- Aborcja decyzją kobiety, a nie księdza, prokuratora, policjanta czy działacza partyjnego. Zapisaliśmy to jako konkretny projekt i będziemy gotowi zaproponować to Sejmowi pierwszego dnia po najbliższych wyborach. Tam jest zapisana aborcja do 12. tygodnia i decyzja należy wyłącznie kobiety - powiedział przed dwoma dniami Donald Tusk.
Deklaracja Tuska, która padła na Campusie Polska Przyszłości, nie jest rewolucją w programie partii. PO przyjęła stanowisko ws. liberalizacji przepisów aborcyjnych w ubiegłym roku, gdy szefem partii był Borys Budka.
Pogląd wyrażony przez szefa PO skomentował na Twitterze poseł PiS Arkadiusz Mularczyk. "Niemcy podczas okupacji wojennej Polski w latach 1939-45 prowadzili politykę antypopulacyjną, jednym z elementów tej polityki było nakłanianie Polek do aborcji. Czy do takiej polityki nawiązuje program Donalda Tuska, który zakłada możliwość legalnych aborcji na życzenie?" - napisał.
Zestawienie legalnej aborcji do 12 tygodnia, za którą opowiada się dzisiejsza Platforma, z "polityką antypopulacyjną" III Rzeszy to oczywista manipulacja. Parę lat temu zwracała na to uwagę Wiktoria Beczek z Gazeta.pl. "[...] Nietrudno sprawdzić, że po dojściu Hitlera do władzy przepisy zaostrzono i czystej krwi Niemce za aborcję groziła kara śmierci. Inaczej było w przypadku Niemek chorych i obywatelek krajów okupowanych. W ich przypadku aborcja była dostępna na życzenie z bardzo prostego powodu - by zmniejszać populację wszystkich Untermensch" - zwracała uwagę w swoim artykule.
Lider PO zaznaczał w swoim wystąpieniu, że "nie chodzi o to, że rozstrzygamy w ten sposób, czy aborcja jest ok, czy nie ok". - Nikt nie daje nikomu większego moralnego prawa do rozstrzygania o kwestii aborcji niż kobieta sama sobie, bo to ona jest odpowiedzialna za swoje zdrowie, zdrowie płodu, szczęśliwe donoszenie tej ciąży, wychowanie dziecka - podkreślał.