W środę Mateusz Morawiecki kazał przygotować się na trudną zimę. Apelował, żeby Polacy ocieplali domy i ubiegali się o dofinansowanie na ten cel. - Skorzystajcie z tego, postarajcie się ocieplić swoje domy w miarę możliwości, jeszcze przed tym sezonem grzewczym - mówił. W skróconej wersji wypowiedź premiera trafiła na oficjalnego Twittera kancelarii premiera. Po negatywnym odzewie tweet został po prostu usunięty.
Minął jeden dzień, a szeroko komentowano już inną wypowiedź przedstawiciela obozu władzy. Przemysław Czarnek podzielił się w rozmowie z "Super Expressem" planami wakacyjnymi w epoce szalejącej drożyzny. - Jadę w podróż prywatną do znajomych w Polsce i za granicą. W sumie 10 dni podróży. Będę osobiście kierował samochodem. Będzie też dużo przystanków. Mam mnóstwo zaproszeń od znajomych i w Polsce, i we Włoszech, i w Austrii - mówił. Dalej minister przyznał, że w związku z wysokimi cenami nie będzie wypoczywał w hotelach. - Czasami coś będziemy pichcić, znajomi zaproszą na obiady, ale bez przesady, drożyzna nie oznacza, że nie można jeść. Można jeść trochę mniej i trochę taniej - dodał.
Wypowiedź została odebrana jako rada skierowana do Polaków: jeść mniej i taniej.
Szef MEiN bronił się na Twitterze, a tabloidowi zarzucił manipulację. "'Jedzcie mniej, kupujcie taniej' to złota rada manipulantów z 'Super Expressu'. Ja natomiast potwierdzam, że z uwagi na wojnę, putinflację i drożyznę, jak każdy rozsądny człowiek, kupuję mniej i taniej. Coś w tym złego?" - napisał.
- Coś jest na rzeczy z tymi wypowiedziami, a szerzej patrząc, także z procesami decyzyjnymi. Od pewnego czasu obserwujemy posunięcia, które wręcz zdają się sugerować, że PiS chce stracić władzę - zaostrzanie prawa dotyczącego przerywania ciąży w sytuacji, gdy i tak ma przeciwko sobie większość młodych wyborców albo pomysł na budowę Pałacu Saskiego, gdy gwałtownie rośnie zadłużenie państwa. To tylko przykłady, które świadczą o tym, że po raz pierwszy od 2015 roku chwieją się filary sprawowanej przez PiS władzy, a kakofonia w wypowiedziach polityków jest tego potwierdzeniem - mówi w Gazeta.pl politolog, prof. Uniwersytetu Warszawskiego Rafał Chwedoruk. - Takich problemów wewnętrznych, ekonomicznych, z którymi mierzy się od pewnego czasu partia rządząca, po prostu nie było w scenariuszu. To powoduje, że politycy w spontanicznych sytuacjach, gdy mieli mało czasu, żeby się przygotować, nie wiedzą, co mówić - czy przyznać, że są trudności, ale PiS sobie poradzi, czy tkwić w propagandzie sukcesu? - dodaje.
Politolog zwraca uwagę, że Prawo i Sprawiedliwość ma kłopot ze "skonstruowaniem przekazu dnia, który byłby spójny ze strategią narracyjną". - Ona była prosta: "jest dobrze, pod naszymi rządami wszystkim się polepszyło, a przynajmniej nie pogorszyło. Oferujemy nie tylko ciepłą wodę w kranie, ale nawet to, że w kolejnych latach będzie coraz cieplejsza i nie podrożeje". Problem w tym, że za chwilę może w ogóle nie być wody, a zrzucić winę na poprzedników jest trudno, bo dwie kadencje w polityce to wieczność - mówi.
Wspomniane wypowiedzi ważnych polityków PiS pochodzą z dwóch dni ostatnich dni. Ale pasmo rad, których w ostatnich tygodniach udzielali Polakom przedstawiciele obozu władzy, nie kończy się na wystąpieniu Morawieckiego i wypowiedzi Czarnka.
- Musimy pogodzić się z tym, że mamy naście procent inflacji i starać się jakoś zaradzić tej sytuacji w momencie, kiedy ceny paliw (...) szaleją. Dzieje się to w aspekcie światowym, bardzo trudno jest temu przeciwdziałać - mówił Andrzej Duda na spotkaniu z mieszkańcami Lipska. Prezydent poprosił zebranych, aby "trochę zacisnęli zęby i byli optymistami".
Z kolei w rozmowie z Polsat News mówił, że sam ma kredyt i płaci wyższe raty. - To jest taka sama sytuacja, jak ma każdy z moich rodaków. Też mam kredyt, którego dotykają podwyżki stóp procentowych i muszę w związku z tym płacić dużo wyższe raty, niż to miało miejsce jeszcze pół roku temu - mówił.
Na początku czerwca szeroko komentowano (i żartowano z programu "chrust +") propozycję wiceministra klimatu, który obwieścił, że "cały czas można zbierać gałęzie na opał".
Rad nie udzielał natomiast wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski w rozmowie z Radiem ZET. Mówiąc o niskich zarobkach nauczycieli rzucił w Radiu ZET: - Widzieli, co brali.
Rzymkowski stwierdził też, że zna nauczycieli, którzy zarabiają 11 tysięcy złotych brutto.
- Niektóre z tych niezbornych wypowiedzi mogą być formą rozpoznania bojem, testowaniem opinii publicznej. PiS nie jest tutaj pionierem, Platforma też w ten sposób czasem sprawdzała nastroje społeczne. Swoją drogą, chwiejące się filary władzy PiS to moment, na który opozycja czekała od 2015 roku. Zwróćmy uwagę, jak to kontrastuje z przemianą narracji Donalda Tuska, która stała się bardzo pragmatyczna. PO zwraca uwagę na codzienne życie Polaków, wytykając PiS wyalienowanie. Usiłuje wejść na połowę boiska, którą dotychczas zajmowała partia Jarosława Kaczyńskiego - komentuje dalej Rafał Chwedoruk.
Politolog przywołuje też niedawną aferę golfową z udziałem zachodniopomorskiej radnej PiS Małgorzaty Jacyny- Witt. Działaczka pochwaliła się zdjęciem z "najlepszego pola golfowego w Polsce" i drwiła z "haratania w pospolitą gałę". Na koniec sama siebie nazwala elitą. Finał sprawy był taki, że prezes PiS zawiesił ją w funkcji członka partii.
- Dzisiaj każda nieprzemyślana wypowiedź może mieć znaczenie, ponieważ walka toczy się o mobilizację przez PiS kilku procent wyborców. Dlatego nawet infantylne słowa na temat gry w golfa spotkały się z reakcją Kaczyńskiego w dawnym stylu - szybką i mocną. Zrozumiał, że partia znalazła się pod presją i trzeba działać. Trzy lata temu PiS mógł sobie pozwolić na zlekceważenie takich wypowiedzi lub je przykryć. Dzisiaj musi uważać, bo jakakolwiek demobilizacja elektoratu może oznaczać przegranie wyborów - zauważa.