Prokurator generalny i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział ujawnienie części zeznań Marcina W. jeszcze we wtorek. Zrobił to w reakcji na słowach przewodniczącego PO Donalda Tuska, który zarzucał śledczym, że "prokuratura nie jest godna zaufania", a "wątek szpiegowski, rosyjski ginie".
W środę na stronie internetowej Prokuratury Krajowej pojawiło się sześć protokołów z lat 2014-2019. W dokumentach ukryto imiona i nazwiska wszystkich osób pojawiających się w zeznaniach Marcina W., także tych, które nie miały ani statusu podejrzanego, ani świadka. Ukryto również nazwy firm, spółek.
Wyjątek zrobiono dla trzech polityków związany z Platformą Obywatelską i Koalicją Obywatelską - przewodniczącego PO Donalda Tuska, jednego z byłych ministrów i jednego parlamentarzysty, których danych nie zanonimizowano.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Pierwszy z protokołów pochodzi z 23 września 2014 r. Marcin W. był przesłuchiwany przez funkcjonariusza bydgoskiego Centralnego Biura Śledczego (dziś Centralne Biuro Śledcze Policji). Relacje Marcina W. dotyczyły m.in. interesów prowadzonych przez Marka F., w tym sprzedaży węgla sprowadzanego z Rosji. Marcin W. opisuje też swoją wizytę w tym kraju i ustalenia dotyczące handlu węglem.
Marek F. miał też mówić Marcinowi W. o nagraniach, którymi dysponował.
Drugi dokument to protokół z przesłuchania w Prokuraturze Okręgowej w Toruniu z 24 sierpnia 2015 r. Marcin W. opowiada m.in., że Marek F. miał przekazać Rosjanom sfałszowany dokument, mający świadczyć o tym, że jego konto zostało zajęte przez prokuraturę.
Kolejny ujawniony dokument to protokół z przesłuchania w Prokuraturze Regionalnej w Katowicach z 20 listopada 2017 r. Przesłuchanie dotyczyło m.in. kwestii pośredniczenia firmy Marka F. w dostawach węgla z Rosji dla państwowej spółki.
Marcin W. twierdził w 2017 r., że razem z Markiem F. "osobiście wypłacał w w biurze prowizję za zgodę na tę transakcję" i "ta prowizja to była łapówka". Marcin W. miał obawiać się, że Marek F. przywłaszczy sobie część tych pieniędzy i miał postawić warunek, że zgadza się na tak wysoką kwotę tylko wtedy, gdy "Michał T. [syn byłego premiera - red.] przyjedzie po nią sam".
"Zapytałem F., czy to są pieniądze dla "samego szefa szefów", czyli Donalda Tuska. Odpowiedź F. była następująca: "Nie, są to pieniądze partyjne i dlatego zawsze będziemy bezpieczni". Była to kwota 600 tys. euro." - mówił Marcin W. Twierdził potem, że syn byłego premiera zabrał pieniądze umieszczone w reklamówce.
- Nigdy nie poznałem Marka Falenty, nie znam Marcina W. (...) To totalne bzdury. Prokuratura ma je od lat. Nigdy przez te wszystkie lata nie byłem nawet przesłuchiwany w tej sprawie - komentował w rozmowie z Onet.pl Michał Tusk.
Marcin W. mówił też, że Marek F. kazał mu podrzucić ok. 6 tys. zł jednemu z byłych już ministrów PO, bo ten "zapomniał portfela".
Kolejny protokół pochodzi z przesłuchania z 16 lipca 2018 r. przeprowadzonego w wydziale zamiejscowym Prokuratury Krajowej w Łodzi. Marcin W. opowiadał o tym, jak poznał Marka F. i jak z nim współpracował. Powtórzył twierdzenia dotyczące łapówki. Sugerował też m.in., że Marek F. szantażował go nagraniami dotyczącymi jego życia prywatnego.
Marcin W. mówił również, że jeden z obecnych polityków KO miał pożyczać od niego pieniądze i miał obiecać, że "spacyfikuje" jedną z parlamentarzystek, z którą W. "miał problemy".
Piąty ujawniony protokół to przesłuchanie w delegaturze CBA w Łodzi z 16 września 2019 r. Marcin W. mówił m.in., że Marek F. "miał kontakty" w resorcie gospodarki, a jedna z jego wizyt tam miała "wkurzyć Rosjan". Ponownie wspomniał o polityku KO, który miał "budować mu zaplecze polityczne, żeby był bezpieczny".
Ostatni dokument pochodzi z przesłuchania w Prokuraturze Regionalnej w Gdańsku z 11 czerwca ubiegłego roku. To właśnie wtedy Marcin W. mówi m.in. o tym, że Marek F. miał sprzedać w Rosji nagrania z rozmów polskich polityków. Twierdzi też, że otrzymywał groźby ze strony Rosjan.
- Widać, że to jest element politycznej rozgrywki ze strony prokuratora Zbigniewa Ziobry, który zresztą niezbyt się z tym kryje - tak o ujawnieniu przez Prokuraturę Krajową zeznań i wyjaśnień Marcina W. mówił w środę w TVN24 dziennikarz "Newsweeka" Grzegorz Rzeczkowski.
Jak podkreślił, "te dokumenty w żaden sposób nie potwierdzają, że prokuratura bada, badała wątek szpiegowski w aferze podsłuchowej, że zeznanie Marcina W. złożone w czerwcu ub.r. wywołało jakiekolwiek konsekwencje w postaci działań prokuratury zmierzających do weryfikacji".
- Nie mamy tutaj w ogóle opublikowanego zeznania z 29 czerwca. Wtedy zostało złożone kolejne zeznanie przez Marcina W., w którym potwierdził zeznanie złożone wcześniej. [W poprzednich zeznaniach - red.] obciążył Marka Falentę i w którym powiedział, że Marek Falenta sprzedał te nagrania z czystej chęci zysku - dodał Grzegorz Rzeczkowski w TVN24.
Jak wskazał dziennikarz "Newsweeka", w ujawnionych dokumentach nie ma wyników badania wariografem przeprowadzonych przez biegłego sądowego, dotyczących prawdomówności Marcina W.
- Jest za to jego zeznanie wyciągnięte z CBA z Łodzi z 2019 r., w którym mówi o tym, że wsparcia udzielał mu polityk KO. Intencje są jasne i przejrzyste, chodzi o przykrycie sprawy podsłuchowej tego typu wrzutkami, które wskazują na jakąś odpowiedzialność polityków PO, KO, zepchnięcie sprawy na boczny tor i skupienie uwagi opinii publicznej na wątkach pobocznych - podsumował Grzegorz Rzeczkowski.
Nagrania z afery podsłuchowej, zanim zmieniły oblicze polskiej polityki i podważyły wiarygodność przedstawicieli władzy, miały zostać sprzedane Rosjanom - to ustalenia ze śledztwa "Newsweeka".
Dziennikarz tygodnika Grzegorz Rzeczkowski ujawnił, czego dotyczyły zeznania Marcina W., wspólnika Marka Falenty. Mężczyzna miał opowiedzieć prokuratorowi o wspólnej wizycie w Kemerowie (centrum administracyjne obwodu kemerowskiego w Rosji) w maju 2014 r. Wtedy Falenta na godzinę zniknął z Rosjanami. Po powrocie miał stwierdzić, że "sprzedał wszystko".
Ustalenia "Newsweeka" mogą wskazywać, że wątek sprzedaży taśm Rosjanom nie jest szczegółowo badany przez prokuraturę.
Marzena Muklewicz, rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, przekazała portalowi Gazeta.pl, że wyłączono do odrębnego postępowania materiały dotyczące kilku wątków, w tym m.in. poruszanych w wyjaśnieniach Marcina W. Nie wskazała jednak, czego te wątki dotyczyły. Jak dodała prok. Muklewicz, "dobro prowadzonego postępowania uniemożliwia przekazanie szerszych informacji o sprawie".
Przewodniczący PO, były premier Donald Tusk stwierdził we wtorek, że "jest rzeczą pierwszorzędnej wagi, żeby to wyjaśnić", a "prokuratura nie jest godna zaufania".
- Tam wątek szpiegowski, rosyjski ginie. Pan Ziobro jest bardziej tajemniczy, niż kiedykolwiek wcześniej. W tej konkretnej sytuacji tylko niezależna komisja śledcza mogłaby wyjaśnić, dlaczego w ciągu ostatnich lat Polska została tak mocno uzależniona od rosyjskiego węgla - mówił.
- Nad bezpieczeństwem energetycznym Polski zawisła groźba ingerencji rosyjskiej, w której uczestniczył m.in. pan Falenta i ludzie bliscy szefostwu PiS-u - dodał. Donald Tusk przyznał jednocześnie, że część odpowiedzialności za niedostateczne wyjaśnienie okoliczności afery taśmowej spada na czasy, kiedy rządziła Platforma Obywatelska.
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro stwierdził we wtorek, że przewodniczący PO Donald Tusk "przedstawił nieprawdziwe i bezpodstawne zarzuty prokuraturze dotyczące zaniechania wyjaśniania informacji procesowych pochodzących od Marcina W. oraz ukrywania ich".
- Wobec zarzutów, jakie sformułował, które ocierają się o ukrywanie jakoby przez organy ścigania i prokuraturę związków i działań rosyjskich służb specjalnych, działając w interesie publicznym, podjąłem decyzję jako prokurator generalny o upublicznieniu relacji pana Marcina W., które dotyczą materii poruszanej na dzisiejszej konferencji przez pana Donalda Tuska - ogłosił we wtorek Zbigniew Ziobro.
Ziobro zaznaczył, że prokuratura "wyjaśnia sprawy w sposób wolny od politycznych motywacji".
Afera wybuchła 14 czerwca 2014 r., kiedy tygodnik "Wprost" opublikował stenogramy z nielegalnie nagranych w warszawskich restauracjach rozmów polityków. W grudniu 2016 r. za zlecenie ich nagrywania został na 2,5 roku więzienia skazany biznesmen Marek Falenta.