Polityk bliski Nowogrodzkiej, centrali PiS: - Nie ma żadnych decyzji, czy Szydło będzie kandydować. Byłoby dobrze, gdyby jednak wystartowała. Nie pali się, głównie z jednego powodu: merkantylnego (czytaj pieniądze).
Parlamentarzysta PiS sprzyjający Szydło: - Ale przecież Szydło nie jest już taka biedna.
Patrząc w jej oświadczenie majątkowe złożone w zeszłym roku: około pół miliona złotych oszczędności i nieruchomości. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż pieniądze. Nasz rozmówca bliski centrali jednak nie odpuszcza: - Emerytura europoselska jest tu najistotniejsza, a nie same pensje z PE.
Po ukończeniu 63. roku życia posłom Parlamentu Europejskiego przysługuje emerytura: 3,5 proc. wynagrodzenia za każdy pełny rok w PE. Czyli brutto ok. 1,5 tys. zł miesięcznie do emerytury za każdy rok. A na zakończenie kadencji jeszcze odprawa przejściowa - jedno wynagrodzenie za każdy rok spędzony w Brukseli.
Nie tyle kasa się liczy, co rachunki do wyrównania
Z perspektywy Szydło nie pieniądze są jednak najważniejsze, ale ambicje, rachunki do wyrównania i cele najwyższe: teka premiera, może prezesura PiS, a docelowo prezydentura, która by była ukoronowaniem kariery. Była premier ma taką ambicję, o czym pisaliśmy już o tym parę lat temu. - Ale boi się spalenia swojej kandydatury na prezydenta - dodaje teraz jeden z rozmówców. Konkurencja w obozie prawicy jest: Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak - to również potencjalni kandydaci w walce o Pałac Prezydencki.
W tegorocznej kampanii wyborczej PiS Beata Szydło byłaby na pewno wielkim wzmocnieniem. Pod każdym względem. Nowogrodzka wypycha ją więc na pierwszy plan - obok premiera Mateusza Morawieckiego. A nawet przed premiera, bo "matka Polka" wciąż jest ogromnie popularna w elektoracie PiS. Nawet w spocie partii na inaugurację nowego objazdu Polski częściej eksponowano byłą premier, niż obecnego premiera - za spotem stoją ludzie bliscy Szydło, PR-owcy Anna Plakwicz i Piotr Matczuk.
Ostatnie publikacje w mediach, że Szydło - wraz z "gangiem tapirów", czyli Anną Zalewską i Elżbietą Rafalską - miałaby już na bank startować do Sejmu, wyraźnie rozeźliły byłą premier. Te publikacje brzmią bowiem jak publiczna i prowokowana w mediach presja na nią, by się zdecydowała. Na Twitterze odparowywała tak: "Przestańcie kolportować co głupsze plotki, drodzy redaktorzy". Ale sygnał był czytelny: koledzy z PiS, to wy przestańcie.
W ostatnich dniach ta publiczna presja zelżała. Szef klubu PiS Ryszard Terlecki mówił, że raczej Szydło i inni europosłowie pozostaną w PE. - Oczywiście o tym rozstrzygnie prezes Jarosław Kaczyński w odpowiednim momencie. Wydaje mi się jednak, że nie będzie potrzeby zrywania ich kadencji w europarlamencie i że będą tam do końca - podkreślał.
Z naszych informacji wynika, że póki co prezes PiS Jarosław Kaczyński nawet nie pytał Beaty Szydło o to, czy chce kandydować. Ani jej o to nie prosił. Jest zresztą w kiepskiej formie - do objazdu Polski wróci dopiero po Wielkanocy. Tym bardziej przydałaby się Szydło do ciągnięcia PiS-owskiego wózka.
Polityk z Nowogrodzkiej: - Powrót Szydło i jej start to byłoby pokazanie jedności obozu, ale też danie nadziei tym, którzy marudzą, bo nie chcą już Morawieckiego jako premiera.
I dodaje jeszcze: - Jeśli Szydło i inni europosłowie wystartują w październiku do Sejmu, to w maju następnego roku mogą ponownie startować do PE. Już i tak odkuła się finansowo. Odpoczęła. Cele zostały zrealizowane, więc co stoi na przeszkodzie, aby teraz pociągnąć listę?
Z perspektywy Szydło wygląda to inaczej.
Jeśli Szydło wystartuje, a PiS straci władzę? - Siedzieć w ławach opozycji i wysłuchiwać jak Donald Tusk z Szymonem Hołownią po niej jeżdżą? To przecież żadna przyjemność - odpowiada poseł bliski byłej premier.
A jak PiS jednak utrzyma władzę? - Jeśli wtedy Szydło dalej będzie zmarginalizowana, a Morawiecki pozostanie premierem, to po co? - dodaje.
Trudno, po prostu, sobie wypruwać żyły w kampanii, skoro największym beneficjentem powrotu Szydło do Sejmu miałby być jej największy wróg wewnątrz PiS - Morawiecki. Jeśli Szydło miałaby startować, to grając o najwyższe stawki, czyli fotele: prezydenta, a po drodze może premiera. PiS-owi start Szydło opłaca się jednak pod każdym względem.
Ile Szydło znaczy w wyborach, widać po minionych. W 2015 r., kiedy Szydło była największą gwiazdą w obozie PiS, zdobyła 96 tys. głosów w swoim okręgu w Chrzanowie (drugi wynik na liście to było zaledwie 9 tys. głosów). W jej okręgu PiS zdobyło 49 proc. poparcia - świetny wynik. Okręg jednak mały, więc jej osobisty wynik niewiele znaczy. Dużo bardziej liczyła się jej ogólnopolska popularność, która napędzała PiS-owi głosów we wszystkich okręgach.
- Skoro Morawiecki jest premierem, więc niech sobie radzi. Ile razy Szydło może ratować d..ę jemu i całemu PiS-owi? - piekli się jeden z posłów bliskich byłej premier.
W 2019 r. Szydło w wyborach do PE uzyskała imponujący wynik 525 tys. głosów, ale wtedy okręg jej był złożony aż z dwóch województw. A te sejmowe są jedynie fragmentami województw.
Są w Polsce większe i mniejsze okręgi sejmowe. W chrzanowskim jest tylko pół miliona wyborców. Stąd na Nowogrodzkiej pomysły, by Szydło może startowała w innym niż swój tradycyjny okręg i by sobą mogła przyciągnąć więcej głosów, a więc i mandatów. - Szydło może wywalczyć jeden dodatkowy mandat - słyszymy w PiS od innej osoby, sceptyka wobec takiego wariantu.
- A czy to nie jest trochę głupio zmieniać okręg? - pytamy na Nowogrodzkiej.
- A Jackowi Sasinowi to nie przeszkadza - odpowiada człowiek z centrali PiS. Wicepremier startował pod Warszawą (bo tu mieszka), ale potem przerzucił się na okręg chełmski. A teraz może startować jeszcze z innego, jakby był z całej Polski. Okręgi są różne - przykładowo w podlaskim jest 922 tys. wyborców, a nie tylko pół miliona.
Szydło jeździ tymczasem po kraju, spotyka się z ludźmi na wiecach. To w ramach kampanii do Sejmu, ale w istocie ugruntowuje swoją pozycję w elektoracie prawicowym już z myślą o prezydenturze w 2025 roku.