Tomasz Lis przestał być redaktorem naczelnym "Newsweeka" 24 maja. Dziennikarz kierował tygodnikiem od 2012 r. Obecnie funkcję tę pełni Tomasz Sekielski.
Niedługo potem, w czerwcu, Wirtualna Polska opublikowała reportaż zatytułowany: "'Płakałam, miałam ataki paniki'. Ujawniamy zarzuty podwładnych wobec Tomasza Lisa. Dlaczego zwolniono naczelnego 'Newsweeka'?". Autor tekstu - Szymon Jadczak - przytaczał rozmowy ze współpracownikami Lisa i sytuacje, w których, ich zdaniem, miało dochodzić do mobbingu.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
- Spisanie skarg osób, o których wiadomo, że miały z Lisem na pieńku, kolportowanie ich, organizowanie wielotygodniowej nagonki i glanowanie wszystkich, którzy kwestionują motywy i metodę – to nie jest w mojej ocenie żadne dziennikarstwo. To straszna słabizna. Czegoś takiego żadna szanująca się gazeta na Zachodzie nigdy by nie opublikowała - skomentował Tomasz Lis w wywiadzie przeprowadzonym przez Agnieszkę Wiśniewską i opublikowanym w poniedziałek na portalu KrytykaPolityczna.pl.
Jak stwierdził były naczelny tygodnika, "w lutym tego roku osobiście odstrzelił rozmowy o przejściu autora tekstu, red. Jadczaka, z Wirtualnej Polski do "Newsweeka".
- Jestem ciekaw, czy jego przełożeni wiedzieli o tym konflikcie interesów, kiedy Jadczak pisał później tekst o mnie? Czy tę wiedzę zignorowali, czy autor postanowił im o tym w ogóle nie wspominać? Jeśli w podobnej sytuacji znajdują się sędziowie, wyłączają się z procesu. To samo powinno dotyczyć dziennikarzy piszących śledztwa. Ale pragnienie zdobycia za wszelką cenę rozgłosu musiało być zbyt wielkie, by powstrzymać red. Jadczaka - dodał Tomasz Lis w wywiadzie dla KrytykaPolityczna.pl.
Według Lisa "w całej tej operacji ani przez moment nie chodziło o żadną prawdę". - Szło o załatwienie wroga w ramach wielkiej kampanii zniesławiającej - ocenił.
Do wywiadu odniósł się w oświadczeniu dziennikarz Wp.pl Szymon Jadczak. Jak stwierdził, w lipcu ubiegłego roku spotkał się z Tomaszem Lisem w jednej z kawiarni w Warszawie.
"Dość szybko na czole Tomasza Lisa pojawił się pot. Nie wiem czy to z powodu pogody, czy dlatego, że zdecydowanie zareagowałem na jego propozycję przejścia do Newsweeka. Moja odpowiedź była zdecydowana, bo Lis w trakcie rozmowy obrażał mojego obecnego pracodawcę, czyli Wirtualną Polskę oraz mojego kolegę, jednego z byłych dziennikarzy Newsweeka. Wyrażał się także niepochlebnie o swoich podwładnych z Newsweeka. Szybko podziękowałem za propozycję" - napisał Jadczak.
Według dziennikarza Wp.pl Lis miał ponowić propozycję w lutym tego roku. Miał odwołać jednak spotkanie w tej sprawie.
"Napisał, że doszły do niego słuchy, że niepochlebnie wyrażam się na temat jego i jego pracy, więc jest zmuszony odwołać spotkanie. No cóż, kiedyś w końcu szacowny redaktor Newsweeka musiał zrobić risercz na mój temat… Nie wiem o jakim konflikcie interesów teraz mówi, skoro to on bardzo chciał mnie zatrudnić" - dodał Jadczak.
Dziennikarz Wp.pl zapewnił, że "o tych spotkaniach informował swoich przełożonych i wielu znajomych z branży".
"Gdy kilka miesięcy później rozpocząłem pracę nad tekstem o tym, co Tomasz Lis robił pracownikom i pracowniczkom Newsweeka, uznałem to za ironię losu. Oto przyszło mi odkrywać ciemną stronę człowieka, który składał mi poważne propozycje pracy. Nie wiem czy historia ostatnich miesięcy czegoś go nauczyła, skoro kłamie w wywiadzie, używając przy tym słów "odstrzeliłem (…) Jadczaka" - napisał.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>