"Henio się bronił", ale zapłacił głową za kryzys. Czarę goryczy przelały przeprosiny

Jacek Gądek
Wicepremier Henryk Kowalczyk bronił się przed dymisją z funkcji ministra rolnictwa. Przyniósł nawet badania, które miały wskazywać, że za jego czasu pozycja PiS na wsi zaczęła się odbudowywać. Poległ, jak mówią w PiS, przez wywiad w Polsacie, gdzie przepraszał za to, że rolnicy go nie zrozumieli.
Zobacz wideo Wiceszef MSZ Paweł Jabłoński: sprawa ukraińskiego zboża zostanie załatwiona

- Henio walczył. Przed Wielkanocą trzeba było jednak zamknąć temat, stąd taka szybka dymisja - słyszymy w PiS.

Nie chciano mu jednak robić krzywdy, więc mimo dymisji pozostanie w rządzie jako minister bez teki - opowiada jeden z polityków obozu rządzącego. Europosłanka Beata Szydło i marszałek Sejmu Elżbieta Witek miały bronić Kowalczyka, ale nie wskórały wiele.

- Poległ komunikacyjnie, nie merytorycznie. Te jego wypowiedzi, że przeprasza za rolników, którzy nie zrozumieli jego słów, to kolosalne błędy - słyszymy w PiS.

Problem zostaje: zalewanie polskiego rynku przez - sprowadzane bez cła - zboże z Ukrainy.

Kto jest winny pożarowi na wsi, który wywołało ukraińskie zboże?

Jedni winią wicepremiera Henryka Kowalczyka, odchodzącego ministra rolnictwa. Inni ministra rozwoju Waldemara Budę. Bowiem choć niby zboże to sprawa rolnictwa, to handel nim to już działka ministra rozwoju. Komu bliżej do którego ministra - Kowalczyka czy Budy - to tego broni. Obóz Kowalczyka broni go kontrolowanymi przeciekami o tym, jak to już w styczniu słał list do Budy, by ten interweniował w Komisji Europejskiej ws. zalewu zbożem z Ukrainy. Zwolennicy Kowalczyka przytakują, że choć to Buda zawalił, to Kowalczyka powiesili. - Waldek Buda za to odpowiada, a nie Kowalczyk. On sam ogłaszając, że składa dymisję, wskazał jasny powód: brak możliwości zrealizowania punktu porozumienia z rolnikami w postaci zakończenia bezcłowego importu zbóż z Ukrainy. Należy to czytać tak: odchodzę, ale to nie moja wina.

Z kolei obóz Budy twierdzi, że resort rolnictwa "siedział cicho". Oni jasno wskazują Kowalczyka jako winowajcę. - Siedzieli cicho w Ministerstwie Rolnictwa, nie było jasnej komunikacji z ich strony, bagatelizowali sprawę - mówi jego krytyk.

Co do jednego jest zgoda: - Kryzys na wsi jest rzeczywisty i Kowalczyk zapłacił za to dymisją - mówią w PiS.

Henryk Kowalczyk stał się obciążeniem dla PiS w czasie kampanii. A czarę goryczy przelał już wywiadem w Polsacie. Stwierdził: - Przepraszam za to, że [rolnicy - red.] nie zrozumieli intencji mojej wypowiedzi. W czasie żniw nie powinno się w paniczny sposób sprzedawać zboża, bo cena spada. Nie dopowiedziałem, że po żniwach to nie obowiązuje, a niektórzy teraz mówią, że słuchali mnie przez pół roku czy rok. A powinni słuchać tylko przez żniwa.

W skrócie: przepraszam, że rolnicy nie zrozumieli. - Wicepremier poszedł do Polsatu i mówi szkodliwe rzeczy. Tak w kampanii być nie może. Ten wywiad go już pogrążył. Jak minister wygaduje takie rzeczy, to ludzie dzwonią do prezesa Kaczyńskiego - komentuje polityk z PiS.

Mimo - choć jeszcze nieformalnej - kampanii wyborczej Henryk Kowalczyk swoimi wypowiedziami dolewał oliwy do ognia płonącego na wsi. Sztab wyborczy, który w PiS już działa, nie przypilnował przekazu serwowanego przez ministra rolnictwa w palącej sprawie. Stąd w obozie PiS pretensje do sztabowców - Anny Plakwicz i Piotra Matczuka.

Poseł PiS, który akurat Kowalczyka broni, mówi wprost: - Nowy minister to musi już być wybór na kampanię.

Faworytem jest Robert Telus, szef komisji rolnictwa w Sejmie. Też nie jest gwiazdą w mediach, ale za to - mówią w obozie PiS - ma dobry kontakt ze środowiskiem rolniczym. - Kontakty z chłopami to on akurat ma - słyszmy. O powrocie do rządu marzył były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, ale kłopot z nim jest taki, że jest raptus, trudny do kontroli.

Więcej o: