Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro stwierdził we wtorek, że przewodniczący PO Donald Tusk "przedstawił nieprawdziwe i bezpodstawne zarzuty prokuraturze dotyczące zaniechania wyjaśniania informacji procesowych pochodzących od Marcina W. oraz ukrywania ich".
- Wobec zarzutów, jakie sformułował, które ocierają się o ukrywanie jakoby przez organy ścigania i prokuraturę związków i działań rosyjskich służb specjalnych, działając w interesie publicznym, podjąłem decyzję jako prokurator generalny o upublicznieniu relacji pana Marcina W., które dotyczą materii poruszanej na dzisiejszej konferencji przez pana Donalda Tuska - ogłosił Zbigniew Ziobro.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Materiały mają zostać upublicznione w środę.
Ziobro zaznaczył, że prokuratura "wyjaśnia sprawy w sposób wolny od politycznych motywacji".
Przewodniczący PO, były premier Donald Tusk zaznaczył podczas wtorkowej konferencji prasowej, że konieczne jest powołanie komisji śledczej ws. wpływu rosyjskich służb na politykę energetyczną PiS.
W czasie konferencji prasowej lider PO Donald Tusk przekazał, że do ujawnienia podsłuchów doszło na wiosnę 2014 roku, czyli kilka miesięcy po tym, jak zlecił kontrolę w firmie Marka Falenty. Jak dodał, podczas rządów PiS-u import rosyjskiego węgla do Polski wzrósł.
Odnosząc się do doniesień "Newsweeka" ws. rosyjskiego wątku afery taśmowej, Tusk zaznaczył, że "jest rzeczą pierwszorzędnej wagi, żeby to wyjaśnić", a "prokuratura nie jest godna zaufania".
- Tam wątek szpiegowski, rosyjski ginie. Pan Ziobro jest bardziej tajemniczy, niż kiedykolwiek wcześniej. W tej konkretnej sytuacji tylko niezależna komisja śledcza mogłaby wyjaśnić, dlaczego w ciągu ostatnich lat Polska została tak mocno uzależniona od rosyjskiego węgla - mówił.
- Nad bezpieczeństwem energetycznym Polski zawisła groźba ingerencji rosyjskiej, w której uczestniczył m.in. pan Falenta i ludzie bliscy szefostwu PiS-u - dodał.
Donald Tusk przyznał jednocześnie, że część odpowiedzialności za niedostateczne wyjaśnienie okoliczności afery taśmowej spada na czasy, kiedy rządziła Platforma Obywatelska.
Nagrania z afery podsłuchowej, zanim zmieniły oblicze polskiej polityki i podważyły wiarygodność przedstawicieli władzy, miały zostać sprzedane Rosjanom. To ustalenia ze śledztwa "Newsweeka".
Dziennikarz tygodnika Grzegorz Rzeczkowski ujawnił, czego dotyczyły zeznania Marcina W., wspólnika Marka Falenty. Mężczyzna miał opowiedzieć prokuratorowi o wspólnej wizycie w Kemerowie (centrum administracyjne obwodu kemerowskiego w Rosji) w maju 2014 r. Wtedy Falenta na godzinę zniknął z Rosjanami. Po powrocie miał stwierdzić, że "sprzedał wszystko".
Ustalenia "Newsweeka" mogą wskazywać, że wątek sprzedaży taśm Rosjanom nie jest szczegółowo badany przez prokuraturę.
Afera wybuchła 14 czerwca 2014 r., kiedy tygodnik "Wprost" opublikował stenogramy z nielegalnie nagranych w warszawskich restauracjach rozmów polityków. W grudniu 2016 r. za zlecenie ich nagrywania został na 2,5 roku więzienia skazany biznesmen Marek Falenta.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>