Johnson przed specjalną komisją tłumaczy się ze słów ws. partygate. "Nie okłamałem izby"

- Przychodzę, by z ręką na sercu powiedzieć, że nie okłamałem izby - mówił w środę przed komisją Izby Gmin były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. Komisja bada, czy polityk kłamał w wypowiedziach na temat spotkań towarzyskich na Downing Street. Dochodziło do nich podczas lockdownu wprowadzonego w związku z pandemią koronawirusa.

Były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson stanął w środę przed komisją Izby Gmin badającą, czy obraził parlament. Chodzi o "partygate" - aferę z przyjęciami na Downing Street, łamiącymi zasady epidemiczne.

Zobacz wideo Rzecznik PSL: Tusk mówi o jednej wielkiej wspólnej liście, a taka jest niemożliwa

- Wszystkich wytycznych przestrzegano - to słowa premiera Johnsona słowa w Izbie Gmin, które padły w grudniu 2021 r. Komisja wyliczyła, że łącznie na temat kwestii spełniania norm covidowych wypowiadał się przed posłami ponad 30 razy.

Były premier przyznał potem, że wprowadził posłów w błąd. Kluczowe pytanie brzmi, czy zrobił to świadomie. Okłamanie posłów stanowiłoby obrazę parlamentu. W brytyjskiej polityce to bardzo poważne złamanie reguł.

- Przychodzę, by z ręką na sercu powiedzieć, że nie okłamałem izby - stwierdził w środę były premier tuż po złożeniu przysięgi na siedemnastowieczną Biblię św. Jakuba.

Boris Johnson Wielka Brytania. Jest raport w sprawie lockdownowych imprez Borisa Johnsona

Potwierdził, że kilkukrotnie w ciągu 20 miesięcy na Downing Street doszło do spotkań, które "przekroczyły granicę, w której można by powiedzieć, że są niezbędne do pracy".

- To było złe, gorzko tego żałuję, rozumiem gniew opinii publicznej i nadal przepraszam za to, co stało się za moich rządów - mówił. Stwierdził jednocześnie, że był "głęboko zszokowany", gdy policja nałożyła grzywny za zgromadzenia w budynkach rządowych. Przekonywał, że nie wiedział, że doszło do łamania zasad.

- Nie znaleziono niczego, co wskazywałoby na to, że ostrzegano mnie z wyprzedzeniem, że wydarzenia pod numerem 10 [Downing Street 10 to adres rezydencji i biura premiera - red.] są nielegalne - mówił.

Były szef rządu wskazał, że skoro wytyczne lub łamanie zasad było oczywiste, "musiało być równie oczywiste" dla wielu innych urzędników, w tym dla obecnego premiera Rishiego Sunaka.

- Przepraszam, przepraszam za nieumyślne wprowadzenie w błąd tej izby, ale stwierdzenie, że zrobiłem to lekkomyślnie lub celowo, jest całkowicie nieprawdziwe, jak pokazują dowody - podkreślał.

Boris Johnson przed komisją Izby Gmin ws. słów o "partygate"

Sprawę bada komisja złożona z siedmiorga członków. Większość mają tu konserwatyści. We wstępnym raporcie czytamy, że dotychczasowe dowody wskazują, że "oczywiste" jest, że były konserwatywny premier musiał wiedzieć, że reguły były łamane. Za uczestnictwo w lockdownowym przyjęciu Boris Johnson został ukarany przez policję mandatem.

Były szef rządu przekonuje, że został wprowadzony w błąd przez doradców i nie miał złej woli. Jego zwolennicy uważają, że komisja kieruje się motywami politycznymi.

Wśród ewentualnych sankcji, jakie mu grożą, jest dziesięciodniowe zawieszenie w prawach posła, które z kolei prowadzi do automatycznego uruchomienia petycji ws. organizacji wcześniejszych wyborów w jego okręgu. Wymaganych byłoby 10 proc. podpisów ludzi uprawnionych do głosowania na tym terenie. 

Więcej o: