W krótkim e-mailu o Julii Przyłębskiej kryje się wybuchowy materiał. Uderza w państwo i w PiS

Jacek Gądek
Wpływanie przez obóz rzadzący na to, kiedy zapadają wyroki Trybunału Konstytucyjnego, jest zabójcze dla państwa. A że PiS-owi zależało na opóźnieniu przepisów kosztujących miliardy złotych, ale korzystnych dla masy ludzi, to wyciek jednego e-maila jest potencjalnie groźny także dla PiS. Jak mówi nam Wojciech Hermeliński, były sędzia TK, oczekiwałby dymisji szefa KPRM i prezeski TK.
Zobacz wideo Kaczyński zarzuca Tuskowi "zmiany psychiczne". Komentuje rzecznik PiS

W jednym zdawkowym e-mailu, który został ujawniony przez "Poufną rozmowę", kryje się wybuchowy materiał. Co prawda od lat oczywistą rzeczą jest alians Zjednoczonej Prawicy i szefostwa TK, ale teraz mamy dowód na piśmie.

Więcej o TK i PiS przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

PiS mówi, że nie ma co wyjaśniać, a Julia Przyłębska zaprzecza. Taka polityka - póki co dość skuteczna - by przemilczać wyciekłe e-maile (choć niektórzy politycy obozu rządzącego potwierdzają prawdziwość e-maili, ale czynią to, by uderzyć z Morawieckiego) to już tradycja. A gdy już się nie da nie odpowiadać na pytania o e-maile, to zaprzeczają, bo nie ma niezbitego dowodu na prawdziwość wiadomości.

Rzecznik rządu Piotr Müller mówi więc tak: "Nie ma ze strony polskiego rządu żadnych nacisków w zakresie wyrokowania ani na Trybunał Konstytucyjny, ani na Sąd Najwyższy, ani na sądy powszechne. To mogę podkreślić". Zaznaczając, że "wyrokowanie" to "szerokie pojęcie", które obejmuje również kwestie terminów rozpraw.

Opozycja i środowisko prawnicze ciskają jednak gromami. - Oczekiwałbym dymisji osób, które uczestniczyły w procederze opóźniania wyroków. Wcześniej należałoby jednak przeprowadzić postępowanie, choć oczywiście nie jestem naiwny, by sądzić, że obecna prokuratura przeprowadziłaby je rzetelne. Niemniej w normalnym państwie ujawnienie takich kontaktów między władzą wykonawczą i TK powinno oznaczać i śledztwo, i rozstanie się polityków oraz pani prezes Trybunału ze swoimi funkcjami - mówi Wojciech Hermeliński, były sędzia TK.

W tej sprawie są dwa aspekty. Państwowy i polityczny czy wręcz partyjny. Oba bardzo ważne, choć na różnych poziomach. Ale od początku.

"Poufna rozmowa", czyli - wedle wielu już ustaleń - rosyjscy hackerzy, którzy włamali się do skrzynki szefa KPRM Michała Dworczyka, publikują kolejne e-maile. To kopalnia - dziesiątki tysięcy wiadomości przesyłanych między premierem Mateuszem Morawieckim i jego współpracownikami i innymi politykami PiS. Najnowsze wykopalisko to wymiana między premierem a szefem jego kancelarii. Wynika z niej, że doszło do spotkania z Julią Przyłębską, na którym Dworczyk miał wpływać na odroczenie wyroków w trzech sprawach.

Pierwsza dotyczy przepisów, na podstawie których niekorzystnie obliczano emerytury kobiet urodzonych w 1953 roku. Tu wyrok zapadł w marcu 2019 r. Druga sprawa zakończyła się w czerwcu 2019 r. - TK uznał, że brak możliwości skorzystania ze świadczenia pielęgnacyjnego przez osoby na rencie jest niezgodna z konstytucją. A trzecia dotyczyła stwierdzenia niezgodności z konstytucją ustawy o zasadach i trybie wywłaszczania nieruchomości w zakresie, w jakim wyłącza on możliwość nabycia służebności przesyłu.

Każde z tych orzeczeń to konkretne koszty dla budżetu państwa. Wedle szacunków łącznie maks. 26 mld zł rocznie, a jednorazowo jeszcze kilkanaście miliardów. Słowem: gigantyczne pieniądze.

Dla porównania: koszt wypłaty 13. i 14. emerytury dla 6 milionów emerytów to 22 miliardy złotych. A roczny koszt podwyższenia 500+ do 700 zł to byłoby 16 miliardów zł.

Z samego e-maila wynika coś, co w zasadzie było absolutnie jasne od momentu, gdy Julia Przyłębska stanęła na czele TK. Po prostu: sprawy, na których ekspresowym rozpatrzeniu zależy PiS-owi, idą ekspresowo. A takie, których rozpatrzenia prezes PiS sobie życzy w konkretnym czasie, na ten moment czekają latami i czasami się nie doczekują. Ponadto istotne politycznie orzeczenia - choć to z e-maila nie wynika, ale z obserwacji od 2016 r. już tak - są w gruncie rzeczy po myśli obozu rządzącego.

E-mail daje kolejny dowód, że TK pod wodzą Przyłębskiej jest de facto sterowany z centrali PiS. Kolejny, bo przecież Jarosław Kaczyński sam przyznawał, że prywatnie spotyka się z Przyłębską i tylko naiwni mogą sądzić, że nad pomidorową rozmawiają tylko o literaturze. Warto tu przypomnieć najgłośniejsze orzeczenie obecnego TK, czyli ws. ustawy antyaborcyjnej: Jarosław Kaczyński najpierw na partyjnych spotkaniach mówił, że Trybunał wyznaczy rychły termin ogłoszenia wyroku, a potem Przyłębska to zrobiła.

O ile prezes PiS zajmuje się najważniejszymi sprawami, to Michał Dworczyk jest człowiekiem od codziennej roboty - także tej niewdzięcznej. Dworczyk - dla przyjaciół ma pseudonim z czasów harcerskich: "Misza" - jest w tej robocie bardzo sprawny.

Tym bardziej krytycznie Wojciech Hermeliński, były sędzia TK, ocenia wpływanie na terminy ogłaszania wyroków w jego rozmowach z prezeską TK: - Takie kontakty władzy wykonawczej z TK są groźne z dwóch powodów. Po pierwsze zagrażają one niezawisłości władzy sądowniczej. Przecież sądy i trybunały są, jak mówi konstytucja, władzą odrębną. Już samo opóźnianie terminu ogłoszenia wyroków jest więc nieakceptowalne. A po drugie: takie opóźnianie wyroków jest szkodliwe dla osób, których mają one dotyczyć, czyli tutaj konkretnie dla kobiet pobierających emerytury i opiekunów osób niepełnosprawnych. Mamy więc do czynienia z rażącym naruszeniem praw osób, które zdały się na orzeczenie TK, a powodem tego naruszenia było jedynie to, że rząd chciał możliwie długo uniknąć wypłaty ludziom kosztownych świadczeń - mówi nam Hermeliński.

Ten pierwszy aspekt - niezależność TK - nie jest nośny społecznie. Mało kogo wśród szeregowych wyborców interesuje bowiem to, czy polityk ma wpływ na wokandę TK. Niemniej z punktu widzenia trójpodziału władzy, który w państwie powinien być święty, praktyka taka jest zabójcza dla państwa. Gdyby chodziło jedynie o takie wyekstrahowane zjawisko, to dla PiS nie miałoby to dziś znaczenia.

Jednak z punktu widzenia politycznej czy wprost partyjnej logiki jest w tym grudka politycznego złota. Bo z trzech spraw poruszonych w e-mailu dwie zakończyły się wyrokami. A tylko jedna z trzech nowelizacją prawa, by ten wyrok wdrożyć. Słowem: załatwiono to, co było najtańsze (koszt to ok. miliarda zł rocznie) - emerytury dla ok. 100 tys. kobiet z rocznika 1953. I co też ważne: emerytki są bazowym elektoratem PiS, a koszt nie był zbyt wielki, a zysk polityczny realny.

Ale już druga sprawa jest mniej atrakcyjna, bo to świadczenia pielęgnacyjne dla rencistów opiekujących się osobą niepełnosprawną. Wyrok zapadł, ale i tak - co ważne - nie został wdrożony. Dworczyk szacował, że koszt roczny wyroku to będzie ok. 5 mld zł, ale - wedle innych kalkulacji - mogłoby to być nawet do 25 mld zł. Koszt ogromny, więc nie ma się co dziwić, że PiS się ociąga.

Z kolei koszt - to już trzecia sprawa - wypłat za to, że przez czyjeś działki biegną kable i stoją słupy, sięgnąłby kilkunastu miliardów. One wypłynęłyby niepostrzeżenie z niezauważalnym zyskiem politycznym. A przecież za taką górę pieniędzy można przekuć w obietnice i kupić nimi sporo głosów w wyborach.

Więcej o: