Rządowe Audi A8, które sześć lat temu uległo wypadkowi w Oświęcimiu, zostało przeniesione do garażu - podał w poniedziałek Onet. Jak przekazał portalowi, Sąd Okręgowy w Krakowie, Służba Ochrony Państwa została wezwana do "do odbioru dowodu rzeczowego w postaci samochodu osobowego marki Audi A8L".
"Służba Ochrony Państwa została poinformowana przez Sąd Rejonowy w Oświęcimiu o możliwości odbioru samochodu marki Audi, co nastąpiło niezwłocznie. Aktualnie trwają czynności związane z likwidacją szkody w mieniu. Po dokonaniu szczegółowych oględzin pojazdu formacja będzie dysponowała danymi o jego stanie technicznym i przydatności do dalszej służby" - przekazał portalowi rzecznik SOP płk Bogusław Piórkowski.
Sprawą rządowej limuzyny, którą 10 lutego 2017 roku podróżowała Beata Szydło, od dawna interesuje się senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza. Polityk przez lata pytał prokuraturę, służby i MSWiA, jaki los czeka samochód. Wielokrotnie zwracał uwagę, że auto - które według Brejzy kosztowało 2,5 mln zł - niszczeje na policyjnym parkingu.
O auto Brejza pytał MSWiA m.in. w 2020 roku. Wówczas resort odpowiedział, że "nie jest znany termin zwrotu pojazdu". W 2019 roku polityk pytał o sprawę Prokuraturę Okręgową w Krakowie i Prokuraturę Krajową. "Brak jest możliwości udzielenia odpowiedzi na tak sformułowane pytanie" - odpowiadano.
- Co kilka miesięcy kierowałem pytania do wszelkich instytucji. W końcu po moich interwencjach SOP zaczęła kierować wnioski o zwolnienie samochodu z zabezpieczenia, ale stało się to późno. Jestem pewien, że przy zaangażowaniu prokuratury miałaby większe szanse pozytywnego rozpatrzenia. Tymczasem nie było żadnego zainteresowania ze strony ministra Kamińskiego czy prokuratury, która też powinna dbać o majątek państwa. Utrata wartości jest przeogromna. Samochód został zniszczony po dwóch miesiącach użytkowania i każdy kolejny rok stania na kołkach na parkingu to dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy złotych utraty na wartości - komentuje dzisiaj Brejza.
- Nie przypominam sobie sprawy sądowej, w której samochód byłby zabezpieczony aż przez sześć lat. Według mnie brak starań o zwrot samochodu był celowy. Władza wiedziała, że odzyskanie samochodu i przywrócenie go do służby znowu wywoła emocje. Przeciągano to na tyle, na ile było możliwe - dodaje. Senator ocenia, że oba samochody - seicento Sebastiana Kościelnika i limuzyna, którą jechała Szydło - stały się symbolami. - Pierwszy jest symbolem niszczenia obywatela, drugi marnotrawstwa środków publicznych - mówi.
Do wypadku z udziałem Szydło doszło w lutym 2017 roku. Ówczesna premierka podróżowała w kolumnie rządowej, która zderzyła się z pojazdem marki seicento, prowadzonym przez Sebastiana Kościelnika. Kierowca przepuścił pierwszy samochód kolumny, po czym zaczął skręcać w lewo, uderzając w kolejne auto. W konsekwencji pojazd wjechał w drzewo. W wypadku poszkodowana została była premier, a także funkcjonariusz BOR.
27 lutego tego roku Sąd Okręgowy w Krakowie częściowo utrzymał wyrok w procesie odwoławczym ws. wypadku z udziałem Beaty Szydło. W 2020 roku Kościelnik został uznany za winnego nieumyślnego spowodowania wypadku - i to właśnie zostało utrzymane w mocy. Sąd w uzasadnieniu zaznaczył też, że kluczowe w zdarzeniu było zachowanie funkcjonariusza BOR - nie włączył odpowiednich sygnałów dźwiękowych, których uruchomienie jest konieczne w przypadku przejazdu kolumny pojazdów uprzywilejowanych.