"Eksplodował jeden z prezentów, które komendant otrzymał podczas swojej roboczej wizyty na Ukrainie w dn. 11-12 grudnia br., gdzie spotkał się z kierownictwami ukraińskiej Policji i Służby ds. sytuacji nadzwyczajnych. Prezent był podarunkiem od jednego z szefów ukraińskich służb'' - czytamy w komunikacie MSWiA.
W wyniku eksplozji komendant doznał lekkich obrażeń i trafił na obserwację do szpitala. Lekkich obrażeń nie wymagających hospitalizacji doznał też pracownik cywilny Komendy Głównej Policji. W czwartek rzecznik prasowy KGP Mariusz Ciarka potwierdził także w wiadomości do stacji TVN24, że w gabinecie doszło do uszkodzenia stropu. Strona polska zwróciła się do strony ukraińskiej o złożenie stosownych wyjaśnień.
Sprawą zajmuje się prokuratura i odpowiednie służby.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Jak pisaliśmy już w Gazeta.pl, początkowo media informowały, że przyczyną miało być przypadkowe wystrzelenie pocisku z granatnika, który trafił do Polski z Ukrainy. Pocisk miał uderzyć w ścianę w gabinecie komendanta głównego Jarosława Szymczyka.
Z najnowszych ustaleń Onetu wynika, że w pewnym momencie sam Szymczyk wziął granatnik do ręki i skierował w stronę drzwi pomieszczenia socjalnego w swoim gabinecie. "Wszystko wskazuje na to, że przez przypadek odpalił broń, nie spodziewając się, że jest naładowana. Pocisk uderzył w podłogę i prawdopodobnie ją przebił. To sprawiło, że w pomieszczeniu pod gabinetem komendanta skruszył się strop" - podaje portal.
Informatorzy Onetu informują, że jeżeli komendant lub ktokolwiek inny wniósł broń do tego gabinetu, powinien zostać ukarany. - Jeżeli to komendant ją wniósł albo nawet zgodził się świadomie na jej wniesienie, to kwalifikuje się do jego dymisji - dodają źródła portalu.
Redakcja Gazeta.pl kontaktowała się w tej sprawie z Komendą Główną Policji. Wciąż czekamy na odpowiedź.