Główne skrzypce w tej opowieści zagrał Stanisław Miedza-Tomaszewski, plastyk, żołnierz AK i szwagier Jadwigi Kaczyńskiej. Wujek braci usłyszał, że poszukiwani są bliźniacy do filmu i odpowiedział na ogłoszenie - na wyrwanej z zeszytu kartce zapisał ich nazwiska i adres i wysłał. - Inni kandydaci dostarczali swoje zdjęcia - a tu tylko imiona, nazwisko i adres. Twórców filmu rozbawiła forma zgłoszenia. Postanowili dowiedzieć się, kim są zareklamowani chłopcy. Przysłali mi zaproszenie na eliminacje. Synowie chcieli na nie pójść, więc poszliśmy - opowiadała po latach Jadwiga Kaczyńska, matka bliźniaków.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Bracia w tamtym czasie bardzo interesowali się filmem, czytali recenzje, a Jarosław marzył, by w jakimś filmie zagrać, choć było to marzenie "bardzo abstrakcyjne, jak o wygraniu miliona w totolotka". Z ponad 70 par bliźniaków, które dotarły na casting, wybrano zaledwie kilka, w tym Kaczyńskich. Jarosław twierdził, że wygrali casting to ze względu na dojrzały wiek i "niezłe rozgarnięcie". Lech - bo "dobrze się zapowiadali".
W wygranej pomogła też babcia, miłośniczka kina, z którą bliźniacy ćwiczyli sceny w trakcie eliminacji. Najważniejsza jednak, jak w całym życiu Kaczyńskich, była mama, która wzięła długi urlop w liceum, gdzie była polonistką, by móc być z synami podczas pracy na planie. Jej stałą obecność uwieczniono na zdjęciach Studia Filmowego "Kadr" - rozmawiającą z aktorką Heleną Grossówną czy montażystką Marią Mastalińską. Nie uwieczniono natomiast babci, która zmieniła Jadwigę Kaczyńską w opiece nad wnukami.
Opieka była konieczna, bo pomysły filmowców nie zawsze były rozsądne. Pojawiła się np. koncepcja, by bliźniaków spuścić na linie z czwartego piętra na sztucznych pelikanach - wypełnionych elektryką figurach okrytych gęsimi skórami. Protest mamy zaowocował tym, że spuszczono kukły, które zresztą za pierwszym razem pospadały.
"O dwóch takich, co ukradli księżyc" kręcono na wydmach pod Łebą i w Łodzi. W wytwórni - jak sami wspominali - zaznali aktorskiego świata. Zaczepiali Aleksandrę Śląską, jadali obiady z Bogumiłem Kobielą, spotykali też Marka Kondrata, który w tym czasie pracował przy "Historii żółtej ciżemki". - W ekipie było dużo osób barwnych, natomiast nie było postaci - mówiąc dzisiejszym brzydkim językiem - menelskich, jakie też w tym świecie nierzadko się zdarzają - mówił Jarosław Kaczyński.
Rok młodszy od braci Marek Kondrat tak wspominał Kaczyńskich z tamtych czasów:
To były dwa czorty, które ze swoją piękną matką mieszkały w tym samym hotelu i przewracały go do góry nogami. Byli żywiołem nie do opanowania, problemem edukacyjnym dla wszystkich, bo - żeby zrobili coś na gwizdek - trzeba ich było najpierw spacyfikować
Wspomniany hotel to o łódzki Grand, a bliźniacy faktycznie dokazywali. Wyłudzili od kierownika produkcji Włodzimierza Grocholskiego świecę dymną. Jarosław odpalił ją w pokoju, a ten po chwili wypełnił się gęstym, lepkim dymem. - Śmierdziało to nieludzko. Mama musiała zapłacić za solidne ekstra sprzątanie, pastowanie i odnowienie nadpalonych mebli - opowiadał w 1998 roku.
Nie potrafił jednak wyjaśnić, po co to zrobił. - Oczywiście nie byłem jakimś wariatem, wiedziałem, że nie można podpalać świecy w hotelu, miałem zamiar ją odpalić w jakimś stosowniejszym miejscu. Ale zwyciężyła ciekawość: "a jak potrę, to co będzie?" - mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Grocholski zapewniał w "Polityce", że ekipa dbała o to, by aktorski epizod nie zaważył za życiu braci. - Mieliśmy już doświadczenia z dziećmi grającymi w filmach - sława sprawiała, że po prostu głupiały, odbijało im. Wkładaliśmy ogromny wysiłek, żeby z braćmi nie stało się to samo. Chcieliśmy im uświadomić, że poza filmem mają wciąż normalne obowiązki - naukę, utrzymywanie porządku wokół siebie - mówił.
Filmowcy - zauważał tygodnik - nie mieli wpływu na odbiór filmu wśród rówieśników Kaczyńskich. Po premierze Jarosław i Lech nie byli przesadnie lubiani, bo inne dzieci zazdrościły im sławy. "Wiele lat później, gdy bracia sięgną po dwa najpoważniejsze stanowiska w kraju, a psychologowie będą rozpaczliwie szukać klucza do tego bądź co bądź fenomenu, rola epizodu filmowego i jego skutków będzie rozważana bardzo szeroko. Psychologowie będą się zastanawiać: czy już wówczas zrodziło się u nich poczucie wyobcowania i przekonanie, że wszyscy są przeciwko nim?" - pisała "Polityka".
Z pewnością wtedy u Lecha zrodził się pomysł na karierę. - Właśnie wtedy postanowiłem zostać politykiem - powiedział w wywiadzie-rzece "O dwóch takich... Alfabet braci Kaczyńskich". Jarosław o takiej drodze myślał ponoć wcześniej, przed zdjęciami do filmu Jana Batorego.
Reżyser filmu zmarł ponad 40 lat temu. Nie żyje też większa część ekipy filmowej (życiorysy wielu filmowców są niekompletne), w tym II reżyser Aleksander Sajkow (zm. 2019 r.), autor zdjęć Bogusław Lambach (zm. 1988 r.) i piszący z Batorym scenariusz Jan Brzechwa (zm. 1966 r.).
60. rocznicy premiery filmu - poza Jarosławem Kaczyńskim - nie doczekał nikt z obsady filmowej. To zrozumiałe, zważywszy na fakt, że część aktorów urodziła się jeszcze w XIX wieku:
Mniejsze role, nieuwzględnione w napisach, zagrali również Bolesław Kamiński (zm. 1992 r.), Marian Kociniak (zm. 2016 r.), Marian Łącz (zm. 1984 r.), Józef Łodyński (zm. 1984 r.), Michał Szewczyk (zm. 2021 r.) i Stanisław Tylczyński (zm. 1980 r.). Niezwykle ważne role odegrały również dwie aktorki, które użyczyły swoich głosów braciom Kaczyńskim: Danuta Mancewicz, głos Placka (zm. 2008 r.) i Maria Janecka, głos Jacka (zm. 2012 r.).
Od 12 lat nie żyje też Lech Kaczyński - prezydent RP i filmowy Jacek.