Znów poleci głowa w PKO BP. To efekt awantury w PiS o posadę dla człowieka Mejzy

Jakub Kowaleczko, szef kadr w PKO BP, straci pracę w tym bankowym gigancie. Po awanturze w centrali PiS uznano, że jego głowa musi polecieć. Powód? Sprawa zatrudnienia w banku Franciszka Przybyły, asystenta posła Łukasza Mejzy.
Zobacz wideo PiS cofnęło Polskę o 20 lat? Lubnauer: Uważam, że w niektórych dziedzinach tak

Łukasz Mejza jest posłem Partii Republikańskiej wchodzącej w skład Zjednoczonej Prawicy. Ale wcześniej był także wiceministrem sportu. Fotel stracił, bo złożył wymuszoną na nim rezygnację, gdy WP opisała, że jego firma oferowała rodzicom śmiertelnie chorych dzieci niesprawdzone czy wręcz szkodliwe terapie za bardzo duże pieniądze. Te terapie oferował właśnie Przybyła - współpracownik i "prawa ręka" Mejzy.

Mimo skalanego CV Przybyła dostał pracę w państwowym PKO BP - został tam specjalistą w zespole organizacji w pionie zarządzania personelem. Gdy ta informacja wypłynęła w WP, wicepremier Jacek Sasin, minister aktywów państwowych zażądał od władz banku wyjaśnień i przeanalizowania procesu zatrudnienia Przybyły. Potem sam Przybyła złożył wypowiedzenie i odszedł z pracy w PKO BP.

Ale pracę w państwowym gigancie stracić ma też Jakub Kowaleczko, szef kadr w PKO BP. Kowaleczko w marcu przejął stery HR w banku i to po jego nominacji zatrudniono współpracownika Łukasza Mejzy.

Wedle informacji Gazeta.pl w centrali Prawa i Sprawiedliwości uznano tę, z pozoru drobną, ale kłującą w oczy sprawę zatrudnienia asystenta Mejzy, za na tyle ryzykowną w kampanii, że należy ją przeciąć i wyczyścić. Stąd decyzja o odejściu również szefa kadr w banku - Jakuba Kowaleczki, człowieka wicepremiera Jacka Sasina.

Więcej o: