- Ostatnio rozmawiałem z premierem Łotwy, który rozpromieniony opowiadał mi o swoim wyjeździe rodzinnym. Wiecie państwo, jak się uczestniczy w tej dużej polityce, to nie ma się dla rodziny zbyt wiele czasu. Miał to szczęście, że udało mu się wygospodarować czas, żeby z najbliższymi wyjechać na chwilę na narty - mówił we wtorek Andrzej Duda na międzynarodowej konferencji z cyklu Europa Karpat pod hasłem "Redefinicja łańcuchów logistycznych w świetle nowej polityki transportowej TEN-T".
- Byłem bardzo dumny, bo powiedział, że przyjechali do nas do Białki Tatrzańskiej na południu Polski. Sprawdziłem sobie szybciutko na Google Maps: 1050 km z Rygi. Pytam go, ile jechał. Mówi: "11 godzin". Żona jego, która była akurat przy tym, mówi: "13". O trzy za długo. Proszę państwa 1050 km, jeżeli będziemy mieli porządne drogi, powinno się przejechać ze średnią prędkością 100 km na godzinę - zaznaczył polski prezydent.
Więcej informacji z Polski przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Wypowiedź Andrzeja Dudy zaskoczyła górali. - Jeśli to była wizyta, o której wiedział polski rząd to trochę dziwne, że nikt nas nie informował. Nawet jeśli to była podróż incognito, to powinniśmy o tym wiedzieć - powiedział jeden z podhalańskich polityków, działacz PiS w rozmowie z Onetem. O wizycie premiera Łotwy Artursa Krisjanisa Karinsa nie wiedzieli również miejscowi hotelarze.
Jednak najbardziej zaskoczony musiał być rzecznik prasowy premiera Łotwy Sandris Sabajevs, który zaprzeczył takiej wizycie. - Musiało dojść do nieporozumienia. Premier Łotwy nie przyjechał do Polski na narty - wyjaśnił Sabajevs w rozmowie z Onetem. Zapewnił, że Arturs Krisjanis Karins nie był w Polsce ani w tym, ani w poprzednich sezonach narciarskich. - Premier nie odpoczywał w Polsce także w przeszłości - dodał rzecznik prasowy łotewskiego premiera.