W dniach od 9 do 11 października w Juracie na Półwyspie Helskim odbyły się warsztaty dla zarządów spółek z grupy Enea pod hasłem "Panele Strategiczne Grupy Enea". Jak czytamy na stronie internetowej państwowej spółki, "celem spotkania był przegląd zadań inwestycyjnych oraz wypracowanie nowych koncepcji rozwojowych w perspektywie strategicznej i operacyjnej".
Jednak jak ustalił Onet, to nie jedyny "cel", jaki mieli przed sobą uczestnicy tego wydarzenia.
Według informacji portalu w trakcie warsztatów zorganizowano imprezę w tzw. mobilnym kasynie. To dość popularna rozrywka w trakcie wyjazdów integracyjnych, a także np. wieczorów kawalerskich.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Wśród polityków Prawa i Sprawiedliwości krążą zdjęcia z tej imprezy. Jeden z rozmówców portalu jest oburzony tym, że w dobie "szalejącego prądu" zdecydowano się na taką zabawę. - W głowie się nie mieści - mówi.
Za pomysłem tego wydarzenia mają stać managerowie związani z Markiem Suskim, posłem PiS, przewodniczącym Rady Programowej Polskiego Radia i przede wszystkim jednym z najbliższych ludzi Jarosława Kaczyńskiego.
W kuluarach najczęściej powtarza się nazwisko Tomasza Siwaka, członka zarządu Grupy Enea.
"To dość barwna postać. W przeszłości zarządzał Portem Lotniczym w Radomiu, pracował też w BGK Nieruchomości, kierował również spółką PGE Energia Odnawialna. W ostatnich latach robił karierę w spółkach z Grupy Enea. Po godzinach realizuje się jednak na zupełnie innym polu. Współtworzy kapelę Omen, która w 2017 r. wystąpiła nawet w konkursie debiutów na festiwalu w Opolu" - przypomina Onet.
W rozmowie z portalem Siwak zaprzeczył, że był odpowiedzialny za organizację kasyna, twierdząc, że go nawet w Juracie nie było.
Z ustaleń portalu wynika, że politycy obozu władzy obawiali się, że sprawa wypłynie. Jeden z rozmówców mówi wręcz, że jest to "wizerunkowy strzał w stopę". Sytuacji nie ratuje nawet fakt, że nie było to prawdziwe kasyno, a ludzie z Enei mieli nie grać na prawdziwe pieniądze.
Zabawa, na którą pozwolili sobie członkowie państwowej spółki, mogła kosztować nawet kilkanaście tysięcy złotych.
Redakcja Gazeta.pl zwróciła się z prośbą o komentarz do rzecznika prasowego spółki, jednak do czasu publikacji artykułu nie uzyskaliśmy odpowiedzi.