"Przed każdą sesją sejmiku na miejscach dla widowni zasiada grupa osób. W rękach trzymają kartki: "Kałuża, ty oszuście", "Kałuża, oddaj mandat"" - pisała w listopadzie 2019 roku "Wyborcza Katowice", opisując powyborcze nastroje w regionie. W rozmowach z gazetą mieszkańcy i lokali działacze (m.in. z KOD) - trzymając w rękach transparenty z napisami "brutus", "ciul", "kradziok", "kabociarz" (czyli po prostu: zdrajca) - powtarzali: "Nigdy nie zrezygnujemy i nie zapomnimy tego, co zrobił". Dlaczego?
Protest przeciwko Wojciechowi Kałuży, listopad 2019 Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl
42-letni dziś Kałuża przed wyborami, które wypomina się mu do dziś, należał do Nowoczesnej i startował z list Koalicji Obywatelskiej. Kampanię samorządową PO wspomagał już w roku 2006. Pracował wówczas na swoje pierwsze miejsce z listy Platformy (i 290 głosów mieszkańców Żor, dzięki którym zdobył mandat miejskiego radnego). Potem piął się w samorządowych strukturach wyżej (był m.in. przewodniczącym komisji kultury i sportu), aż w 2008 roku został wiceprezydentem Żor. Był nim do 2014 roku.
W 2015 związał się Nowoczesną - w wyborach parlamentarnych kandydował z pierwszego miejsca w okręgu nr 30, ale zdobył 9413 głosów - co nie wystarczyło do objęcia mandatu. Ale w 2018 roku został liderem okręgowej listy KO do sejmiku ślaskiego - i mandat zrobił. Zdobył 25 109 głosów, ale już 21 listopada - na pierwszej radzie sejmiku nowej kadencji - niespodziewanie zawarł porozumienie z PiS-em i tym sposobem przekazał partii władzę w regionie (poparł kandydatów PiS na stanowiska kierownicze) zadecydowała o tym większość 23 głosów w 45-osobowym sejmiku). Szybko przylgnął do niego zarzut, że głosy wyborców, którzy mu zaufali, oddał za intratną posadę (został wybrany wicemarszałkiem województwa śląskiego) i sojusz z władzą. Pytany przez dziennikarzy, czy przeprosi swoich wyborców, odpowiadał:
Dla mnie najważniejszy jest Śląsk i program dla Śląska. Stąd taka moja decyzja – mówił. Czy przeprosi pan swoich wyborców? (...) Liczę, że zrozumieją mój krok i będą ze mnie dumni. Ja czuję potrzebę pracy dla dobra regionu.
Politycy KO i Nowoczesnej sugerowali, że na sojuszu z PiS zapewne ugrał coś więcej. Adam Szłapka w mediach powtarzał: "Wojtek, będziesz symbolem korupcji politycznej, jeśli nie zmienisz zdania". Dowodów na tę korupcję oficjalnie nigdy nie przedstawiono. Kałuży wypominano m.in. to, że jego żona pracuje w JSW. On sam tłumaczył później: - To są wierutne bzdury. Moja żona rzeczywiście pracuje w JSW, ale już 13 lat. A to, że zostałem wicemarszałkiem... Przecież to zaproponował marszałek Jakub Chełstowski i radni mnie wybrali.
I tu warto się na chwilę zatrzymać. Bo to właśnie Jakub Chełstowski, który dzięki ruchowi Kałuży miał szansę w strukturach PiS na Śląsku rządzić - wykonał teraz woltę, która pozbawiła Kałużę stanowiska wicemarszałka. Obaj blisko współpracowali - lokalne media pisały, że byli "samorządowym tandemem" i "stali się politycznie i towarzysko nierozłączni". Dziennikarka i.pl pisała: "Zadowolony Kałuża - to zadowolony PiS w regionie. Mówi się wręcz, że Kałuża z Chełstowskim stworzyli PiS-bis i obsadzają w spółkach marszałkowskich stanowiska swoimi kolegami". W ostatnim czasie mieli jednak być w konflikcie.
Teraz Chełstowski w rozmowie z Onetem uzasadnił swoją woltę i przystąpienie do opozycyjnego Ruchu Samorządowego "Tak! Dla Polski" słowami: - Poziom smrodu przekroczył granicę. Nie zgadzam się z polityką partii, decyzjami rządu i antyunijnym kierunkiem. Tym, że ktoś mówi, że dzięki środkom unijnym nic dobrego w Polsce się nie wydarzyło, umniejszaniu roli samorządów, które są określane jako siedliska zła. Ulało się i trudno. Nie ma już opcji powrotu.
Portalowi slazag.pl powiedział z kolei, że "przesądziło spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim w Myszkowie", na którym nie było "ani słowa o przyszłości województwa śląskiego, za to zdecydowany kurs antyunijny".
Program dla Śląska, w który osobiście wierzyłem, umarł. Staraliśmy się go reaktywować z ministrem Grzegorzem Pudą, nawet z premierem Mateuszem Morawieckim, przenieść na poziom województwa… Z nieznanych mi przyczyn, czysto politycznych, program został zablokowany, koniec i już. Nie ma ustawy transformacyjnej, o którą postulowałem przez kilka lat. Jest umowa społeczna, której z rozmysłem nie podpisywałem, bo jak można było podpisać się pod tak wygórowanymi celami, na które nie wskazano nawet cienia finansowania, zwłaszcza w dobie dekarbonizacji. Spółka Restrukturyzacji Kopalń przepala publiczne pieniądze, jest molochem, który w żaden sposób nie napędza procesu transformacji Śląska. Cztery lata temu mieliśmy: Program dla Śląska, wielkie inwestycje na horyzoncie, dodatkowe pieniądze
- dodał. - Nie wiem, czy ktokolwiek w PiS zdobył się na refleksję, że nie byłoby tego wszystkiego, nie byłoby tych telefonów [ze struktur - red.], gdyby ktoś ruszył palcem, gdy naprawdę trzeba było. „Musisz to znieść". Nie, nie muszę - zaznaczył.
"GW" zwraca uwagę, że podczas gdy wizyty w województwie śląskim - w ramach swojego tournee - składał Jarosław Kaczyński, liderzy opozycji dogadywali z Jakubem Chełstowskim nową większość w sejmiku. I faktycznie - to tym bardziej symboliczne, że sam Kaczyński podczas swojej ostatniej wizyty w w Jastrzębiu-Zdroju dopiero co mówił:
Wiadomo, że kto wygrywa na Śląsku, ten wygrywa w Polsce [w obozie władzy to stwierdzenie jest zresztą powtarzane przez polityków partii przed każdymi wyborami - red.]. My o Śląsku nie zapominamy! Wiemy, że to jest tradycja ciężkiej pracy. Jestem przekonany, że przed Śląskiem jest piękna przyszłość. Ale jest jeden warunek - władza Prawa i Sprawiedliwości.
Na nieprzypadkową datę wolty Chełstowskiego zwrócił też uwagę senator KO Krzysztof Brejza. "Jarosław Kaczyński przyjechał na Śląsk i następnego dnia PiS stracił władzę w sejmiku" - napisał.
A w mediach społecznościowych krąży wciąż to zdjęcie Wojciecha Kałuży - jako symbol rządów PiS w regionie: