Kulisy puczu przeciw Julii Przyłębskiej. Buntowników jest więcej, niż się podpisało

Jacek Gądek
Skala buntu w Trybunale Konstytucyjnym jest większa, niż wygląda to na papierze. W piśmie do Julii Przyłębskiej i prezydenta Andrzeja Dudy brakuje przynajmniej dwóch podpisów sędziów, którzy też nie uznają już jej za prezeskę TK - ustaliła Gazeta.pl. To oznacza, że takiego zdania jest większość sędziów Trybunału. Jeśli Przyłębska nie zwoła Zgromadzenia Ogólnego TK, to Trybunałowi grozi paraliż. W obozie PiS mówi się już wręcz o "puczu" przeciwko prezesce.
Zobacz wideo Co dalej z ustawą o Sądzie Najwyższym? Wyjaśnia szef gabinetu prezydenta

Mówi rozmówca dobrze znający kulisy: - Co można zrobić? Nic. Jeśli Przyłębska uprze się, że do 2024 r. pozostaje na stanowisku, to zacznie się paraliż TK. Gdyby miał trwać przez 2 lata, to byłoby to przerażające.

Bunt na piśmie: sześć osób

Sześciu z 15 sędziów TK podpisało się pod pismem do Julii Przyłębskiej z informacją, że jej 6-letnia kadencja w fotelu prezesa TK wygasła 20 grudnia 2022 r. i powinna ona w ciągu 30 dni od tego dnia zwołać Zgromadzenie Ogólne sędziów TK. Miałoby ono - jak stanowi ustawa - wybrać kandydatów na nowego prezesa TK i przedstawić ich prezydentowi. Pismo wysłano też - nieprzypadkowo, o czym niżej - do prezydenta Andrzeja Dudy.

Pismo do sędzi Przyłębskiej podpisali: Wojciech Sych, Jakub Stelina, Mariusz Muszyński, Andrzej Zielonacki, Zbigniew Jędrzejewski oraz Bohdan Święczkowski. Informację tę podała wczoraj "Rzeczpospolita".

W rzeczywistości buntowników jest ponad połowa

Wedle informacji Gazeta.pl, bunt w TK nie kończy się na sześciu podpisanych osobach, ale jest ich więcej. Nie wszyscy sędziowie mieszkają w Warszawie lub okolicach, a ponadto czas jest urlopowy - stąd nie wszyscy gotowi składać podpisy mieli taką możliwość.

Co najmniej dwóch sędziów TK nie podpisało się pod pismem, choć podzielają opinię, że Przyłębska nie jest już prezeską TK: Piotr Pszczółkowski i Justyn Piskorski. A zatem to już większość składu TK - przynajmniej osiem osób z 15.

Przyłębska rządzi, bo ma najdłuższy staż

Nawet jeśli stronnicy Przyłębskiej (a to najwyżej sześć osób), uznający, że wciąż jest ona prezeską TK, są w mniejszości, to nie znaczy, że większość w praktyce strąci Przyłębską z fotela prezeski i wskaże kandydatury na nowego prezesa. Dlaczego?

Wedle ustawy o TK kandydatury na nowego prezesa wskazuje prezydentowi Zgromadzenie Ogólne TK - najwyższy organ w trybunale. Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne zwołuje urzędujący prezes. A jeśli uznać, że dziś w ogóle nie ma prezesa TK, to Zgromadzenie "wyborcze" ma zwołać… i tak Przyłębska. Ale nie jako prezeska TK, ale szeregowa sędzia mająca najdłuższy staż pracy na stanowiskach wymienionych w ustawie o TK.

Ustawa stanowi bowiem, że obowiązek zwołania "wyborczego" ZO ma w czasie wakatu na stanowisku prezesa sędzia o najdłuższym łączny stażu pracy jako sędzia TK, aplikant, asesor, sędzia w sądzie powszechnym i - co tu kluczowe - w administracji państwowej szczebla centralnego.

Przyłębskiej praca w Berlinie też się liczy

Do tej pory wokół TK i w obiegu publicznym funkcjonowała opinia, że to sędzia Wojciech Sych może mieć najdłuższy staż i będzie mógł zwołać "wyborcze" ZO. I, jak ustaliła Gazeta.pl, w Trybunale Konstytucyjnym policzono, ile kto ma stażu. Stało się tak prawdopodobnie na wniosek Sycha.  

Rozmówca znający kulisy: - Okazało się, że Przyłębska ma ten staż najdłuższy. W ustawie zapisano funkcje w organach centralnych, więc Przyłębskiej dopisano także ten czas, gdy nie była sędzią, ale pracowała w ambasadzie w Niemczech. To wynikało z przepisów ustawy.

Przyłębska od 1998 r. do 2001 r., po zrzeczeniu się stanowiska sędziego pracowała jako konsul i dyplomata w ambasadzie RP w Kolonii i Berlinie. W 2003 r. ponownie zrzekła się stanowiska sędziego i znów pracowała na placówce w Berlinie, a do pracy w roli sędzi wróciła dopiero w 2007 r.

To zatem Julia Przyłębska ma najdłuższy staż na wymienionych w ustawie stanowiskach. Uznają to sami buntownicy.

Przyłębska twierdzi, że nadal jest prezeską

To od Przyłębskiej zależy, czy zwoła ona "wyborcze" ZO mające wskazać jej możliwych następców. Ona sam jednak uznaje - i oświadczyła to także po upublicznieniu buntu w TK - że "pełniona funkcja prezesa Trybunału Konstytucyjnego wygasa z końcem mojej kadencji sędziego". Czyli prezeską jest nadal i kadencję w tym fotelu ma do grudnia 2024 r.

Nieformalnie, ale jednak Przyłębska jest jednoosobowym składem sędziowskim, który ocenia, czy Przyłębska jest prezeską TK. A na dodatek nie ma żadnego sposobu, by ocenę Przyłębskiej formalnie podważyć i zmusić ją do zwołania "wyborczego" ZO, wybrania kandydatur na jej następcę - nawet jeśli większość sędziów TK uznaje, że prezeską już nie jest.

Z perspektywy Julii Przyłębskiej oddanie fotela prezeski TK byłoby degradacją. O tym, że ma kadencję aż do grudnia 2024 r., wprost mówili także prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki. Ma więc wsparcie polityczne. I prezes, i premier mają z Przyłębską bardzo dobre relacje. Zwłaszcza premier bardzo dużo inwestował w kontakty z nią. Jednak bunt większości składu TK, nawet jeśli to są szeregowi sędziowie jest dla PiS - nie mówiąc już o państwie - gigantycznym kłopotem. Bo przecież wyroki TK wydaje większością głosów składu.

Buntownicy przeciw Kaczyńskiemu i Morawieckiemu

Wedle naszych informacji buntownicy w TK oczekują od prezydenta Andrzeja Dudy interwencji. Głowa państwa jest wszak strażnikiem konstytucji i powołuje prezesa TK spośród kandydatur wskazanych przez ZO. Dlatego też pismo kierowane do Przyłębskiej (uznające koniec jej kadencji) sędziowie-buntownicy wysłali także do prezydenta Andrzeja Dudy.

Sędziowie TK, którzy uznają koniec kadencji Przyłębskiej, występują więc przeciwko Kaczyńskiemu i Morawieckiemu.

Wedle informacji Gazeta.pl, sędziowie-buntownicy w TK liczą na to, że Przyłębska zwoła "wyborcze" ZO, które wskaże możliwych jej następców (ale patrząc chłodno, to nie jest możliwe).

Bo dla samej Przyłębskiej degradacja z prezeski do szeregowej sędzi to utrata splendorów i sytuacja psychologicznie trudna do zniesienia, ponadto musiałaby ona zaprzeczyć swojej dzisiejszej interpretacji prawnej, że kadencję prezeski ma do grudnia 2024 r. i basta.

Wedle informacji Gazeta.pl, sędziowie-buntownicy w TK są gotowi przenieść Przyłębską w stan spoczynku z uwagi choćby na stan zdrowia. Ale i tu jest problem - bo to ona sama musiałaby najpierw złożyć o to wniosek. Jeśli ZO musi podejmować decyzje przy kworum w postaci co najmniej 10 z 15 sędziów, to bez zgody choć paru stronników Przyłębskiej albo porozumienia z nią samą nie sposób byłoby przegłosować wniosek o przeniesienie w stan spoczynku.

Groźba kompletnego paraliżu TK

Co teraz czeka Trybunał? Na to pytanie nikt nie jest jeszcze w stanie odpowiedzieć. Grozi mu jednak postępujący i w efekcie kompletny paraliż i to już niedługo, bo od czasu, gdy minie termin 30 dni na zwołanie ZO mającego - wedle buntowników - wyłonić kandydatury na nowego prezesa.

Jeśli bowiem buntownicy wyciągną praktyczne i pryncypialne wnioski z uznania, że Przyłębska nie jest już prezeską TK, to nie powinni uznawać składów wskazywanych przez Przyłębską, nie powinni uczestniczyć w zwyczajnych ZO zwoływanych przez nią, etc. De facto wszystkie decyzje Przyłębskiej uznającej się nadal za prezeskę można by podważać. Efekt: totalny chaos i paraliż.

Oczywiście, Przyłębska mogłaby tworzyć składy ze swoich stronników - Stanisława Piotrowicza (lojalnego wobec Nowogrodzkiej) czy Krystyny Pawłowicz (co do której lojalności i tak pewności nie może mieć), ale to byłoby długoterminowo trudne.

Rozmówca znający kulisy: - Trudno się odspawać od stołków. Także w TK.

Z perspektywy PiS najwygodniej jest przehandlować z Julią Przyłębską dobrowolne jej odejście z TK. Cena tego może być jednak bardzo wysoka.

Prawny galimatias - skąd się wziął?

Krótko o prawnym galimatiasie wokół kadencji Przyłębskiej: 20 grudnia 2016 r. weszła w życie ustawa o TK forsowana przez PiS. 21 grudnia 2016 r. Przyłębska została powołana przez prezydenta na stanowisko prezeski. Ustawa ta wprowadziła po raz pierwszy (wcześniej takich przepisów w ogóle nie było) sześcioletnią kadencję prezesa TK, ale akurat ten przepis wszedł w życie z 14-dniowym vacatio legis (3 stycznia 2017 r.), czyli tuż po powołaniu Przyłębskiej.

Poprzedni prezesi kończyli być prezesami TK, gdy kończyła się ich kadencja w roli sędziego - czyli maksymalnie po dziewięciu latach, ale wtedy w ogóle nie było przepisów o sześcioletniej kadencji. Przyłębska też by tak chciała, ale obecnie (choć nie w momencie powołania jej na stanowisko prezeski) obowiązują przepisy o sześciu latach kadencji.

Kiedy więc Przyłębska powinna opuścić fotel prezeski TK, pozostając jedynie szeregową sędzią? Tu jest spór prawny.

Więcej o: