- Cały świat czekał na to, co powie Polska. Nawet Amerykanie cały czas powtarzali, że czekają na informacje z Polski. Ta informacja była ważna dla wszystkich państw NATO. Wszystkie państwa czekały na ustalenia naszych śledczych. To nie mogły być jakieś informacje, które nie były sprawdzone i pojawiały się w mediach - mówił w Polsat News wiceminister Paweł Szefernaker.
- Chyba nie wyobraża sobie pan, żeby rzecznik rządu mówił o nieoficjalnych informacjach - mówił prowadzącemu program polityk. Zdaniem wiceministra "w wielu miejscach na świecie mówi się dziś, że dobrze, że nie było takiej komunikacji od samego początku, bo jest to niezwykle delikatna sprawa".
Szefernaker mówił, że wszelkie informacje, które pokazały się w nieoficjalnych źródłach były "tylko komentarzami do spekulacji medialnych". - Nie wyobrażam sobie, że polski rząd nawiązywał do spekulacji, w sytuacji, gdy na miejscu polscy śledczy ustalali, dlaczego doszło do takiej eksplozji. Rola Polski była w tym momencie całkowicie inna. - dodał.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Wiceszef MSWiA mówił również, że nie wyobraża sobie, by rząd nawiązywał do spekulacji. - Każde słowo wypowiedziane przez polskiego urzędnika, byłoby analizowane, także w kontekście użycia artykułów NATO - ocenił i dodał, że "konsekwencje tych wypowiedzi mogłyby być daleko idące".
Wiceminister nawiązał w swoich tłumaczeniach do katastrofy smoleńskiej. - Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Chwilę po katastrofie [smoleńskiej] padły słowa o przyczynach katastrofy, które nigdy nie powinny paść. One podzieliły nasz naród na parę lat. Do dzisiaj nie ma wyjaśnionych okoliczności i szczegółów tej katastrofy. W takich sprawach trzeba być niezwykle delikatnym. Polska tutaj zdała egzamin z tego, żeby nie powiedzieć zbyt wiele rzeczy, które nie są ustalone - powiedział.
Przypomnijmy, że zgodnie z raportem przedstawionym w 2011 roku przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Polskiego pod przewodnictwem Jerzego Millera bezpośrednią przyczyną katastrofy pod Smoleńskiem było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania (100 m), przy zbyt dużej prędkości opadania, w połączeniu z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi. Według komisji piloci tupolewa złamali procedury bezpieczeństwa, co doprowadziło do zderzenia samolotu z drzewem, oderwania lewego skrzydła maszyny i utraty jej sterowności, aż w końcu zderzenia się z ziemią.
Raport wspomina także o innych czynnikach, które miały według komisji wpłynąć na rozbicie się prezydenckiego samolotu. Mowa między innymi o wykorzystaniu złego wysokościomierza, zbyt późnej zmianie toru lotu przez pilotów czy błędnych informacjach przekazanych przez kontrolera wieży. Więcej na ten temat przeczytać można w tekście poniżej: