Solidarna Polska jest przekonana, że jesień i zima to będzie dla nich czas żniw. A to dlatego, że braki węgla, gazu, a także drożejący prąd i - zwłaszcza gdy zacznie się sezon grzewczy - ciepło pokażą według SP, że słusznie mówili o polskim węglu jako o "czarnym złocie" i będą winić zieloną politykę Unii Europejskiej.
Więcej o polskiej polityce przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Ziobryści - po pierwsze - chcą przejmować temat energetyki. Dlatego ziobryści forsują Janusza Kowalskiego (posła SP) na pełnomocnika rządu ds. inwestycji w górnictwie. Takie żądanie ma też inny aspekt: Kowalski jest przez premiera znienawidzony, więc jeśli wymuszą nominację dla niego, to pokażą, że premier jest słaby. A im szef rządu słabszy, tym dla ziobrystów lepiej, bo SP marzy o dymisji Morawieckiego i o awansie Mariusza Błaszczaka na fotel premiera.
- Morawiecki mówi, że Kowalskiego nie powoła. Jego powrót do rządu to byłby mocny cios w premiera - mówi polityk z obozu rządzącego. Powrót, bo Kowalski był już wiceministrem aktywów państwowych, ale - oskarżany o wyniesienie wynoszenie informacji do prasy i skonfliktowany z Jackiem Sasinem - z hukiem z MAP-u wyleciał.
Osoba znająca kulisy walki miedzy ziobrystami i obozem premiera: - Grają Kowalskim, żeby jak najbardziej wkurzyć Morawieckiego, a może nawet wymusić nominację.
Decyzji centrali PiS o powołaniu Kowalskiego wciąż nie ma, choć już kilka miesięcy temu Jarosław Kaczyński obiecał to ziobrystom. Twarde "nie" mówi jednak premier, bo Kowalski jest jednym z najgłośniejszych jego krytyków i wprost żądał głów najbliższych współpracowników szefa rządu.
Cała energetyka to jeden z frontów w batalii premiera i ministra sprawiedliwości, ale są i kolejne - jak reformy sądownictwa. W obozie rządzącym wszyscy wiedzą, że są wielką porażką. O tę klęskę wzajemnie się jednak oskarżają. Ziobro mówi, że to nie jego reformy, ale prezydenta Andrzeja Dudy (bo w 2017 r. zawetował ustawy Ziobry i zgłosił swoje projekty) i Mateusza Morawieckiego (bo razem z prezydentem doprowadził do uchwalenia małej ustawy o Sądzie Najwyższym, która zaowocowała akceptacją polskiego KPO przez Komisję Europejską). Ziobro oskarża nie tylko premiera, ale także prezesa PiS o cofniecie zielonego światła dla reform, a przecież - mówi minister - gotowe projekty czekają w szufladzie i to od lat. De facto więc Ziobro oskarża ich o zdradę ideałów i programu PiS.
Wedle Ziobry premier - tak w sprawach energetyki jak i sądownictwa - zdradził polski interes w Brukseli i pozbawia Polskę części suwerenności. Zarzut to ciężki, ale wszyscy się przyzwyczaili do tego, że wedle Ziobry Morawiecki jest zdrajcą narodowym.
Morawiecki nie jest w tej batalii bierny. Odparowuje. Co ciekawe: w "Gościu Niedzielnym", który jest kolportowany w kościołach. - Twierdzenia o utracie suwerenności na skutek braku zrealizowania reformy wymiar sprawiedliwości można włożyć między bajki. Choć oczywiście sama reforma jest konieczna. I żałuję, że do tej pory tak niewiele udało się Ministerstwu Sprawiedliwości wykonać - premier tak wyśmiewa i jednocześnie oskarża Ziobrę o nieudolność.
Szef rządu walczy też w tym wywiadzie o sympatię prawicowych eurosceptyków - a więc sympatyków Solidarnej Polski. - Ja ten eurosceptycyzm w wielu wymiarach rozumiem, a nawet podzielam, choć sam nazwałbym siebie eurorealistą - mówi Morawiecki.
Walka o wyborcę ze skrajnej prawej flanki jest zażarta. Solidarna Polska intensyfikuje działania, by stać się "hard PiS-em" - antyunijnym, walczącym z sędziami, ale też prokościelnym. Grunt światopoglądowy będzie coraz istotniejszy. Jak pisaliśmy już w Gazeta.pl, prezes PiS Jarosław Kaczyński zaczął - co jest niegodziwe, ale politycznie bywało metodą skuteczną - mówić o osobach transseksualnych. Prezes wchodzi na grunt, który od lata starali się anektować ziobryści, domagający się kiedyś nawet ustawy zakazującej promocji rzekomej "ideologii LGBT".
Ziobryści chcą stać się pierwszymi obrońcami Kościoła. Będą w całej Polsce zbierać podpisy pod projektem ustawy o ochronie chrześcijan. Solidarna Polska powołała już komitet ustawodawczy "W obronie wolności chrześcijan" i będzie prowadzić ogólnopolską akcję, by zgłosić projekt jako obywatelski. To w praktyce nowelizacja Kodeksu karnego, który miałby penalizować "publiczne lżenie lub wyszydzanie" Kościoła lub związku wyznaniowego.
Sympatia proboszczów to realny kapitał polityczny. A ustawa Solidarnej Polski, choć formalnie obywatelska, w obronie Kościoła to miód na serce duchownych.
Ale premier - dając wywiad "Gościowi Niedzielnemu" - nie odpuszcza Ziobrze elektoratu najbardziej katolickiego.
W wywiadzie tym premier - co brzmi jak żart - zapewnia, że "nie widzi w tej naszej konstrukcji rusztowania 'wielkiego namiotu' [tak nazywa obóz rządzący - red.] tworzonego przez PiS ani pęknięć, ani zagrożeń". Gdyby nie było pęknięć, to rząd kilka dni temu nie przyjmowałby dyscyplinującej uchwały, że wszyscy członkowie rządu mają się wypowiadać po linii rządu, a nie własnej. W partii Ziobry tę uchwałę przyjęto z zaskoczeniem, ale i rozbawieniem. Nikt w SP nie zamierza się do niej stosować, a wywiad Morawieckiego w "GN" ziobryści uznają za unieważnienie tej uchwały.
SP jeszcze mocniej - wbrew uchwałom rządu - chce budować swoją odrębność. I to na różne sposoby. A to oczekując od pracowni sondażowych, by Solidarna Polska występowała osobno a nie razem z PiS. A to bijąc w premiera przy każdej okazji. A to wkradając się w łaski duchownych i stając się partią katolicką. A to forsując podwyższenie kar za ciężkie przestępstwa. Choć politycy z otoczenia Ziobry przekonują, że mogą startować osobno w kolejnych wyborach - a nie z list PiS - to celem nie jest rozpad Zjednoczonej Prawicy. Celem Ziobry jest to, aby Solidarna Polska była - niewielkim, ale niezbędnym - puzzlem dającym władzę Kaczyńskiemu.