Konfederację tworzą trzy partie - Nowa Nadzieja Sławomira Mentzena (niegdyś KORWiN), Ruch Narodowy Roberta Winnickiego i Krzysztofa Bosaka oraz Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna. Partie te podzieliły się 41 "jedynkami" na listach w następujący sposób: Nowa Nadzieja - 20, narodowcy - 15, Braun - 6. Każda z partii ma dowolność przy zgłaszaniu kandydatów na listy Konfederacji, ale finalnie kilka najwyższych miejsc musi być zaakceptowanych przez 10-osobową Radę Liderów. W tejże Radzie NN i narodowcy mają po czterech przedstawicieli, a Braun - dwóch. Zatem każda kandydatura Brauna może zostać utrącona.
Wśród osób z Rady Liderów rozmawiano już o ludziach Brauna. Liczył on, że Sebastian Pitoń i Leszek Sykulski będą jego "jedynkami".
Pitoń to działacz Polskiego Ruchu Antywojennego - ta organizacja stawia sobie za cel powstrzymanie "amerykanizacji i ukrainizacji Polski" oraz normalizację stosunków z Rosją. A Leszek Sykulski to historyk, założyciel Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, analityk w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w roku 2015 startował do Sejmu z listy Nowoczesnej, a potem starał się o mandat senatora z poparciem Konfederacji. Sykulski jest otwarcie prorosyjski, przeprowadził usłużny wywiad z ambasadorem Rosji już po ujawnieniu masakry w Buczy. Pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej, Stanisław Żaryn, ostrzegał, że "Sykulski jest jednym z komentatorów infekujących polską przestrzeń informacyjną tezami zbieżnymi z przekazem rosyjskiej propagandy przeciwko Polsce".
Wedle naszych informacji Rada Liderów faktycznie, jak pisał były pracownik niszowego wRealu24 Krzysztof Łuksza, nie da zielonego światła kandydatom takim jak Sykulski i Pitoń. A to dlatego, że narodowcy i Mentzen starają się ograniczać szkodzący im prorosyjski nurt. Zmarginalizowano już Janusza Korwina-Mikkego. Ale z Braunem jest trudniej.
- Grzegorz Braun ze swoją partią w Konfederacji są jak nieoperowalny rak. Bo jak się zrobi operację, to nie wiadomo, czy Konfederacja przeżyje - słyszymy od osoby z tej formacji.
Braun swoimi prorosyjskimi i antyukraińskimi tyradami, a także radykalnymi antyszczepionkowymi działaniami zdobył sobie elektorat. Jego potencjał można oceniać na 2-3 proc. To i dużo, i mało. Sam do Sejmu nie wejdzie, ale dla Konfederacji te pojedyncze punkty są nie do pogardzenia. W poprzednich wyborach Konfederacja uzyskała 6,8 proc., a teraz w badaniach ma nawet ponad 10 proc., ale do wyborów pół roku i słupek ten równie dobrze może rosnąć, co i topnieć. Póki co każdy punkt procentowy jest dla "Konfy" istotny.
- Braun przyciąga szurów, dużo szurów - śmieje się kolejna osoba z tego obozu. Braun jest więc tolerowany i traktowany z nieufnością, ale jednak wciąż trzymany w Konfederacji.
Wierchuszka Konfederacji pielgrzymowała do niego z prośbami, by się wyciszył i nie wywoływał swoimi prorosyjskimi i antyukraińskimi tyradami skandali, bo w ten sposób szkodzi całemu projektowi. - Ma być jak Antoni Macierewicz w PiS: nie wychylać się przed wyborami - słyszymy w obozie.
Braun - póki co - samoogranicza się, a na forum Konfederacji zapewnia o wartości tego projektu i konieczności zachowania jedności. W samej Konfederacji nie ma jednak wobec niego zaufania. Bo Braun - to domysły innych ludzi z "Konfy" - jak dostanie miejsca dla swoich ludzi na liście i ta lista zostanie zarejestrowana, to może zrezygnować z hamulców. Miałby szansę wprowadzić do Sejmu - z samych "jedynek" - sześciu posłów i stworzyć własne koło w przyszłej kadencji. Ta grupa byłaby zupełnie niesterowalna. W Konfederacji toczy się więc dyskusja, na ile Braun jest Konfederacji potrzebny. Czy wycięcie Brauna z list spowodowałoby odpływ nawet 3 proc.? Czy może przyciągnęłoby do Konfederacji bardziej umiarkowanych wyborców?
Nasi rozmówcy z tej formacji nie wykluczają - choć zastrzegają, że nie ma tu żadnych decyzji - że jeśli Braun zacznie wierzgać i mocno szkodzić Konfederacji, a pozycja partii w sondażach będzie bezpieczna, to może on zostać tuż przed rejestracją list z nich po prostu wycięty.