PAP podała, że do dymisji Kaczmarczyka ma dojść w ciągu najbliższych dni czy wręcz godzin - z powodu, jak napisała agencja, kontrowersji wokół jego prezentu ślubnego: ciągnika wartego 1,5 mln zł wziętego w leasing. Ponadto WP pisała, że wiceminister miał pomóc bratu w poddzierżawieniu 141-hektarowego gospodarstwa.
Mimo zapowiedzi PAP o jego dymisji, ziobryści nie godzą się na odwołanie swojego wiceministra. Jak do tej pory Rada Koalicji - szefostwo PiS i koalicjantów - nie zajmowała się tym, czy zdymisjonować Kaczmarczyka. Kaczmarczykiem miały się jednak zajmować władze samego PiS podczas posiedzenia prezydium Komitetu Politycznego tej partii.
O wiceministrze rolnictwa zrobiło się głośno w sierpniu. Wyprawił on bowiem wesele dla pół tysiąca osób. Wśród gości byli politycy z Solidarnej Polski ze Zbigniewem Ziobrą na czele. Na imprezie wystąpił zespół Bayer Full. Uwagę przykuł prezent, który polityk dostał od swojego brata. Norbert Kaczmarczyk otrzymał ciągnik marki John Deere wart 1,5 mln zł. Film z przekazania prezentu w swoich mediach społecznościowych opublikował producent maszyny.
- Jeśli chcą dymisjonować Kaczmarczyka, to musimy porozmawiać też o dymisji Michała Dworczyka i Krzysztofa Kubowa. Na Radzie Koalicji będzie musiała stanąć ich sprawa - słyszymy w otoczeniu ministra sprawiedliwości. Ziobryści wyraźnie są też zirytowani tym, że w Kaczmarczyka uderza państwowa PAP, na którą - jak wynika z ujawnionych przez Poufną Rozmowę e-maili - wpływ ma obóz premiera Mateusza Morawieckiego.
Dlaczego ziobryści chcą rozmawiać o Michale Dworczyku i Krzysztofie Kubowie? To jedni z najbliższych współpracowników szefa rządu, a zarazem politycy, którzy stali się bohaterami nowego reportażu "Superwizjera" TVN.
- Tam przecież nie chodzi jakiś ciągnik wzięty w leasing, ale o setki milionów złotych - słyszymy z otoczenia ministra sprawiedliwości.
"Superwizjer" w materiale "Śmieci pod politycznym parasolem" zajął się gigantycznym wysypiskiem śmieci w Rudnej Wielkiej na Dolnym Śląsku, na którym trzy lata temu wśród odpadów z Niemiec, Litwy i Rumunii wykryto odpady medyczne - zgodnie z prawem powinny one zostać spalone. Prokuratura prowadziła postępowanie, ale je umorzyła, uznając, że doszło do pomyłki. Mieszkańcy domagali się sprawdzenia, co jeszcze może być ukrywane na terenie składowiska, więc zwrócili się o pomoc do szefa komisji środowiska sejmiku województwa dolnośląskiego, a ta chciała zlecić niezależne badanie i zarezerwowała na to pieniądze.
Dwóch radnych sejmiku - Patryk Wild i Dariusz Stasiak - twierdzi, że doszło do spotkania rządzącej Dolnym Śląskiem koalicji PiS i Bezpartyjnych Samorządowców z udziałem szefa KPRM Michała Dworczyka i ministra w kancelarii premiera Krzysztofa Kubowa. Wedle tych relacji Dworczyk miał wyrazić oczekiwanie, by komisja odstąpiła od kontroli na wysypisku śmieci.
Dworczyk pytany, czy blokował przeprowadzenie kontroli, stwierdził: - Jeżeli ktoś tak mówi, to po prostu kłamie. Z kolei Centrum Informacyjne Rządu stwierdziło w odpowiedzi dla "Superwizjera", że ani Dworczyk, ani Kubów nie sprzeciwiali się kontroli składowisk.
Ziobryści chcą, by w związku z tym reportażem ZP zajęła się Dworczykiem i Kubowem.