W ubiegłą środę rano (14.12) w pomieszczeniu sąsiadującym z gabinetem szefa policji doszło do eksplozji. Powodem wybuchu był prezent - granatnik, który komendant otrzymał podczas wizyty w Ukrainie. Z informacji mediów wynika, że komendant nie był świadomy, iż prezent nie jest atrapą.
Broń okazała się naładowana, a komendant, podczas przestawiania mógł go niechcący odpalić. W efekcie pocisk przebił podłogę i strop w pomieszczeniu ochrony pod jego gabinetem. Jak wynika z ustaleń Onetu, część sufitu spadła na przebywającego tam pracownika cywilnego.
"Początkowo prawdopodobnie próbowano zatuszować tę sprawę, o czym świadczy m.in. brak jakichkolwiek oficjalnych informacji na ten temat przez ponad 30 godzin po zdarzeniu. Mogą wskazywać na to także kolejne fakty, które poznał Onet, związane akcją ratowniczą, prowadzoną tuż po eksplozji" - czytamy w artykule portalu.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
- Kiedy zobaczyłem, że w podłodze jest dziura, kazałem kierowcy szybko sprawdzić, co się stało na dole, czy nikomu nic się nie stało. Poprosiłem, by pilnie zawołał moich zastępców, żeby zawiadomili straż pożarną, pirotechników i prokuraturę, a dla mnie wezwali karetkę - powiedział rozmowie z "Rzeczpospolitą" komendant.
Z ustaleń Piotra Halickiego z Onetu wynika, że ambulans warszawskiego pogotowia został wezwany tylko do jednej osoby poszkodowanej w tym zdarzeniu, ale nie do komendanta. Piotr Owczarski, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans" w Warszawie przekazał portalowi, że o godz. 7.56 załoga otrzymała zlecenie z dyspozytorni medycznej dotyczące zasłabnięcia z utratą przytomności pacjenta znajdującego się w Komendzie Głównej Policji przy ul. Puławskiej.
Jak dodaje, wezwanie dotyczyło 53-letniego mężczyzny, który na terenie Komendy Głównej Policji doznał urazu głowy. Na pacjenta spadła część stropu z wysokości około 3 m. Po dotarciu na miejsce karetki mężczyzna przebywał już na zewnątrz budynku.
Onet podaje, że w trakcie transportu pacjenta do wyznaczonego przez dyspozytora szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej w Warszawie, zespół otrzymał komunikat, że szpital jest zamknięty przez służby państwowe, a pacjent musi trafić do Szpitala Południowego.
Według informacji portalu, do szpitala MSWiA trafił za to komendant Jarosław Szymczyk. Szymczyk prawdopodobnie został tam dowieziony samochodem służbowym, bez sprzętu medycznego. Na ten moment nie ma jednak oficjalnego potwierdzenia tej informacji.
Przebieg akcji ratunkowej również może być elementem śledztwa, które prowadzi warszawska prokuratura.
Premier Mateusz Morawiecki powiedział we wtorek, że trwa postępowanie w sprawie eksplozji w Komendzie Głównej Policji. Jak zaznaczył podczas konferencji prasowej, dopiero po zakończeniu tego postępowania będą podejmowane jakiekolwiek decyzje.
- Ta sprawa jest bardzo dokładnie badana, jest bardzo dokładnie analizowana. Co się stało i jak się stało - powiedział premier. Dodał, że wszystko musi być skrupulatnie wyjaśnione.
Szef MSWiA Mariusz Kamiński poinformował z kolei, że "odpowiedzialny za przekazanie prezentu komendantowi polskiej policji generałowi Jarosławowi Szymczykowi, zastępca szefa Państwowej Służby Ukrainy do spraw sytuacji nadzwyczajnych generał Dmytro Bondar został zawieszony". Dodał też, że w tej sprawie wszczęto na Ukrainie postępowanie karne.