"Działania obywateli Hiszpanii, uratowanych na Morzu Bałtyckim, nie mają związku z zagrożeniami dla bezpieczeństwa RP, ani nie rodziły zagrożeń dla infrastruktury krytycznej. Służby posiadają pełną wiedzę dotyczącą tych osób i okoliczności opisywanych w mediach zdarzeń" - przekazał w czwartek po południu Stanisław Żaryn, zastępca Ministra Koordynatora Służb Specjalnych.
Jak dodał, "osoby uratowane w czasie akcji ratunkowej nie dopuściły się przestępstw na terenie RP".
"W tej sprawie przygotowywany jest szczegółowy raport. Zostanie on przekazany premierowi" - zapowiedział Żaryn.
Przypomnijmy: w nocy z soboty na niedzielę Morskie Ratownicze Centrum Koordynacyjne w Gdyni otrzymało zgłoszenie o tonącej barce w rejonie Ujścia Martwej Wisły.
"Po otrzymaniu informacji na pomoc zadysponowano ratowników z Brzegowej Stacji Ratowniczej w Świbnie, którzy rozpoczęli poszukiwania tonącej jednostki, wzdłuż wyspy Sobieszewskiej, aż do rejonu Westerplatte" - informuje Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa.
Jak dodano, ostatecznie okazało się, że to nie barka, a czterometrowa czerwona łódź. Po ponad godzinie ratownicy odnaleźli jednostkę.
"Znajdowała się ona ok. 2,7 mil morskich (ok. 5 km) na północ od Górek Zachodnich, na jej pokładzie znajdowało się trzech obywateli Hiszpanii, którzy od co najmniej 6 godzin nurkowali w rejonie ich odnalezienia" - czytamy w komunikacie.
Przekazano, że "łódź poszkodowanych nie tonęła, a ostatecznie miała awarie układu sterowania, a co za tym idzie, nie miała manewrowości".
Obywatele Hiszpanii zostali przetransportowani do portu w Górkach Zachodnich, a następnie przekazani ratownikom medycznym i funkcjonariuszom policji.
Hiszpanie powiedzieli ratownikom, że szukali bursztynu. Jak podaje portal Trojmiasto.pl, na jednostce bursztynu jednak nie znaleziono.
Co więcej, łódź nie była wyposażona m.in. w oświetlenie nawigacyjne, środki łączności oraz w środki ratunkowe. Hiszpanie nie mieli też zgody na nurkowanie. Dysponowali za to profesjonalnym sprzętem do nurkowania i skuterem podwodnym.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Sprawę wyjaśniać będzie Kapitanat Portu Gdynia. Urzędnicy będą analizowali zdarzenie pod kątem bezpieczeństwa morskiego i naruszenia przepisów z tym związanych (uprawnienia do kierowania jednostką pływającą, stan techniczny i wyposażenie).
- Trochę bawią mnie sugestie, że to byli jacyś dywersanci. Szedłbym raczej w tym kierunku, że to mogą być osoby, które po prostu wpadły na pomysł, żeby zanurkować, będąc akurat w Polsce. I może gdzieś zasłyszeli historię o bursztynie nazywanym przecież złotem Bałtyku i chcieli go przy okazji poszukać. Mówimy często, że Bałtyk weryfikuje nurków. I ci chłopcy zostali przez Bałtyk zweryfikowani - komentował w środę w Radiu ZET Łukasz Piórewicz, szef Centrum Techniki Nurkowej w Gdyni.