Pałac Prezydencki opublikował komunikat po rozmowie prezydentów Andrzeja Dudy i Jicchaka Herzoga. "Ustalono, że stosunki między obydwoma krajami zostaną przywrócone na właściwe tory. Prezydent Herzog, w ramach wspólnej inicjatywy z premierem i ministrem spraw zagranicznych Izraela, zwrócił się z prośbą o powrót ambasadora Polski do Izraela. Prezydent Duda zgodził się, że polski ambasador powinien zostać wyznaczony w krótkim czasie i poinformował, że nowy ambasador Izraela w Polsce złoży listy uwierzytelniające w najbliższych dniach" - podkreślono.
Więcej o polityce zagranicznej przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
W komunikacie - obok stwierdzeń o "poparciu dla rozwoju stosunków dwustronnych" - uwagę zwraca to, że prezydent Izraela prosił w imieniu swoim, premiera Jaira Lapida i szefa MSZ, by strona polska ponownie wysłała do Izraela swojego przedstawiciela w najwyższej randze: ambasadora.
Ta prośba jest ważna, bo wcześniej Jair Lapid osobiście wyrzucał ambasadora Polski Marka Magierowskiego z Tel Awiwu, a teraz prosi o przywrócenie na placówkę dyplomaty w randze ambasadora.
Szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta Jakub Kumoch mówi Gazeta.pl: - Izrael poprosił nas o przywrócenie stosunków na poziomie ambasadora i przez kilka miesięcy wspólnie wypracowywaliśmy formułę powrotu do normalnych relacji. To pokój odważnych bez zwycięzców i zwyciężonych, po prostu dajemy sobie jeszcze jedną szansę. Prezydent bardzo liczy, że wszelkie różnice zdań między oboma krajami będą odtąd rozwiązywane w duchu wzajemnego szacunku. Oba kraje na pewno potrzebują dobrych relacji.
Za kulisami od miesięcy, co przyznaje Jakub Kumoch, trwały negocjacje, jak wrócić do relacji na poziomie ambasadorów. Ale od początku.
Kryzys - w i tak już bardzo napiętych relacjach obu państw - zaczął się, gdy w Polsce uchwalano nowelizację Kodeksu postępowania administracyjnego: w połowie minionego roku. Co podkreśla strona izraelska, ustawa ta uniemożliwia zwrot mienia żydowskiego utraconego w czasie wojny lub mienia przejętego przez władze komunistyczne w okresie powojennym. A nawet ubieganie się o rekompensatę.
Nowelizacja Kpa zmieniła bowiem przepisy nakazujące uznawanie decyzji administracyjnej za nieważną z powodu "rażącego naruszenia prawa" - bez względu na fakt, jak dawno ją wydano. Po 30 lat od wydania decyzji niemożliwe jest już wszczęcie postępowania w celu jej zakwestionowania. Co najważniejsze: także w sprawie odebranego przed wieloma laty mienia. Ustawa była pokłosiem wyroku Trybunału Konstytucyjnego z maja 2015 r. i miała w zamyśle skończyć z dziką reprywatyzacją.
Gdy w sierpniu 2021 r. Sejm uchwalił, a potem prezydent Andrzej Duda podpisał nowelę KPA, wybuchł kryzys dyplomatyczny na linii Polska - Izrael. Ówczesny szef izraelskiego MSZ Jair Lapid - a od kilku dni już premier - oświadczył, że Polska przyjęła "niemoralną, antysemicką ustawę". - Polska stała się krajem antydemokratycznym, nieliberalnym, który nie honoruje największej tragedii w historii ludzkości - oceniał Lapid. Polecił wówczas charge d’affaires ambasady Izraela w Warszawie, aby "natychmiast wrócił do Izraela na konsultacje, na czas nieokreślony". A co więcej: wymusił, by będący akurat w kraju Marek Magierowski - wówczas ambasador Polski w Izraelu - nie wracał już do Izraela. Magierowski został więc w Warszawie. Mówiąc wprost: Lapid wyrzucił polskiego ambasadora. Magierowski nie wrócił już na placówkę w Izraelu, ale wyjechał do Waszyngtonu, gdzie również został ambasadorem.
Polskie władze odparowywały izraelskim. Prezydent Andrzej Duda mówił, że "bezczelnością jest twierdzenie, że my, Polacy i Polska jest komukolwiek cokolwiek winna w związku z II wojną światową". - Nie my ją rozpętaliśmy, nie my uczyniliśmy szkody, byliśmy jej ofiarą - dodawał. - Podpisywana ustawa nie zawiera nic, co byłoby nieznane prawodawstwom państw, z których politycy i organizacje przeciwko niej protestowali - argumentował.
Premier Mateusz Morawiecki uznawał decyzje Lapida za "budzące oburzenie". - Konsekwencją ostatnich agresywnych działań rządu Izraela jest wzrost nienawiści do Polski i Polaków w tym kraju - mówił.
Mimo takiego napięcia pod koniec lutego do Polski przyjechał wybrany jeszcze w 2020 r. nowy ambasador Izraela - Jaakow Liwne. Ale - co ważne - nie mógł złożyć po przyjeździe listów uwierzytelniających. Kancelaria Prezydenta nie wyznaczała mu bowiem terminu złożenia tychże listów na ręce prezydenta. A dopiero po przyjęciu listów uwierzytelniających przez głowę państwa dopełnia się akredytacja ambasadora i od tej chwili może on pełnić swoją funkcję. Zatem de facto nie był ambasadorem w Polsce, choć ambasada Izraela ogłaszała wcześniej, że "rozpoczął swoją misję ambasadora Izraela w Polsce".
W Izraelu nie było polskiego ambasadora, bo wyrzucono Marka Magierowskiego, a w Polsce był Jaakow Liwne, który nie dopełnił jednak uroczystej formalności, by zacząć misję ambasadora. Za kulisami trwały tymczasem rozmowy, jak - po tylu oskarżycielskich słowach ze strony władz Izraela - przywrócić relacje między państwami na najwyższym szczeblu. Rodzajem zadośćuczynienia za wcześniejsze wyrzucenie Magierowskiego przez władze Izraela jest obecna prośba prezydenta, premiera i szefa MSZ Izraela, by polski ambasador wrócił do Tel Awiwu. A w zamian Duda przyjmie w najbliższych dniach listy uwierzytelniające od izraelskiego dyplomaty, który na ich złożenie czeka od ponad czterech miesięcy.
Obie strony dążyły do przywrócenia relacji na szczeblu ambasadorów. Warszawa - bo otwarty dyplomatyczny front z Izraelem, gdy trwa wojna w Ukrainie, byłby szkodliwy. MSZ i prezydent Andrzej Duda nie wskazali jeszcze, kto będzie nowym ambasadorem w Izraelu.