Tournée Andrzeja Dudy po Afryce. Prof. Andrzej Polus: to realna walka z narracją Rosji

Jacek Gądek
- To realna walka na poziomie doktryny politycznej przeciwko rosyjskiej narracji w Afryce - mówi prof. Andrzej Polus z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego o tournée prezydenta Andrzeja Dudy po Nigerii, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Senegalu.
Zobacz wideo Płk rez. dr Łukasiewicz: To nie gospodarka, a to, co się dzieje na polu walki, wpłynie na decyzje Putina

Jacek Gądek: - Po co to tournée prezydenta Andrzeja Dudy po Nigerii, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Senegalu?

Prof. Andrzej Polus: - Afryka to 1,3 miliarda ludzi, a Nigeria jest najludniejszym państwem tego kontynentu. To, że polskiego prezydenta nie było w Nigerii nigdy wcześniej nie świadczy najlepiej o polskiej dyplomacji i mówi wiele o niskim priorytecie relacji z Globalnym Południem. Dziś mamy jednak pierwsze afrykańskie tournée głowy polskiego państwa i mam nadzieję, że nastąpi intensyfikacja relacji z tym regionem świata.

Więcej o wojnie w Ukrainie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

Dlaczego teraz?

Z dyplomatycznego punktu widzenia jest to kolejne - po Siergieju Ławrowie, Emmanuelu Macronie i Antonym Blinkenie - tournée polityka po Afryce w ostatnich tygodniach. Co ważne: państwa, które odwiedza Andrzej Duda, nie pokrywają się z tymi, które odwiedzali Macron, Blinken i Ławrow.

Widać koordynację w dyplomatycznej ofensywie Francji, USA i Polski w Afryce?

Właśnie. Podobnie też poprzedzająca to tournée Dudy wizyta premiera Mateusza Morawieckiego w Paryżu nie była przypadkowa, ale zapewne dotyczyła późniejszej podróży prezydenta po Afryce.

Polska posiada potencjał, by definiować siebie nie tylko w kontekście najbliższej zagranicy. Naprawdę, choć tego nie czyni, może się definiować dużo szerzej. Dyplomatycznie powinniśmy być dużo bardziej aktywni w Afryce subsaharyjskiej, Azji, Ameryce Południowej. Polskie sieci placówek dyplomatycznych powinny się odrodzić. Oczywiście, nigdy nie będziemy jak Wielka Brytania czy Chiny, niemniej możemy grać w jednej lidze z Turcją czy Brazylią. Brak przeszłości kolonialnej i bardzo dobre relacje z państwami subsaharyjskimi przed 1989 r. dają nam potencjał, wciąż niewykorzystany. Widzieliśmy wręcz ruch odwrotny: zamknięcie polskich placówek dyplomatycznych w Afryce przez ministra Radosława Sikorskiego to była katastrofa dyplomatyczna. Pod hasłem "koniec z Bizancjum" zamykano ambasady - teraz na szczęście niektóre placówki są odtwarzamy, ale to zadanie na lata.

Wizytę Andrzeja Dudy można różnie odbierać, ale widać jednak, że to tournée było zagraniem w jednej lidze z Macronem i Blinkenem - ich działania były przecież skoordynowane, by w Afryce wygrała wizja świata zachodniego, a nie rosyjskiego.

Po co teraz tak duży wysiłek dyplomatyczny w Afryce? Może Rosja trzyma za gardło ten afrykański, potrzebujący żywności, świat i Zachód chce coś mu zaoferować?

Wpływy Rosji w Afryce są przeszacowane - ZSRR miał je dużo większe. Niemniej Rosja faktycznie potrafi efektywnie wykorzystywać te argumenty, które wobec Afryki posiada.

Groźba wywołania głodu w Afryce za pomocą wojny w Ukrainie to jedno z narzędzi wpływu Kremla na państwa tego kontynentu?

Moim zdaniem tak. Kreml zamienił żywność w broń, którą używa do nacisków na państwa Afryki i Bliskiego Wschodu. Wydaje się, że po zablokowaniu portów czarnomorskich prezydent Putin liczył, że brak dostaw pszenicy, kukurydzy, czy olejów spowoduje falę migracji do Unii Europejskiej, która może odwrócić uwagę od sytuacji w Ukrainie. Siergiej Ławrow podczas swojego afrykańskiego tournée dokładał wielu starań (szczególnie widoczne było to podczas jego wizyty w Ugandzie), by przekonać państwa subsaharyjskie, że to nie Rosja a Unia Europejska blokuje dostawy żywności.

Prawdziwy problem, na zupełnie inną dyskusję, leży jednak gdzie indziej - w niemożliwości samo wyżywienia się wielu państw Afryki subsaharyjskiej, co powoduje zależność od świata zewnętrznego. Upraszczając, można stwierdzić, że Afryka subsaharyjska produkuje to, czego nie konsumuje, a konsumuje to, czego nie produkuje.

A co Rosja może państwom Afryki oferować?

Umowy na budowę elektrowni atomowych. Usługi wagnerowców, którzy do rządzących w tych afrykańskich krajach elit przychodzą z całym pakietem usług - również z planami prowadzenia kampanii politycznych (widzimy to szczególnie w Mali i Republice Środkowoafrykańskiej). Federacja Rosyjska umarzała również państwom afrykańskim długi zaciągnięte przez nie od ZSRR, ale nie udzielała nowych kredytów. Rosja ponadto sprzedaje relatywnie tanią broń.

I z taką ofertą jeździł Ławrow po Afryce?

Tak. I kłamał przy tej okazji. Argumentował, że Rosja nigdy nie była mocarstwem kolonialnym. Przekonywał, że wojna w Ukrainie to nie żadna wojna przeciwko Ukraińcom, ale wojna o nowy porządek światowy - taki, w którym państwa afrykańskie będą mieć lepszą pozycję od obecnej, bo nie wynikającą z dominacji USA. Dlatego Ławrow wzywał do wsparcia wojny, a przynajmniej do neutralności. To szef MSZ Rosji de facto wymusił dyplomatyczną kontrofensywę Zachodu - Macrona, Blinkena i teraz Dudy - z przeciwną narracją o wojnie.

Na przykład w Wybrzeżu Kości Słoniowej Andrzej Duda mówił, wskazując na "ogromne doświadczenie prezydenta Alassane Ouattary", że liczy na "zgodne z rzeczywistością spojrzenie na sprawę rosyjskiej napaści na Ukrainę".

Bo to jest realna walka na poziomie doktryny politycznej przeciwko rosyjskiej narracji.

Jak zauważyłem wcześniej, Ławrow w każdej swojej wypowiedzi kierowanej do Afryki mówi, że Rosja nigdy nie była mocarstwem kolonialnym - to też nieprawda i jesteśmy w stanie wymienić całą masę narodów skolonizowanych przez Kreml, choć ten kolonializm nie był zamorski jak w przypadku Francji czy Wielkiej Brytanii. Gruzini, Azerowie, Kazachowie czy także Polacy mogą dużo powiedzieć o rosyjskim kolonializmie. Rosja była mocarstwem kolonialnym, a miała też ambicje kolonialne w Afryce - przy wsparciu caratu, w Rogu Afryki Rosjanie założyli kolonię - Nową Moskwę. Ze względu na nasze doświadczenie historyczne, to właśnie Polska powinna być państwem, które będzie przypominać to światu. 

Czy perspektywa zachodnia ma szansę, by się w ogóle zagnieździć w państwach Afryki?

Tak, ale to w istocie jest pytanie o - zabrzmi górnolotnie - bardziej sprawiedliwy porządek świata. Obecny porządek świata przyniósł ogromne nierówności. Poza azjatyckimi tygrysami trudno znaleźć przekonujące przykłady państw postkolonialnych, które zmieniły swoje usytuowanie w międzynarodowym podziale pracy. Bardziej sprawiedliwy porządek międzynarodowy jest dziś imperatywem. Nie może być tak, że Światowy Program Żywnościowy ONZ ogłasza, że ponad 800 mln ludzi jest zagrożonych głodem i nie jest w stanie zebrać 22 miliardów dolarów, by dotrzeć do wszystkich potrzebujących.

Andrzej Duda w Nigerii mówił o dwóch polach współpracy: energetyka i żywność. To te najwłaściwsze?

Polska może być kupcem węglowodorów - ropy i gazu - a eksportować do Nigerii żywność. To naturalne pola dla handlu.

Ropa i gaz z Nigerii?

W Nigerii bardzo dużo gazu jest po prostu spalane, bo jest traktowany jako produkt uboczny przy produkcji ropy. Gaz ten nie jest skraplany w terminalach LNG i eksportowany, bo po prostu nie ma wystarczająco dużych mocy przerobowych. Z kolei w Senegalu, który Duda też odwiedza, projekt gazowy jest w początkowej fazie, bo odkryto tam obiecujące złoża gazu. W Afryce wschodniej, czyli np. w Mozambiku i Tanzanii, są projekty gazowe, w które polski biznes również może się jeszcze włączyć. A warto, bo to region, który może się zaraz rozwijać najdynamiczniej w świecie w ciągu najbliższych 20 lat.

Polska ma pewną przewagę nad innymi państwami. Przypomnę, że w czasie wizyty w RPA Antony Blinken został bardzo wyraźnie pouczony przez panią minister spraw zagranicznych Naledi Pandor, by nie używał mentorskiego tonu. Usłyszał, że Zachód prowadził politykę zastraszania państw afrykańskich i chce je uczyć, co mają zrobić, by były wolne. Symptomatycznym jest, że niewyobrażalnym wydaje się zwrócenie uwagi w podobnym tonie szefowi chińskiego MSZ.

Wobec polskiego prezydenta afrykańscy przywódcy też mają oczekiwania?

Prezydent Wybrzeża Kości Słoniowe Alassane Ouattara, ale to też perspektywa innych państw subsaharyjskich, podkreślał przy okazji spotkania z polskim prezydentem, że dużo mówi się o Ukrainie, ale konfliktom, które toczą się w Afryce, aż tak dużo czasu się nie poświęca. Wydaje się, że chciał, aby prezydent Polski, który będzie niedługo przemawiał na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, informował światową opinię o problemach tej części świata.

Jakie konkretne rzeczy Duda przywiezie z tego tournée?

Będziemy to oceniać po memorandach, które są tam podpisywane. I po ich wypełnianiu. Już jest zapowiedź forum ekonomicznego Polski z 26-milionowym Wybrzeżem Kości Słoniowej, co jest dobrą inicjatywą.

W Nigerii memorandum o współpracy w dziedzinie żywności i jej przetwórstwa już podpisano. Może o tym zapominamy, ale Polska jest potentatem w produkcji żywności, a Nigeria to gigantyczny rynek jej zbytu: ponad 200 mln ludzi, w tym samo miasto Lagos to ponad 20 mln mieszkańców. Po wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą jesteśmy zmuszeni dywersyfikować rynki zbytu, bo rosyjski jest zamykany. Bardzo więc dobrze, że szukamy nowych rynków i kierunek nigeryjski jest przyszłościowy.

Na taki 200 milionowy rynek zapewne trudno jest wejść. Prawda?

To, co jest bardzo ważne w kontaktach z Afryką subsaharyjską, szczególnie z Nigerią, to wsparcie polityczne. Przyjazd prezydenta Duda wraz z delegacją biznesu i podpisywanie z prezydentem Nigerii Muhammadu Buharim memorandum to znak, że władze Nigerii dają przyzwolenie nigeryjskim biznesmenom, by rozmawiali z Polakami o handlu żywnością. Jest to krok konieczny, by ten biznes się rozwijał. Z drugiej strony władze Nigerii i innych państw regionu oczekują wsparcia politycznego dla rozwiązywania kryzysów humanitarnych.

Wróćmy do gazu z Afryki. To realne, by go stamtąd kupować?

Problem eksportu gazu z państw afrykańskich jest bardzo szeroki i wynika także z zachłanności i myśleniu w perspektywie krótkoterminowych zysków korporacji wydobywających surowce. Gaz jest w dużych ilościach w Nigerii, Tanzanii czy Mozambiku, tylko nie ma tam terminali LNG o przepustowości, która sprawiłaby, że gaz ten wejdzie szeroko na rynek światowy. Gdyby wybudowano planowane od wielu lat terminale LNG w Tanzanii i Mozambiku, a Nigerię połączono gazociągiem przez Saharę z Europą (projekt istnieje od 40 lat) wówczas sytuacja na rynku gazu byłaby zupełnie inna.

Jest gaz, ale nie ma go jak wyeksportować, bo trzeba wybudować drogą infrastrukturę?

Właśnie. W omawianym rejonie jest tylko jeden pływający terminal skraplający gaz. W efekcie więc masa nigeryjskiego gazu wydobytego jako efekt uboczny wydobywania ropy, jest spalana, choć można by go skroplić i wyeksportować na europejski rynek. Rozwijanie projektów gazowych to lata i miliardy dolarów inwestycji w infrastrukturę. A nie miesiące.

Państwa afrykańskie nie mają pieniędzy na takie inwestycje, więc muszą to zrobić w partnerstwie z firmami zachodnimi. Z moich badań terenowych wynika, że ze współpracą jest problem. Jedna z korporacji energetycznych wprost mi przekazała, że nie postawi dwóch terminali LNG - w Mozambiku i Tanzanii - choć takie są potrzeby, bo wtedy ceny gazu na rynkach międzynarodowych spadną, a im przecież zależy na cenach wysokich.

Więcej o: