ich prezentowania, porównania opisywanej sytuacji do zjawisk występujących w innych krajach czy społeczeństwach" - podsumowuje dr Iga Bałos.
***
Porannej Rozmowy i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: