W ubiegłym tygodniu Wirtualna Polska opublikowała reportaż zatytułowany: "'Płakałam, miałam ataki paniki', w którym ujawnione zostały zarzuty podwładnych wobec Tomasza Lisa. Tekst zawiera relacje kilkudziesięciu osób z redakcji Lisa, które opisują sytuacje, mogące świadczyć o mobbingu.
Lis stanowczo zaprzeczał tym doniesieniom. - Zestaw półprawd, ćwierćprawda, rozdmuchanych, poprzekręcanych, opartych na zeznaniach i wyznaniach dwóch osób, które według mnie w stu procentach zasadnie usunąłem z redakcji. I dzisiaj zrobiłbym dokładnie to samo - tak znany dziennikarz komentował publikację portalu Wp.pl w piątek w TOK FM.
W czwartek w rozmowie z Press Lis przyznał, że chce wytoczyć proces Szymonowi Jadczakowi, ale nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji.
- W wypowiedzi na żywo, bez uważnego przeczytania tekstu, mówiłem o ćwierćprawdach i półprawdach. Tu mogę dorzucić też pełne kłamstwa. Decyzję o procesie podejmę z prawnikami - przekazał Lis w przesłanej magazynowi "Press" odpowiedzi.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Szymon Jadczak zaznacza, że czeka na rozwój sytuacji i jest spokojny. - Wszystko, co miałem do powiedzenia, powiedziałem w tekście - dodał.
Jak pisaliśmy w Gazeta.pl, w najbliższy piątek Państwowa Inspekcja Pracy rozpocznie kontrolę procedur antymobbingowych i antydyskryminacyjnych w redakcji "Newsweek Polska".
Główny inspektor pracy Katarzyna Łażewska-Hrycko potwierdziła te informacje. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" przyznała też, że PIP zdecydowała się na podjęcie działań po licznych doniesieniach ws. mobbingu.
Wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska rozwiązało umowę z Tomaszem Lisem 24 maja br. w trybie natychmiastowym. Nie są znane przyczyny decyzji. Dziennikarz kierował tygodnikiem "Newsweek" od 2012 r.
Według ustaleń WP pierwsze zgłoszenia o możliwym niestosownym zachowaniu naczelnego pojawiły się w 2018 r. Lis miał kilkukrotnie publicznie wyśmiewać wygląd i ubiór jednego z dziennikarzy i robić przy tej okazji niestosowne porównania. Następnie wymieniane są kolejne zgłoszenia, które pracownice i pracownicy redakcji składali w odpowiednich biurach i departamentach wydawnictwa. Żadne miały nie przynieść efektów.