Media informują, że na spotkania z Jarosławem Kaczyńskim wpuszczani są jedynie zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości. W takim otoczeniu prezes może więc powiedzieć wiele oburzających, dyskryminujących słów i nie spotka się z niczym innym, jak oklaski czy salwy śmiechu.
Polityk podczas swoich wypowiedzi podaje też bardzo kontrowersyjne "informacje", które często nie są poparte żadnymi źródłami, a bywają nawet sprzeczne z dostępną wiedzą. Kaczyński często więc opowiada szkodliwe banialuki i rozpowszechnia plotki. I chociaż wiele z jego twierdzeń zostało obalonych, w tym m.in. ta o "dawaniu w szyję" przez młode kobiety i spowodowanej tym niskiej dzietności, Jarosław Kaczyński nadal nie waha się przed kolportowaniem wyssanych z palca opowieści, które bardzo mocno grają na uczuciach jego słuchaczy.
W niedzielę 13 listopada Jarosław Kaczyński spotkał się z mieszkańcami Żywca. Prezes Prawa i Sprawiedliwości postanowił uderzyć tym razem w edukację seksualną, powielając mity i kłamliwe twierdzenia na temat tego typu zajęć. Tym razem polityk posłużył się przykładem Stanów Zjednoczonych.
- Przykłady są, chociażby z ostatnich wyborów w Stanach Zjednoczonych. Może ktoś z państwa to widział w telewizji - rozmowa z jakąś rodziną amerykańską, prorepublikańską. Mąż, żona, dzieci. I ten mąż mówi tak: "my nie chcemy, żeby w szkołach szaleli ci seksedukatorzy, którzy się tam nawet dobierają do pięciolatków czy sześciolatków". I jednocześnie jak rodzice się temu sprzeciwiają, to już FBI się nimi zajmuje - powiedział prezes PiS. Nam nie udało się jednak znaleźć źródła tej historii w amerykańskich mediach.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Jedno na pewno się zgadza - w ostatniej pod adresem demokratów padały z ust republikanów oskarżenia o pedofilię. Powodem takiego twierdzenia było to, że Partia Demokratyczna opowiedziała się za utrzymaniem edukacji seksualnej w szkołach. ABC News wyjaśnia, że u podłoża leży "język używany przez skrajnie prawicową teorię spiskową QAnon, która głosi fałszywe przekonanie, że istnieje tajna klika czczących szatana pedofilskich graczy, którzy kontrolują rząd". Zdaniem nadawcy, jedną z osób, które istotnie przyczyniły się do rozpowszechnienia tego typu twierdzeń, jest były prezydent USA, Donald Trump. Z bredniami powielanymi przez republikanów mierzyli się później psychologowie, którzy tłumaczyli, że obawy republikanów są niesłuszne i sprzeczne z dostępną wiedzą.
"Edukacja seksualna pomaga dzieciom nawiązywać zdrowsze relacje wszelkiego rodzaju, nie tylko relacje seksualne. W porównaniu z "edukacją seksualną", która polega wyłącznie na nawoływaniu do abstynencji lub z całkowitym brakiem edukacji seksualnej, wszechstronna edukacja seksualna pomaga zmniejszyć odsetek ciąż nastolatek" - czytamy w miesięczniku "The Atlantic". - Ponadto badania wykazały, że kraje europejskie, z których wiele oferuje kompleksową, obowiązkową edukację seksualną, mają najniższe wskaźniki wykorzystywania seksualnego dzieci. Ponieważ dzieci uczą się, jakie zachowania względem nich są niewłaściwe i dostają wiedzę na temat tego, gdzie zgłosić się w przypadku próby wykorzystania seksualnego - powiedziała dyrektorka ds. edukacji seksualnej w organizacji non-profit Nora Gelperin.
Jarosław Kaczyński uważa też, że dojście do władzy ugrupowań, które są za wprowadzeniem edukacji seksualnej do szkół, "oznaczałoby straszliwe nieszczęście dla polskiej wolności". - Podważono by także polską niepodległość - stwierdził prezes PiS.
Nie są to niestety pierwsze takie twierdzenia prezesa PiS. Poza "dawaniem w szyję" przez 25-latki, które z tego powodu nie rodzą dzieci, Kaczyński mówił też absurdy o "12-letnich dziewczynkach, które ogłaszają się lesbijkami" czy "ludziach, którzy zbierali kartofle zasadzone dla dzików".
Społeczeństwo było już straszone przez PiS "ideologią gender", "ideologią LGBT+", "seksualizacją przedszkolaków" i raczone drwinami z osób transpłciowych. Teraz, po kompromitującym stwierdzeniu o "dających w szyję" młodych kobietach, prezes PiS Jarosław Kaczyński opowiada o edukatorach seksualnych "dobierający się do pięciolatków".
A jakie są fakty dotyczące edukacji seksualnej, o których nie dowiedzieli się uczestnicy spotkania w Żywcu?
Edukacja seksualna NIE przyspiesza inicjacji seksualnej, a nawet ją opóźnia, ponieważ uczniowie otrzymują narzędzie, które pomagają im uchronić się przed wymuszoną inicjacją. "Pierwszą konsekwencją tabu seksualnego w procesie edukacji jest czerpanie przez młodzież wiedzy na temat seksualności z nieodpowiednich źródeł. Najczęstszym z nich jest pornografia oraz rówieśnicy (Izdebski, 2012, za: Wejbert-Wąsiewicz, 2015)" - czytamy w artykule "Edukacja seksualna w Polsce w kontekście promocji zdrowia seksualnego vs tabu seksualne" magazynu "Psychoseksuologia" (numer 4, 2018 rok).
Edukacja seksualna NIE prowadzi do demoralizacji dzieci - przedstawiane na zajęciach sposoby antykoncepcji pozwalają uniknąć niechcianych ciąż, jednak nie wpływają na przyspieszenie inicjacji seksualnej. Jak zauważa Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, wiedza przekazywana podczas zajęć z edukacji seksualnej prowadzi do:
"Wbrew dominującej opinii przedmiotem takich zajęć nie są bowiem tylko kwestie fizyczno-biologiczne. Prowadzone właściwie, według przemyślanego i dopasowanego do grupy wiekowej programu, lekcje edukacji seksualnej pomagają rozwijać u młodych osób szacunek do innych i samych siebie, budować poczucie własnej wartości, a w konsekwencji, także kształtować zdrowe, silne i wartościowe relacje i związki" - czytamy w oświadczeniu RPO.
Edukacja seksualna NIE "uczy czterolatków masturbacji". Jak zauważa RPO, jest to jeden z mitów przedstawianych przez przeciwników edukacji seksualnej, który wynika z niezrozumienia standardów podanych przez Biuro Regionalne WHO dla Europy, gdzie pojawiły się też programy dla dzieci w wieku 0-4 lat czy 4-6 lat. W tych etapach dzieci zaczynają coraz bardziej interesować się swoim ciałem, dlatego eksperci przygotowali przykładowe programy zajęć dla dzieci - nie są one jednak przymusowe ani nie zmuszają do realizacji wszystkich proponowanych podpunktów. W programie, poza pierwszymi informacjami o tym, "skąd się biorą dzieci" i jak działa ich ciało, maluchy uczą się np. wyrażania i nazywania swoich emocji.
Edukacja seksualna NIE seksualizuje dzieci, a wręcz się jej sprzeciwia. Seksualizacja jest bowiem postrzeganiem i wartościowaniem ludzi - a nawet samego siebie - w sposób, który ogranicza się tylko do atrakcyjności fizycznej. Seksualizacją są np. komentarze dorosłych na temat rozwijania się ciała młodych osób, komentarze dotyczące wagi, która rzekomo jest wyznacznikiem atrakcyjności - zwłaszcza wśród dziewczynek. Seksualizacja często spotykana jest w reklamach czy mediach, gdzie np. kobiety są przedstawiane w ściśle określony sposób - jako atrakcyjne, szczupłe, chętne do założenia rodziny. Jak pokazały to badania Amy Slater i Marika Tiggemann, już 12-latki bardziej skupiają się na wyglądzie, niż na możliwościach swojego ciała np. w zakresie sportu czy nauce. Uniwersytet SWPS przytacza też badanie, w którym nastolatki pisały test ubrane w sweter lub strój kąpielowy. Dziewczynki w kostiumach osiągnęły gorsze wyniki niż te ubrane w sweter. Wśród chłopców nie zanotowano żadnych różnic. "Z eksperymentu wynika, że myślenie o ciele: zastanawianie się, czy wygląda dobrze i stosownie, porównywanie go do zseksualizowanych ideałów kulturowych, w dużym stopniu ograniczyło możliwości umysłowe dziewcząt" - podaje SWPS.