Niegodziwe, ale skuteczne. Oto dlaczego Kaczyński drwi z osób transpłciowych

Jacek Gądek
Prezes PiS Jarosław Kaczyński żartuje sobie z osób transpłciowych. Po co? By podzielić ludzi na zdrowo myślących Polaków i potłuczone lewactwo. Polaryzowanie wyborców wobec tematu osób LGBT to sprawdzona metoda, która przyczyniała się już wcześniej do wygranych PiS i Andrzeja Dudy. Niegodziwa, ale jednocześnie skuteczna.
Zobacz wideo Kaczyński zarzuca Tuskowi "zmiany psychiczne". Komentuje rzecznik PiS:

Zacznijmy od tego, co powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński, i co podkreślał. - Musimy doprowadzić, choć może to najtrudniejsze, do tego, żeby powróciła prawda. Oczywiście, ktoś może się z nami nie zgadzać, (bo) ma lewicowe poglądy - uważa, że każdy z nas może w pewnym momencie powiedzieć, że do tej pory, czyli do godziny… jest w tej chwili około wpół do szóstej, byłem mężczyzną, ale teraz jestem kobietą. Bo lewica uważa, że tak powinno być i należy tego przestrzegać. Mój szef w pracy czy nawet koleżanka, kolega powinni się do mnie zwracać już tym razem w formie żeńskiej. No, można mieć takie poglądy, dziwne co prawda, ja bym to badał.

 

Więcej o polskiej polityce przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

Słowem wedle prezesa: lewicowość to nienormalność. I jak ktoś nie jest przekonany - ujmując to dość ordynarnie - że baba to baba, a chłop to chłop, to jest potłuczonym, chorym lewakiem. A idea jest taka: najpierw trochę - na przykład żartem - poszczuć, a potem liberalna i lewicowa opozycja już same zepchnie się do politycznego narożnika broniąc osób LGBT.

Tak się, proszę państwa, robi politykę. Brutalnie i cynicznie, nawet jeśli żartem. I nawet jeśli w sieci i mediach wiele się wylało krytyki na Kaczyńskiego za słowa o transpłciowości, to metoda prezesa PiS jest użyteczna i skuteczna. Do obozu obrońców osób transseksualnych - nie rozumianych i często nie akceptowanych przez własnych rodziców, a co dopiero przez nieznających tej problematyki zwykłych wyborców - zapisuje się teraz nie tylko lewica, ale też politycy Platformy Obywatelskiej czy Polski2050.

Spośród tematów nazywanych obyczajowymi transpłciowość (choć w niej więcej jest medycyny, a nie obyczajowości) jest zwykłym ludziom najbardziej obca. Związki partnerskie, aborcja - te tematy bardziej służą opozycji, bo Polacy się już dostatecznie zliberalizowali. Małżeństwa i adopcje przez pary homoseksualne wciąż służą PiS-owi - widać to choćby po ucieczkach Donalda Tuska od pytań o małżeństwa jednopłciowe. Ale transpłciowość ma dla PiS-u też swój urok, bo to zwłaszcza dla wyborców PiS teoria, a nie realni ludzie - o transfobię bardzo więc łatwo.

0,001-0,002 proc. - taki wedle szacunków jest odsetek osób transpłciowych. Jaka więc część społeczeństwa ma jakiekolwiek osobiste doświadczenie kontaktu z osobą trans? Ludzie zwyczajnie nie znają problemu - ani z własnych kontaktów, ani opierając się na wiedzy naukowej, łatwo więc chłoną polityczne, religijne, ideologiczne narracje. Albo zwyczajnie, kierując się brakiem jakiejkolwiek znajomości tematu uznają bycie trans za coś nierealnego.

Co ciekawe, Jarosław Kaczyński zapewne też jest wśród tych paru procent osób, które jednak zetknęły się z osobą trans. Z Ewą Hołuszko. To bohaterka podziemnej "Solidarności", dobrze znająca się - przynajmniej kiedyś - z postsolidarnościowymi elitami. Kiedyś miała w dowodzie osobistym: Marek Hołuszko. Za bohaterstwo odznaczał ją osobiście prezydent Lech Kaczyński. Gdy brat Jarosława wręczał jej odznaczenie - Ewie, a nie Markowi - pocałował ją w dłoń.

Sam miałem okazję być w domu u Hołuszko. Dom to zbyt dużo powiedziane: zagrzybione mury i ściany ze zmurszałych desek przykryte folią zamiast dachu. A dookoła kamery, bo nie raz padała ofiarą ataków. Rozmawialiśmy pod okiem Matki Boskiej i małego Jezusa patrzących z ikony - lata wcześniej stojąc przed nimi była o krok od przygotowywanego samobójstwa. Mówiła wprost, że dla niej to był wybór: albo przejdzie zmianę i będzie żyć życiem kobiety, albo się zabije. - Byłam dla dużej części społeczeństwa niepotrzebnym, wyrzuconym śmieciem. Był to śmieć, który myśli i czuje - to jej słowa. I dodawał: - Jest coś ważniejszego od życia: poczucie własnej godności.

Słowa Jarosława Kaczyńskiego - nawet jeśli sobie żartuje - odbierają godność. Tak pani Ewie, jak i reszcie ludzi trans. Ludzi. Ewa Hołuszko nie decydowała się codziennie o godzinie wpół do szóstej, że chce żyć życiem kobiety. Zdecydowała o tym raz, i był to wybór między życiem a zadaniem sobie śmierci. Lech Kaczyński honorując ją w umieniu państwa polskiego jako bohaterkę i kobietę, zapewne to rozumiał. Jarosław też powinien.

Prezes PiS wybiera jednak żarty z osób trans, choć zapewne wie, co oznacza bycie trans: hejt, próby samobójcze, alienacja, wyrzucanie z domu - problemy można by wymieniać długo. A żeby zmienić oznaczenie płci w swoim dowodzie osobistym, należy pozwać własnych rodziców - procedura to wręcz barbarzyńska, a do tego sporo kosztuje. To wszystko nie ma znaczenia w kalkulacji politycznej prezesa PiS.

Moment, w którym prezes PiS żartował, nie był przypadkowy. Słowa zbiegały się z paradą równości w Warszawie. Ale to tylko wstęp. Jest to bowiem wspomnienie poprzednich i jednocześnie zapowiedź kolejnego wykorzystania tematyki osób LGBT w kampanii wyborczej.

Wyborców PiS można podzielić na socjalnych - doceniających 500+ czy dodatkowe emerytury - i tożsamościowych, którzy są przywiązani do Kościoła, patriotyzmu i tradycyjnych modeli rodziny. Samo hasło "ideologii LGBT", "ideologii gender" jest wprost skrojone, by mobilizować tych drugich. Tak robił prezydent Andrzej Duda w kampanii 2020 r., tak też robiło PiS w poprzednich kampaniach. Wygrywali. PiS uczyniło ministrem edukacji prof. Przemysława Czarnka, by dowartościowywać swój tożsamościowy elektorat i utrzymywać jego mobilizację.

A kto stoi w największym stopniu w opozycji wobec PiS? Młodzież, która skręca w lewo. Zwłaszcza młode kobiety. Manifestacje po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji z października 2020 r. były doświadczeniem pokoleniowym dla masy nastolatków czy osób 20+, zwłaszcza z nieco większych ośrodków, a nie prowincji. Jeden z polityków PiS mówił Gazeta.pl tak: - Julki są już dla nas stracone. Celujemy bardziej w Grażynki.

I oczywiście w mężczyzn.

Dla boomerów wyjaśnienie: słowo "Julka" było kandydatką w plebiscycie Młodzieżowe Słowo Roku 2020. To określenie dla młodych kobiet o lewicowych poglądach, które jasno wyrażają swoje zdanie. "Julkę" jednak zdyskwalifikowano w konkursie. A "Grażynki" to starsze, tradycyjne kobiety - prawicowe bądź centrowe.

Z badań wynika, że Polacy mający poglądy lewicowe są w mniejszości, choć przyrost takich poglądów jest największy. Wciąż jednak (wedle CBOS) lewicowość (21 proc.) jest za poglądami prawicowymi (37) i centrowymi (27). Rezerwuar głosów dla PiS jest więc dość duży. Z kolei dla opozycji (oprócz Nowej Lewicy, która ma ją na sztandarach, ale w sondażach wyniki zaledwie ok. 10 proc.) łatka lewicowości jest zabójcza, bo spycha ją w kierunku najwęższej grupy społecznej o poglądach lewicowych (często zresztą zapewne utożsamianych z poglądami antyPiS). PiS już przyklejało łatkę "lewica" opozycji - choćby Rafałowi Trzaskowskiemu za podpisanie Karty LGBT+, której zresztą potem nie realizował.

Zwłaszcza PO boi się łatki lewicowej w sprawach obyczajowych. Tak w przeszłości, jak i teraz.

Tu trochę historii. Dla PO temat osób trans - z perspektywy społecznej absolutnie marginalny, a z ludzkiej perspektywy tychże osób i ich bliskich często definiujący ich życie - był już bardzo kłopotliwy. W czasie rządów PO-PSL ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin mówił wprost (w 2011 r.), że procedury korekty płci są "nieludzkie" i "należy je zmienić". Ale później tłumaczył, że premier Donald Tusk tak go zasypał robotą, że na tę ustawę nie miał już czasu. Dopiero na samym finiszu kadencji w 2015 r., pod wodzą skręcającej w lewo premier Ewy Kopacz część Platformy poparła ustawę o korekcie płci autorstwa Ruchu Palikota (ustawa i tak padła, bo Andrzej Duda ją zawetował). Słowem: Donald Tusk, który dziś znów jest u sterów PO, nie chciał poruszać tematu osób trans - wiedział, że to tylko wpędzi partię w lewicowy narożnik i będzie służyć PiS-owi.

Dziś prezes żartując z osób transpłciowych, chce, by opozycja znów się w tym narożniku znalazła. Ale nie tylko. Prezes PiS rozpala emocje aktywistów społeczności LGBT i jej sojuszników licząc na kolejne dość prymitywne prowokacje - jak parodie mszy czy stylizowania monstrancji niesionej w czasie procesji na waginę - na przykład w czasie parad równości. Nic tak bowiem nie cieszy sztabowców PiS jak atak na Kościół i symbole religijne. Bo wtedy PiS może stawać w obronie ludzie wierzących - swoich wyborców.

Więcej o: