Poseł Arkadiusz Mularczyk przewodził pracom zespołu, który oszacował straty poniesione przez Polskę w wyniku napaści oraz okupacji przez nazistowskie Niemcy. Polityk powiedział, że nie zgadza się kanclerzem Olafem Scholzem, który odrzucił polskie żądania reparacji i powiedział, że ta kwestia jest już rozstrzygnięta.
- Powiedziałbym, że jest wręcz przeciwnie, że zbrodnie wojenne się nie przedawniają i mogą być ścigane do końca świata - stwierdził w PAP Mularczyk.
Poseł przekonywał, że otrzymanie przez Polskę reparacji jest realne. - Daję 5 lat na załatwienie tej sprawy, uważam, że Niemcy nie mają żadnych argumentów, ani politycznych i prawnych, by unikać tego - mówił. - Na pewno w najbliższym roku będziemy o tym temacie głośno mówić, będziemy domagać się na arenie krajowej i międzynarodowej. Uruchomimy działania dyplomatyczne na wielu poziomach, wielu płaszczyznach - powiedział.
W rozmowie z Polskim Radiem 24 Mularczyk zaznaczył, że dopiero po otrzymaniu noty przez Niemcy, będzie można dyskutować nad zasadnością niemieckiego stanowiska. - Kanclerz powiedział, że odrzuca polskie roszczenia, więc proszę zwrócić uwagę, że nie można odrzucić czegoś, co jeszcze nie wpłynęło. My dopiero przygotowujemy notę dyplomatyczną do rządu Niemiec. Nota wpłynie w tym roku - powiedział poseł. Jak dodał, ważne jest, żeby raport wybrzmiał oraz żeby odbyła się publiczna dyskusja w Polsce i za granicą. - Jak trafi nota dyplomatyczna wraz z raportem do rządu Niemiec, to myślę, że dopiero wtedy możemy rozpocząć dyskusję na temat przesłanek, którymi się posługuje kanclerz Niemiec - mówił.
1 września tego roku na Zamku Królewskim w Warszawie Arkadiusz Mularczyk przedstawił trzytomowy raport o stratach ludzkich i terytorialnych Polski w czasie II wojny światowej. Podczas prezentacji raportu prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił decyzję o wystąpieniu Polski o reparacje wojenne i odszkodowania od Niemiec.
Część prawników komentujących reparacji podkreśla, że ich uzyskanie jest praktycznie niemożliwe.
- Po pierwsze, Polska zrzekła się jednostronnie reparacji w 1953 r., co zostało następnie potwierdzone przez kolejne rządy polskie i niemieckie. Po drugie, umowa poczdamska ustanowiła system reparacji, który przewidywał, że świadczenia dla Polski mają być wypłacone z reparacji ściąganych przez ZSRR. Nie mamy więc roszczeń do Niemiec, tylko do Rosji. Jeśli Niemcy twierdzą: my zapłaciliśmy, a Polska mówi: nic nie dostaliśmy, to gdzie są te pieniądze? Dlaczego nie pytamy o nie Rosji, ale Niemcy, które w dyplomatyczny sposób, acz pomne głębokiego poczucia winy za wydarzenia drugiej wojny światowej, odeślą nas. Trzeci argument wynika z traktatu 2 plus 4 z 1990 r., który dotyczy ostatecznego uregulowania w odniesieniu do Niemiec. Jeżeli mieliśmy jakiekolwiek roszczenia, to trzeba było zgłosić je do momentu wejścia w życie tego traktatu. Dzisiaj praktycznie te rzekome roszczenia są przedawnione - mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" prof. Władysław Czapliński z Instytutu Nauk Prawnych PAN.
- Nawet jeżeli władze komunistyczne PRL złożyły takie oświadczenie, nie zamyka ono drogi do negocjacji między oboma państwami: rozstrzygać będzie dyplomacja i wola Niemiec do poczynienia gestów w tej sprawie lub czegoś więcej. Ale argumenty prawne nie zamykają sprawy. Ważna będzie też reakcja opinii publicznej w obu państwach. Tym bardziej że niektórzy z polityków niemieckich sygnalizują, że jest pewna przestrzeń do rozmów - zauważa w rozmowie z dziennikiem prof. Ireneusz Kamiński, także INP PAN.
Z kolei historyk i politolog dr Kazimierz Wóycicki komentował w Gazeta.pl, że PiS wyciągnął kwestię reparacji wojennych od Niemiec na użytek polityki wewnętrznej. - Cała sprawa reparacji od Niemiec to absurd. Nie ma żadnych możliwości - ani prawnych, ani międzynarodowych, ani politycznych - żeby uzyskać te pieniądze. Mamy siódmy rok rządów PiS, a dopiero teraz pojawia się raport. Gdyby partia rządząca miała poważne zamiary, on zostałby opracowany już dawno. Byłby tak samo oderwany od rzeczywistości, ale nie stwarzałby podejrzeń, które dzisiaj są oczywiste - że jest to wyłącznie hucpa na rzecz polityki wewnętrznej urządzana w momencie, gdy sondaże PiS tak opadają - mówił.