Miłosz Wiatrowski-Bujacz: Chodzi o kogoś, kto się dosiada i mówi "No ale weźmy to na logikę i na chłopski rozum". Albo: "No ale przecież to takie proste". Wielu polskich luminarzy intelektualnych jest takimi wujami, a Mentzen tylko powtarza ich melodię.
Powiela zdroworozsądkowe twierdzenia na temat ekonomii, państwa i społeczeństwa, które od lat uchodzą za słuszne w polskim mainstreamie. "Przecież jak państwo ma komuś dać pieniądze, to musi nam najpierw zabrać, logiczne, nie?". "Jak chcesz mieć dom, to najpierw musisz sobie na niego zapracować, no nie jest tak?". Jako student też takie rzeczy pisałem, wysłałem nawet esej do Wiosennej Szkoły Leszka Balcerowicza, w którym tłumaczyłem, że jeśli chcę sobie kupić motor, a mnie nie stać, to wezmę pożyczkę, a potem kolejną, żeby spłacić poprzednią i w końcu zbankrutuję, przecież tak samo państwo działa i to się musi skończyć klęską gospodarczą albo totalitaryzmem, albo jednym i drugim. To jest ekonomia kamienia łupanego, państwo działa zupełnie inaczej, ale w tej chałupniczej ekonomii Konfederacji wszystko jest niezwykle proste. Czasy, gdy byłem neoliberałem, to najlepsze lata w moim życiu, jeśli chodzi o pewność, jak działa świat, bo wszystko wiedziałem. Wszystko! Jako dwudziestolatek myślałem: jesteście idiotami, jak może taki profesor na Columbii czy Yale coś wykładać, jak nie rozumie oczywistych zasad, że jak kupię sobie motor na kredyt i tak dalej.
Uproszczona narracja, która jest jednocześnie absolutnie mainstreamowa w Polsce. "No ale pomyśl, jak obniżymy podatki, to ludziom zostanie wtedy więcej pieniędzy w kieszeniach i nie będą potrzebne wydatki socjalne, logiczne, nie?". Powab Konfederacji polega na tym, że oni mówią to samo, co od trzydziestu lat nam mówili Wujowie Założyciele III RP, tylko że są w tym bardziej wiarygodni. Bo nareszcie nie mówi tego establishmentowy Balcerowicz albo obciachowy Korwin, tylko ktoś, kto odniósł sukces gospodarczy.
Tak. Przy czym on jest głównie influencerem, coś jak Mama Ginekolog. To taki sam model biznesowy jak Ekipa Friza. Stał się popularny dzięki polityce, to mu napędziło klientów i teraz może sprzedawać piwo "Browar Mentzen". Jak spojrzymy na badania dziesięcio- czy piętnastolatków i pytanie, co chcieliby robić w życiu, to niemal połowa odpowiada „być influencerem/influencerką". Menzten jest bogaty, dobrze się ubiera i mówi dwudziestolatkom na Tiktoku: "Ja wiem, jak osiągnąć sukces!". Jeden z jego bardziej popularnych filmików ma takie przesłanie: "Pytacie mnie, jak zrobić dużo pieniędzy? Musicie zastanowić się, co chcecie robić w życiu i zacząć to robić". Sprzedaje młodym ludziom cytaty z filmu "Chłopaki nie płaczą", to jest ten poziom mądrości życiowej, ale dla 20-latków to może brzmieć odkrywczo. Piękna narracja self-made mana. Balcerowicz jest dla tych młodych spalony, bo to establishmentowy dziaders, Korwin - też spalony, bo to z kolei dziaders-oszołom, ale ten sposób myślenia o społeczeństwie i ekonomii młodzi ludzie już znają. Mentzen potrafi znakomicie wyłuskać mity, które funkcjonują u nas jako odpowiedzialna ekonomia. I na tym żeruje.
Na przykład "uproszczenie podatków". "Ustawa o PIT powinna mieć maksymalnie dziesięć stron" - mówi Mentzen. Logicznie, nie? Tylko że to już było. Gdy Jan Rokita został na chwilę kandydatem koalicji PO-PiS na premiera w 2005 roku, to ogłosił, że zeznanie podatkowe będzie wielkości pocztówki z wakacji. Potem Platforma miała swoją obietnicę o "prostych podatkach", czyli trzy razy piętnaście procent PIT, CIT i VAT, żadnej kwoty wolnej, żadnych ulg, wtedy będzie pięknie i prosto. To samo powtarzała Nowoczesna, która przez chwilę miała 25 procent poparcia i wyprzedzała PO. Jak zapytasz przeciętnego dziennikarza z telewizji, gazety czy mainstreamowego portalu o podatki, to on też powie: no takie proste liniowe podatki byłyby najlepsze. To naprawdę ciekawe, że każdy intuicyjnie rozumie, jak mocno życie jest skomplikowane, różni ludzie mają całkiem inne możliwości i potrzeby, ale podatki - które są przecież odbiciem życia - mają być proste i takie same dla wszystkich. I najlepiej bez żadnych ulg, bo to jest odpowiedzialna ekonomia, jak państwo zrezygnuje z prowadzenia jakiejkolwiek polityki społecznej, którą przy pomocy ulg mogłoby prowadzić. Nigdzie na Zachodzie nie ma tak uproszczonej dyskusji o podatkach i to jest ciężka praca polskich partii liberalnych, że ludzie w te prostackie mity wierzą.
Nie o to chodzi w opowieści Mentzena. On trzy lata temu jasno mówił, że podatki zamierza zlikwidować, teraz mówi: "uprościmy", bo złagodził przekaz. A ludzie rozumieją, że tak naprawdę to będzie może nie likwidacja, ale obniżka. Zaklęcie, które ma w nas wywołać reakcję jak u psa Pawłowa: uproszczenie podatków, czyli obniżenie. Bo przecież podatki są złe, wiemy o tym od zawsze.
Słychać teraz głosy zdziwienia: jak ludzie mogą uważać, że Mentzen jest liberałem? No właśnie mogą. Bo czym on się różni od Balcerowicza? FOR wydał książkę "Lewicowy faszyzm", gdzie tłumaczy, że żłobki i przedszkola to faszyzm, bo państwo odbiera rodzicom dzieci, Barack Obama to faszyzm, "New York Times" to lewicowy faszyzm i tak dalej. Więc jak Mentzen mówi, że Konfederacja nie jest faszystowska, za to Unia Europejska już prędzej, bo chce nas spętać regulacjami, to powtarza narrację z książki, do której profesor Balcerowicz napisał przedmowę, i którą określił mianem "wybitnego dzieła". Takich sobie liberałów stworzyliśmy w III RP, że oni mogliby się znakomicie odnaleźć w amerykańskiej Tea Party.
W dodatku państwo polskie rzeczywiście nie dowozi, więc to nie jest problem tylko na poziomie ideologicznym, że prawica coś ludziom wmówiła, a tak naprawdę mamy najlepszą ochronę zdrowia w Europie. U nas łatwo ludziom powiedzieć: "Słuchajcie, a co wy dostajecie od państwa? Po co płacić podatki? Na Ukraińców, żeby dostawali 500 plus?".
Na przykład pomysł, że trzeba zmniejszyć wydatki na administrację publiczną. "Urzędnicy będą pomagać, a nie przeszkadzać". To jest mantra od lat. A ukryty przekaz, który wysyła Mentzen do biznesu brzmi: urzędnicy nie będą wam się w nic wpieprzać. I to też jest punkt wzięty z dawnego programu PO. Przedsiębiorcy są tam przedstawiani jako najbardziej gnębiona grupa społeczną w Polsce, a w gruncie rzeczy chodzi o to, że masz się nie bać, że urząd skarbowy zrobi ci kontrolę, bo nie płacisz za pracowników ZUS-u, że Sanepid zrobi ci kontrolę, bo masz śmierdzący tłuszcz we frytkownicy albo wejdzie inspekcja pracy, bo nie dajesz ludziom nadgodzin. Po co takie utrudnienia? W mojej firmie wszystko mi wolno, przecież ludzie nie muszą u mnie jeść ani pracować, niech wolny rynek sam o tym zdecyduje, logiczne, nie?
Mentzen na swoich kanałach społecznościowych opowiada godzinami o tym, jak absurdalny i zawiły mamy system podatkowy i składkowy dla firm, a potem mówi: "Jestem w stanie sprawić, żeby żaden przedsiębiorca nie płacił ZUS-u. Ja nie płacę, bo znam takie sztuczki. A jak będę ministrem, to zmienię prawo tak, żebyście nie płacili i żeby żadne sztuczki nie były do tego potrzebne". Wydawałoby się, że w sytuacji masowego unikania podatków potrzebujemy więcej administracji, żeby wyegzekwować prawo. Bo jak taki Mentzen składek nie zapłaci, to ktoś inny będzie musiał dosypać do systemu emerytalnego i zapewne będzie to ktoś, kto ma mniej niż 20 mln przychodów rocznie, ale u nas powszechnie akceptowana odpowiedź brzmi, że w takiej sytuacji potrzebujemy właśnie mniej państwa i mniej urzędników. Logiczne, nie?
Trzy powody: pandemia, inflacja i do tego rządy PiS-u. W Polsce nie mamy zaufania do państwa, że ono może działać sprawnie i dostarczyć usługi publiczne na dobrym poziomie, takie jest doświadczenie ludzi ostatnich 30 lat. A rządy PiS-u resztki tego zaufania doszczętnie zrujnowały na przykład dlatego, że nie poradziły sobie w pandemii - mieliśmy 200 tysięcy nadmiarowych zgonów. Klęska. Społeczeństwo to wyparło ze świadomości, ale podskórnie każdy wie, że ludzie umierali bez pomocy, bo system ochrony zdrowia ledwo zipie, a w pandemii się posypał, zresztą Konfederacja politycznie grzała temat, że przez pandemię znacznie pogorszył się dostęp do lekarzy specjalistów. Do tego rząd koncertowo położył reformę edukacji, klasa średnia właśnie ucieka ze szkół publicznych, powstaje coraz więcej szkół prywatnych, PiS nie był w stanie nic zrobić z ochroną zdrowia, teraz czytam informację, że Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, najważniejsza taka placówka w Polsce, ma 100 mln zł zadłużenia, część z tego w parabankach. Do tego dołóżmy narrację strony liberalnej o rozdawnictwie. Inflacja w tej narracji wzięła się przecież z rozdawnictwa, bo państwo drukuje pieniądze na socjal, czyli znowu państwo jest złe.
Wreszcie ostatni element, czyli struktura gospodarcza, którą stworzyła nam III RP. Brak ochrony praw pracowniczych, zwalczanie związków zawodowych i chronicznie wysokie przez lata bezrobocie przyczyniły się do tego, że mieliśmy – i wciąż do pewnego stopnia mamy - nieadekwatnie niskie w porównaniu do tempa wzrostu PKB pensje i rozdrobnienie przedsiębiorstw. To doprowadziło z jednej strony do masowej emigracji zarobkowej, co łączy się z poczuciem zerwania umowy społecznej między obywatelami a państwem, a z drugiej strony do przesadnego opieranie się na małych, nisko rentownych firmach, często zakładanych z powodu braku alternatywy w postaci atrakcyjnych ofert pracy. Albo dlatego, że szef zmusił nas do założenia jednoosobowej działalności gospodarczej, żeby przenieść na nas koszty pracy, składek i pozbawić nas praw pracowniczych, w tym do urlopu. I dla tych małych przedsiębiorstw i JDG składki faktycznie są dużym obciążeniem, perspektywy rozwoju są złe lub żadne, a niechęć do „socjalu" ogromna – bo oni są zarobieni po łokcie, a i tak ledwo wiążą koniec z końcem, więc czemu "nieroby" mają żyć z ich krwawicy. Na to przychodzi Konfederacja i mówi: państwo was tylko okrada, my obiecujemy, że państwo nie będzie wam wchodzić w drogę. A poza tym pogonimy jednych i drugich, czyli PiS i PO. I dla tych ludzi ten program jest niezwykle atrakcyjny.
Kiedyś ten przekaz był jeszcze bardziej radykalny, bo trzy lata temu mówili: zlikwidujemy PIT, zlikwidujemy ZUS, będzie tylko składka dobrowolna, ale im bliżej wyborów, tym bardziej Konfederacja stara się wyjść poza niszę i przebić 10 procent. Ich narracja się zmienia w ciekawy sposób.
Wywiady Mentzena dla mainstreamowych mediów są wymijające i tak pozbawione werwy, że czasem ma się wrażenie, jakby to mówiła inna osoba. On wszystkie pytania omija. W "Dzienniku Gazecie Prawnej" mówił niedawno mniej więcej tak - cytuję z głowy - "Wy byście chcieli, żebym powiedział, że zlikwidujemy ZUS i się skompromitował, ale nie można zlikwidować ZUS, bo trzeba wypłacać emerytury". Albo: "Chcecie mnie wsadzić na minę, że ja popieram jeden VAT na wszystkie produkty, ale wtedy żywność pójdzie w górę i ja nie mogę tego powiedzieć". "Pytacie mnie, jak obniżę podatki, a ja nie mogę tego powiedzieć, bo trzeba mieć dostęp do danych Ministerstwa Finansów, a ministerstwo je ukrywa". Na co dziennikarze DGP mu mówią, że - proszę bardzo - tu są te dane, o których mówił. "Jak to możliwe?". "No po prostu, trzeba o nie wystąpić i się dostaje". "Aha, bo ktoś mi powiedział, że się nie da ich dostać i już w to nie wnikałem". I to jest ktoś, kto chce być ministrem finansów.
Bo Konfederacja bardzo chce się pozbyć opinii partii groźnej. Jest taki mem z wielkim umięśnionym psem rasy shiba inu i tak wyglądała Konfederacja trzy lata temu: żadnych podatków, nie będzie też deficytu w budżecie państwa, obetniemy wydatki o 300 mld złotych. A dziś Konfederacja wygląda jak druga część tego mema, czyli mały smutny piesek kanapowy i brzmi to tak: "Uprościmy podatki. Jak? Nie wiem". "Zetniemy wydatki. Jak? Nie wiem". "ZUS? No, powinien być dobrowolny, a jak mnie pan pyta, co na starość, to powinny mnie utrzymywać dzieci, ale pewnie nie dla wszystkich to jest opcja, więc nie zlikwidujemy ZUS-u". Weszli na 10 procent, zaczęli trafiać do mediów głównego nurtu i próbują udawać, że nie są straszni.
A po co ma być twardy w mediach mainstreamowych? Po co ma straszyć liberalny mainstream? Jak sobie wejdziesz na mentzenowego TIK-TOK-a, to tam narracja jest oczywiście całkiem inna: "Słuchajcie, jak będę ministrem finansów, to zrobię wśród was sondę i jeśli 10 tysięcy zagłosuje za likwidacją CIT, to zlikwiduję". "Pytacie mnie, czy wolę być w koalicji z Tuskiem czy Kaczyńskim, to tak jakbyście mnie pytali, czy wydać córkę za złodzieja czy kłamcę". Plus teksty w stylu, że my nie jesteśmy tu po to, żeby usiąść przy stoliku, tylko żeby ten stolik wywrócić, czyli jesteśmy antysystemową siłą, Tusk skompromitowany, Kaczyński skompromitowany, my ich wszystkich rozpędzimy na cztery wiatry. Ale już w tekście Głuchowskiego w „Wyborczej", gdy się pojawiają pytania o koalicję, to Mentzen mówi: "Dlaczego nie?", a w wywiadzie z Renatą Grochal dla Onetu stwierdza, że bardzo chciałby być ministrem finansów "i wreszcie uprościć podatki w Polsce". Sami wyborów nie wygrają, więc Mentzen obwieszcza, że ich cel jest taki, żeby nie dało się zmontować większości parlamentarnej bez koalicji z nimi. Na TIK-TOK-u jest umięśnioną shibą: nie pozwolimy, żeby Unia nas wywłaszczała z polskiej ziemi i nakazywała jeść robaki! A w "DGP" jest kanapową wersją pieska: no tak, Polacy są euroentuzjastyczni, my wcale byśmy nie chcieli Polexitu, a w ogóle to najgorszy jest Kaczyński i ten jego cały PiS, straszny, bolszewicki i socjalistyczny, chcielibyśmy Polskę uwolnić od tych strasznych regulacji państwowych, które PiS wprowadził, żeby mieć naprawdę wolny rynek. Mentzen zaczyna mówić jak typowy przedstawiciel Nowoczesnej. A nawet można zaryzykować twierdzenie, że to co mówi Mentzen w "DGP" czy "Wyborczej" jest mniej radykalne niż to, co mówi Balcerowicz w "DGP" czy "Wyborczej". Nieporównywalnie. Ale na TIK-TOK-u ciągle oczywiście jest to samo - prężenie muskułów.
Nie, bo młodzi niemal w ogóle nie zaglądają do mediów mainstreamowych. Zresztą oni dla Mentzena nie są ważni na dłuższą metę. Wiadomo, że jeśli Konfederacja wejdzie z kimś w koalicję - jednymi czy drugimi - to i tak będzie spalona dla tych wyborców antysystemowych - Konfa nas zdradziła! - więc chodzi tylko o to, żeby ich skusić, przytrzymać do wyborów, zdobyć dzięki nim jak najlepszy wynik i pozycję przetargową przy rozmowach koalicyjnych, czyli żeby mieć jak najwięcej mandatów do przehandlowania. Konfederaci wiedzą, że to jest jednorazowy numer. A potem się unormalnią i założą szaty europejskich konserwatystów, zostaną taką prawą stroną brytyjskich torysów.
Bać. Jak najbardziej. Przecież to torysi wyprowadzili Wielką Brytanię z Unii Europejskiej. Jeśli w Polsce zaczęłaby rządzić taka partia jak brytyjscy torysi, to Polexit byłby kwestią czasu.
Najbardziej boję się zbliżenia środowisk Konfederacji ze środowiskami Koalicji Obywatelskiej, gdzie ogromna część dołów partyjnych ma poglądy mniej więcej takie: "Korwin to generalnie gada bzdury, ale o gospodarce to zawsze mówił sensownie". Przecież ja sam się na tym wychowałem, słyszałem to milion razy jako syn przedsiębiorcy, w liceum biegałem na zebrania Młodych Demokratów i również tam to dominowało. Mentzen w ogóle nie jest dla nich straszny. Gowin, Giertych, Sikorski, Dziambor, Mentzen - skupienie takich środowisk nie byłoby niczym dziwnym. Jeśli Giertych może być teraz gwiazdą polskich europejskich demokratów - obrońców konstytucji i praw człowieka, to dlaczego taką osobą nie może być Sławomir Mentzen za 5 lat? Może być i będzie. Polskim demokratom wystarczy pomachać chorągiewką z napisem „Kaczyński-bolszewik" i już są zadowoleni, wszystko ci wybaczają, już jesteś cool, a nie żaden faszysta, choćbyś wcześniej był trędowaty.
Na dłuższą metę dużo mniej się boję sklejenia PiS-u z Konfederacją, bo wtedy zostajemy w jasnym konflikcie, takim jak obecnie, czyli nadal po jednej stronie mamy wspaniałych demokratów, którzy bronią miejsca Polski w Europie, a po drugiej stronie mamy motłoch, homo sovieticusa, który nas ciągnie w stronę Rosji. W takiej polityce spolaryzowanej na dwa obozy nic nowego raczej nie może się wydarzyć, przez to nie jesteśmy w stanie radzić sobie z wyzwaniami cywilizacyjnymi, no ale przynajmniej zmniejsza to ryzyko kompletnej wywrotki, wyjścia z Unii, nagłego osunięcia się w chaos. A rekonfiguracja polskiej sceny politycznej - jeśli spiritus movens takiej zmiany byłaby Konfederacja - mogłaby oznaczać dla Polski kompletną wywrotkę, bo dobrze skrojony pod publiczkę eurosceptycyzm - Unia to był świetny pomysł, ale się zdegenerowała, za dużo biurokracji, za dużo tej absurdalnej ekologii, podatki chcą podnosić itd. - ma w sobie ogromny kapitał polityczny dla skrajnych wolnorynkowców, których wśród naszych "demokratów" nie brakuje. W momencie, kiedy takie siły wygrywają, jeszcze bardziej plądrują państwo, jeszcze bardziej osłabiają usługi publiczne, które stają się coraz gorsze i wtedy oni mogą dalej mówić: no ale po co macie płacić podatki, przecież publiczna ochrona zdrowia jest do niczego, edukacja do niczego. Geniusz neoliberalizmu polega na tym, że jest to program zniszczenia państwa, który bardzo sprawnie działa i sam się uzasadnia.
Tak, ale tu ważna uwaga: mówimy, że Konfederacja się potężnie odbiła w sondażach, poszybowała, ale ona jedynie wróciła do notowań sprzed 24 lutego 2022. Odbiła się w porównaniu z momentem największego spadku na początku wojny, kiedy zaczęli wygadywać prorosyjskie brednie. Jak zobaczymy trendy sondażowe z ostatnich 3-4 lat, to przed pełną inwazją Putina w Ukrainie Konfederacja miała średnią sondażową 10 procent. Tak samo jak teraz. Więc to nie jest tak, że oni weszli na poziom, na jakim nie byli. Teraz szukamy tysiąca analiz socjologicznych, jaki jest powód tego wzrostu, a może wcale nie potrzebujemy aż tylu wyjaśnień dla prostego faktu, że średnia sondażowa Konfederacji wzrosła o dwa punkty procentowe. Tym bardziej że znów wróciła awantura o jedną listę "demokratycznej" opozycji, a to w naturalny sposób wzmacnia Konfederację jako jedyną alternatywę dla PO-PiS-u.
A poza wszystkim są pewne stałe składowe tego poparcia, dość jednak stabilnego. Jeśli spojrzymy na badania socjologiczne polskich mężczyzn do 40. roku życia, to oni najbardziej boją się "ideologii gender". Tracą tradycyjny, patriarchalny zestaw męskich cech i przewag, nowego zestawu jeszcze nie znaleźli. Konfederacja pod wodzą Mentzena próbuje oczywiście przesuwać się w stronę mainstreamu, więc on w wywiadach będzie unikał antygenderowej retoryki, ale wyborcy Konfederacji doskonale wiedzą, co Mentzen myśli o "ideologii gender", on może wspomnieć o tym na TIK-TOK-u raz na miesiąc i to wystarczy, tak samo o LGBT, czy o Ukraińcach. Jeśli ludzie kupują narrację, że Ukraińcy są uprzywilejowani, to Konfederaci nie muszą tego mówić ma każdym kroku i denerwować polski liberalny mainstream, bo wyborcy Konfederacji i tak wiedzą, że ich partia jest najbardziej przeciwna imigracji.
Wystarczy co jakiś czas zrobić do nich oko. "Cicho sza, patrzcie, sprytnie kombinujemy i idziemy po władzę, żeby uwolnić was z kajdan podatków i poprawności politycznej". I to też pozbawia demokratycznych liberałów artylerii, bo od strony gospodarczej nie potrafią, a właściwie nie chcą Konfederacji atakować, bo ma w sumie ich program, a jak atakują Mentzena za fanatyzm religijny, 100 ustaw o tym, że można bić dzieci, wsadzać kobiety do więzienia za aborcję, czy likwidować publiczną edukację, to on mówi; "nie wiem, nie pamiętam, to nie moje ustawy, a w ogóle to nikogo to nie interesuje i nie ma o czym gadać, dla nas liczy się gospodarka i walka z drożyzną".
Mamy teraz wielkie halo, że Konfederacji rośnie, ukazują się setki analiz i wywiadów, ta histeryczna reakcja pozwala naciskać naszym liberałom na Platformę: zobaczcie, Tusk został lewakiem i oto skutki, więc wracaj - Platformo - do swoich korzeni, czyli do programu probiznesowego. I to już jest czysty spin środowisk biznesowych, żeby polska opozycja liberalna nie cywilizowała się w stronę liberałów europejskich, tylko wyznawała ekonomię kamienia łupanego. Tusk odleciał z jakimiś socjalizmami, ale ludzie są w Polsce rozsądni i niech wraca. I co ma teraz zrobić Tusk? W pół roku wytłumaczyć karmionym przez trzy dekady radykalną wolnorynkową bajką wyborcom, że podatki progresywne są dobre, że państwo musi prowadzić aktywną politykę społeczną i gospodarczą, że w bardziej rozwiniętych krajach UE to wszystko funkcjonuje zupełnie inaczej, niż przez te 30 lat opowiadaliśmy? To karkołomne zadanie.
Konfederacja doskonale na takich pogłoskach gra, Mentzen przypomina, że co trzeci zwolennik Bosaka z wyborów prezydenckich w drugiej turze został w domu, co trzeci zagłosował na Dudę, a co trzeci na Trzaskowskiego. I mówi: to oznacza, że jesteśmy partią centrową, my możemy i z PO, i z PiS. Po wyborach do nas przyjdą i się będą prosić, będą wysyłać poselstwa, a my będziemy negocjować.
Renata Grochal z „Newsweeka" twierdzi, że z jej rozmów kuluarowych w PO wynika, że oni absolutnie pójdą w koalicję z Konfederacją, jeśli trzeba będzie, żeby odsunąć PiS i że dla wielu z nich programowo z Konfederacją łatwiej się będzie dogadać niż z partią Razem. Tak samo Gadomski w "Wyborczej" pisze, że jakby Mentzen jako minister finansów chciał obniżać podatki, to nawet fajnie, ale Konfederacja by musiała najpierw obiecać, że nie przeprowadzi Polexitu. No to obieca, w czym problem? Głuchowski, również na łamach GW, dodaje, że wolałby, żeby za finanse odpowiadał "zimnokrwisty Mentzen" niż "skądinąd sympatyczni Zandberg czy Hołownia". Ocieplanie wizerunku Konfederacji idzie tak szybko, że ja zbieram szczękę z podłogi.
W koalicję PO z Konfederacją?
A ja wierzę, że taka koalicja - może na początku cicha - może powstać. Uświęcać ją będzie odsunięcie PiS-u od władzy. To wynika z mocnego konserwatyzmu naszych środowisk liberalnych. Co niby ma im tak naprawdę przeszkadzać w Konfederacji? "Nie dla Żydów"? No to oni już tak nie mówią. Aborcja? Gdyby nie protesty kobiet, to przecież nasi liberałowie nadal byliby za "kompromisem", czyli zakazem, to oni przez ostatnie trzy dekady nakręcali narrację, że aborcja to zawsze jest tragedia i trauma. LGBT? Matczak czy Bielik-Robson dostrzegają w tym głównie "cancel culture" i ataki na wolność słowa, bo już nie można czerstwego żartu opowiedzieć, a inni, że z tymi paradami to się jednak nie powinni tak obnosić. I to samo uważa przeciętny działacz PO. Konfederacja to polski liberalizm na sterydach, jedyne co ich odróżnia, to brak hamulców, oni mówią głośno i otwarcie to, co wielu polskich liberałów chciałoby mówić publicznie, ale się boi zarzutów o zaściankowość. To nie znaczy, że nie dzielą się tym w rodzinnym gronie, przy wielkanocnym stole chętnie opowiadają, że najgorsza opresja dla wolności jest wtedy, jak jakieś miasto wprowadza ograniczenie 30 km na godzinę, albo zamyka sklepy nocne z alkoholem, albo zakazuje diesli, bo to jest unijny lewicowy totalitaryzm. Jedyny poważny spór z Konfederacją dotyczy nie samego postrzegania Unii jako przesadnie biurokratycznej i lewicowej, tylko Polexitu. No to Mentzen uroczyście obieca w "Wyborczej", że nie będzie chciał z niej wychodzić. I można siadać do stołu.
***
Miłosz Wiatrowski-Bujacz (1989) jest ekonomistą, historykiem, politologiem, doktorantem na wydziale historii Uniwersytetu Yale. Współpracował z "Wyborczą", OKO.Press i "Polityką". Na antenie newonce prowadzi audycję „Status". Pracował jako konsultant w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) oraz w Kolegium Europejskim w Natolinie.